Juro jadę w świat - Krym
- Adam
- Posty: 2226
- Rejestracja: 22 października 2007, 19:52
- Motocykl: 1100, 92r. OGAR 200
- Lokalizacja: Święta Anna
- Wiek: 45
- Kontakt:
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Gratuluje wyprawy i czekam na fotki.
- Schwartzu
- Posty: 1805
- Rejestracja: 23 kwietnia 2009, 21:03
- Motocykl: XV535'99, BMWR1100RT
- Lokalizacja: Warszawa
- Wiek: 39
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Ciekawy kierunek, czekamy relacji
"Without Contraries is no progression. Attraction and Repulsion, reason and Energy, Love and Hate, are necessary to Human existence."
W. Blake
W. Blake
- Celina
- Posty: 722
- Rejestracja: 30 września 2011, 00:58
- Motocykl: XV 535 '99
- Lokalizacja: Warszawa
- Wiek: 36
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Nie obijaj się, Qbeł!
Kasia
"I ja mam chwile filozoficznej zadumy.
Staję sobie na moście nad Wisłą, od czasu do czasu spluwam na fale i myślę przy tym: Panta rei." /Lec
"I ja mam chwile filozoficznej zadumy.
Staję sobie na moście nad Wisłą, od czasu do czasu spluwam na fale i myślę przy tym: Panta rei." /Lec
- Winnetou
- Posty: 3713
- Rejestracja: 15 maja 2008, 22:01
- Motocykl: niemiecki
- Lokalizacja: Augsburg(Bawaria)
- Wiek: 57
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
On sie nie obija-On jest teraz na rehabilitacji w Ciechocinku.Celina pisze:Nie obijaj się, Qbeł!
A powazniej to szacuneczek Kuba!
Jedni umieją drudzy"umią"...
"Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój"
"Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój"
- Qbeł
- Posty: 4042
- Rejestracja: 19 stycznia 2009, 17:44
- Motocykl: Honda ST 1300
- Lokalizacja: Głęboka Wiocha k/Zgierza obok Łodzi
- Wiek: 55
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Wyjeżdżam planowo , no? , może z małą obsuwką czasową , ale co tam , godzinka w tę czy we w tę nie ma znaczenia , tym bardziej ,że przede mną tych godzin w siodle sporo.
Pruję do Chełma , gdzie mam klepnięty pierwszy nocleg w jednostce straży pożarnej ? i z resztą jedyny planowany podczas tej podróży.
Pierwsza droga mojej wyprawy , to długa , prosta , monotonna autostrada do Warszawy. Biorę bilecik by po kilku kilometrach zwrócić go w okienku i zapłacić całe 60 gr , a później już droga będzie za free. Lecę, pogoda fajna , nie za ciepło i nie za zimno ? w sam raz na motor. Przede mną tylko czarny asfalt? , żadnych widoczków poza ekranami dźwiękochłonnymi , których podobno jest więcej kilometrów (licząc obustronnie) niż wynosi długość tego odcinka autostrady. Jadę i się zastanawiam dlaczego nikt jeszcze nie wpadł na pomysł by te ekrany połączyć dachem , przecież mielibyśmy najdłuższy tunel na świecie!
Jest Warszawa. Zjeżdżam z ?autobany? w poszukiwaniu drogi na Lublin i po jakimś czasie pierwszy postój na tankowanie i fajeczkę. Fajna furka się tankuje , więc focia na początek wyprawy.
Do Chełma docieram około 19.00 , odnajduje właściwa jednostkę straży pożarnej, w której mam nocleg. Z przyjemnością zjadam dwa talerze gorącej zupki , która została od obiadu , jeszcze troszkę męskich strażackich rozmów , troszkę pytań dlaczego właśnie tam w ten dziki kraj , na jak długo , dlaczego sam etc. Spać, trzeba iść spać. Za mną pierwsze 360 km , a jutro przede mną 530 i pierwsze nieznane, czyli granica z Ukrainą o przekraczaniu której w necie jest mnóstwo jeżących włos na głowie historii.
Budzę się wcześnie , przed budzikiem , jestem nabuzowany emocjami , chcę już jechać dalej. Śniadanie , pakowanie , pożegnanie z kolegami i odjeżdżam ze strażnicy w kierunku granicy.
Po 20 km jestem na przejściu w Dorohusku. Ostatni raz na przejściu, gdzie istnieje kontrola celna , byłem jakieś 20 lat temu i od tamtego czasu nic się nie zmieniło , no ? , może poza terminalami. Przejście obstawione jest masą wszelkiej maści budek mieszczących kantory i jadłodajnie. Wszystko wygląda od Sasa do Lasa i pewnie byłby w tym jakiś urok i klimat , gdyby nie tony walających się wokół śmieci.
Lecę do kantoru , czyli jakiegoś kontenera budowlanego , w którym znajduje się punkt wymiany walut. Przygotowując się do wyjazdu szperałem w necie szukając porad związanych z kierunkiem mojej podróży i jedną z tych porad było by kupować hrywny(waluta ukraińska) na granicy , gdyż jest taniej. Niestety hrywny są tej samej cenie co u mnie w mieście , więc oczekiwana stówka oszczędności się rozmyła. Przy tej ilości hrywien , która kupuję udaje mi się zbić cenę o 2 gr - na nocleg z kolacja jest
Fajeczka i do odprawy. Podobno przekraczanie granicy w stronę Ukrainy jest najszybsze w niedzielę(za netem) i tak właśnie tej niedzieli jest. Przede mną do odprawy jedynie dwie ukraińskie łady. Polski pogranicznik , celnik i po dwóch minutach jadę przez most na stronę ukraińską do odprawy. Ukraiński pogranicznik? i magiczny kwitok , czyli karteczka od ogranicznika , która rangą ważności dorównuje paszportowi , czyli bez magicznego kwitka na Ukrainę nie wjedziesz. Pogranicznik na kwitku wypisuje moje imię i nazwisko , nr rejestracyjny i markę pojazdu. I zaczęło być wesoło Pogranicznik mówi : Harley , ja: Honda , pogranicznik: Harley, ja: niet Harley, eto Honda, pogranicznik: Harley Honda. I tak stanęło na kwitoczku.
Z kwitkiem kolejno należy pobiegać po okienkach , gdzie pozyskujemy w paszporcie i na kwitku jakże ważne urzędowe pieczecie.
Stojąc i czekając na odprawę celną zastanawiam się nad Harleyem Hondą... . Jeśli na Ukrainie mają jakiś centralny system , to co będzie jak będę wracał Hondą Shadow? Będą kłopoty?
Woła mnie ukraiński celnik ? paszport , kwitok , dowód rejestracyjny i jest pierwszy stempel. Idę do okienka obok po drugi stempel ? tutaj stempluje ładna Ukrainka z gwiazdkami na pagonach , ale niestety bardzo poważna - urząd zobowiazuje?. Jadę dalej by oddać magiczny kwitek kolejnemu pogranicznikowi. I jestem po 15 minutach na Ukrainie. Teraz kierunek Kijów.
Do Kijowa 500 km prostej , budowanej na Euro 2012 drogi. Zatankowałem jeszcze w Polsce , wiec zbiornik pełen i nie muszę się zatrzymywać w najbliższym czasie. Z granicy wyjeżdżam dwupasmową drogą , która po kilku kilometrach zaczyna się wić jak piskorz . Raz brakuje pasa lewego , raz prawego i tak przez wiele kilometrów. Jakoś dwupasmówka im na to Euro nie wyszła
Tak wygląda północno-zachodnia Ukraina
Prze wieczorem jestem w Kijowie i zaczynam rozpytywać o nocleg . W zakorkowanym Kijowie zaczepiam gościa na VTX-się , by mi wskazał , gdzie mogę znaleźć jakieś niedrogie spanko. Sława (tak ma na imie biker) mówi ,że niczego nie muszę szukać i zaprasza mnie do siebie. No to pajechali. Ląduję w jakiejś dzielnicy przemysłowej , gdzie Sława ma firmę i gdzie jednocześnie mieszka. Motocykle do garażu i idziemy do domu. Jemy kolacje , wypijamy butelke wina i gadamy do późnej nocy. Może tę gadaninę byśmy zakończyli wcześniej , ale moja znajomość języka rosyjskiego z przed 25 lat na poziomie liceum nie pozwoliła na wczesny sen .
Wstaję rano , w domu cisza , wyglądam przez okno na niebo pokryte ciężkimi chmurami ? pada. Cóż , pewnie ?kondon? będzie w użyciu.
Jemy sniadanie , gadamy, pogoda się klaruje , wychodzi słonko. Jest dobrze. Sława deklaruje się , że pokaże mi Kijów ?z motocykla? i wyprowadzi na rogatki miasta w kierunku na mój kolejny cel podróży , czyli Nikolaiv.
Lecimy w miasto. Ukraina jest państwem milicyjnym , Kijów jest miastem , gdzie milicjant stoi co sto metrów , a Sława jedzie bez szlioma(kasku) i każdego napotkanego milicjanta obdarowuje gestem ?fuck?. Czyżby moja ukraińska przygoda miałaby się zakończyć w Kijowie ? Bo to przecież ja jestem łatwym kąskiem dla ?obdarowanych? przez Sławę milicjantów , jako że jadę za Nim. Luzik , widać kijowska milicja , albo jest tak cierpliwa , albo już zna Sławę i jego nonkonformistyczne poglądy oraz sposób ich okazywania.
Pomnik "Miasto Bohater"
Plac Niezawisłości , na którym rozpoczeła sie Pomarańczowa Rewolucja , której wg. Ukraińców wcale nie było.
Panorama Kijowa
Z Kijowa wyjeżdżam późno , do Nikolaiva 500 km ? będzie ciężko. Na szczęście przede mną droga szybkiego ruchu. Po drodze jest jeszcze Pervomaisk , czyli post sowiecka baza rakietowa ?muzeum. Cienko z czasem , ale jak już tutaj jestem , to trzeba zajrzeć . Wprawdzie nie jestem fanem militarystki i spozierania na sowieckie relikty przeszłej wielkości , ale cóż kilka fotek na biegu zrobię.Podobno jest to muzeum , ale urządzenia są w 100 % sprawne , więc wietrząc teorie spiskową zastanawiam się czy przypadkiem takie muzeum nie jest formą przykrywki dla satelitów i szpiegów?. Kompleksowe zwiedzanie to 1,5 h , nie mam tyle czasu. Kilka fotek i spadam.
Przed zmrokiem do Nikolaiva nie dojadę , więc zaczynam się rozglądać za noclegiem szukając na mapie jakiegoś miasta , gdzie spodziewam się straży pożarnej i ewentualnego noclegu u ukraińskich kolegów . Do Nowej Odessy mam 30 km , zmierzcha , więc na ukraińskiej drodze robi się nieprzyjemnie. Jako ,że ukraińscy kierowcy jeżdżą podobnie jak kierowcy rosyjscy , których wyczyny można pooglądać w necie , więc na drodze nie ma ?zmiłuj się?. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, ponieważ na drodze pierwszeństwo ma większy. Jeśli do tego dodamy brak konieczności jazdy w dzień na światłach to robi się bardzo nieprzyjemnie , tym bardziej ,że zauważyłem ,iż dla ukraińskiego kierowcy dzień trwa nadal po zmroku , czyli samochód bez włączonych świateł wieczorem nie jest niczym niezwykłym.Z duszą na ramieniu dojeżdżam do Nowej Odessy , odnajduję straż pożarną i bingo- mogę przenocować!
Mają bidę. Brak prysznica , toaleta , typu wygódka na zewnątrz na pedały, brak ciepłej wody , archaiczny sprzęt. Ale ludzie o wielkim sercu!!! Gdy jem kolację przychodzą i wyciągają z chaładilnika(lodówka) co kto ma i mnie częstują. Natomiast rano zastaję ich jak jedzą na śniadanie suchy chleb z herbatą , więc wyciągam co mam ze swoich zapasów z Polski i i teraz ja ich częstuję.
O 8.30. ruszam dalej. Dzisiaj nocleg już na Krymie , w Olenivce, czyli do przejechania 400 km.
Wyjeżdżam z Nowej Odessy żegnany przez spuściznę Sojuza , której to spuścizny wiele na Ukrainie.
Nikolaiv zostawiam po prawej i i gnam na Kherson. Robi się coraz cieplej i coraz klimatyczniej. Krajobraz zaczyna się zmieniać na suchy stepowy i zaczynają się pojawiać obrazki , których do tej pory nie było. Przy drodze , a właściwie w jej wzdłuż wyrastają bazary warzywne - arbuzy , melony ,winogrona i wszelkiej maści warzywa.
Coraz cieplej , odpinam podpinkę , rozpinam kurtkę. Zrywa się silny , ciepły, boczny wiatr. Widzę po prawej morze , jeszcze jest daleko , ale to oznaka ,że jestem u bram Krymu.
Jestem. Wjeżdżam na Krym. Hurra
Krym jest autonomiczną republiką i pewnie stąd ta pseudo granica.
ZDJĘCIE
Kieruje się na Olenivkę. Niezbyt szeroka i niezbyt równa droga wiedzie przez wysuszoną ziemię , która porastają jakby karłowate akacje , które oddzielają mnie od Morza Czarnego. No nie tylko akacje , jest jeszcze jakieś 300 m stepu. Jadę i się gapię na morze. Morze Czarne powinno być czarne , no może jakieś sine lub chociaż troszkę ponure , ale nie? , jest przepięknie turkusowo - niebieskie. Nie wytrzymuję i zjeżdżam w boczną stepową drogę jakich wiele mijałem podczas ostatniej godziny.
Chcę dotknąć i zobaczyć czy faktycznie jest tak ciepła woda w morzu jak opisują , czy faktycznie jest słona. Po prostu muszę , bo się uduszę. Dróżka wydaje się twarda , więc jadę dotknąć morza. Morza nie dotknąłem , ale moja żuchwa i tak dotknęła gleby.
Wybrzeże Tarchankut , czyli miejsce , gdzie ?ludzie nie płacą podatków?. Nie mogę sobie odmówić przejechania choć kawałeczka stepowej drogi , która biegnie tuż obok klifów i która ciągnie się niemalże wzdłuż całego wybrzeża Tarchankut. Wprawdzie Ach i Och to nie enduro , ale jakość gruntowej drogi pozwala na wolną jazdę. Jest pięknie.
Czas wracać. Do Olenivki już niedaleko. Wyjeżdżam z powrotem na drogę asfaltową , której nawierzchnia przypomina poukładane obok siebie orzechy laskowe zalane asfaltem. Przy stówce motor chce żyć własnym życiem , no?, ale nie on tu rządzi.
Jestem w Olenivce, szukam noclegu. Po oglądnięciu kilku kwater w końcu trafiam na coś z mediami i w dobrej cenie. Zostaje na noc.
Dzisiaj kierunek Eupatoria i Bakczysaraj. Po nocnej ulewie , która obudziła mnie dudnieniem w dach , ani śladu , jest słonecznie i cieplutko.
Po drodze zauważam napis ?czeburieki? na jakimś kolorowym budynku stojącym niemalże w szczerym polu. Zawracam bo raz ,że jestem głodny , dwa , że chcę na Ukrainie poznawać smaki , których u nas nie ma , a trzy , że ciekawi mnie czy te ukraińskie czeburieki będą smakowały tak jak te , które dawno temu jadłem w Węgorzewie .
Węgorzewskie czeburieki były węgorzewskimi i nie miały nic wspólnego z tym co tutaj skosztowałem. Pyszota i do tego za drobne:)
Chyba za dużo zjadłem i zamek suwaka w kurtce odmawia posłuszeństwa. Mam problem , kurtka się nie zasuwa . Tak , więc zwiedzanie Eupatorii rozpocznę od poszukiwania miejsca , gdzie naprawią mi suwak.Metodą koniec języka za przewodnika odnajduję w Eupatorii ?Mastierskoje szwalnoje? i problem z suwakiem jest zażegnany. Jadę do dzielnicy karaimskiej by zobaczyć Meczet Piątkowy , Sobór św.Mikołaja oraz zabudowania karaimskie wraz z kenesami czyli karaimskim domem modlitwy.
Niestety w soborze zdjęć nie można robić
Przepiękna dzielnica karaimska , której piekno zeszpecono żółtymi rurami gazowymi
Kenesy , czyli miejsce modlitw Karaimów
Z Epatorii lecę do Bakczysaraju.
C.D.N.
Pruję do Chełma , gdzie mam klepnięty pierwszy nocleg w jednostce straży pożarnej ? i z resztą jedyny planowany podczas tej podróży.
Pierwsza droga mojej wyprawy , to długa , prosta , monotonna autostrada do Warszawy. Biorę bilecik by po kilku kilometrach zwrócić go w okienku i zapłacić całe 60 gr , a później już droga będzie za free. Lecę, pogoda fajna , nie za ciepło i nie za zimno ? w sam raz na motor. Przede mną tylko czarny asfalt? , żadnych widoczków poza ekranami dźwiękochłonnymi , których podobno jest więcej kilometrów (licząc obustronnie) niż wynosi długość tego odcinka autostrady. Jadę i się zastanawiam dlaczego nikt jeszcze nie wpadł na pomysł by te ekrany połączyć dachem , przecież mielibyśmy najdłuższy tunel na świecie!
Jest Warszawa. Zjeżdżam z ?autobany? w poszukiwaniu drogi na Lublin i po jakimś czasie pierwszy postój na tankowanie i fajeczkę. Fajna furka się tankuje , więc focia na początek wyprawy.
Do Chełma docieram około 19.00 , odnajduje właściwa jednostkę straży pożarnej, w której mam nocleg. Z przyjemnością zjadam dwa talerze gorącej zupki , która została od obiadu , jeszcze troszkę męskich strażackich rozmów , troszkę pytań dlaczego właśnie tam w ten dziki kraj , na jak długo , dlaczego sam etc. Spać, trzeba iść spać. Za mną pierwsze 360 km , a jutro przede mną 530 i pierwsze nieznane, czyli granica z Ukrainą o przekraczaniu której w necie jest mnóstwo jeżących włos na głowie historii.
Budzę się wcześnie , przed budzikiem , jestem nabuzowany emocjami , chcę już jechać dalej. Śniadanie , pakowanie , pożegnanie z kolegami i odjeżdżam ze strażnicy w kierunku granicy.
Po 20 km jestem na przejściu w Dorohusku. Ostatni raz na przejściu, gdzie istnieje kontrola celna , byłem jakieś 20 lat temu i od tamtego czasu nic się nie zmieniło , no ? , może poza terminalami. Przejście obstawione jest masą wszelkiej maści budek mieszczących kantory i jadłodajnie. Wszystko wygląda od Sasa do Lasa i pewnie byłby w tym jakiś urok i klimat , gdyby nie tony walających się wokół śmieci.
Lecę do kantoru , czyli jakiegoś kontenera budowlanego , w którym znajduje się punkt wymiany walut. Przygotowując się do wyjazdu szperałem w necie szukając porad związanych z kierunkiem mojej podróży i jedną z tych porad było by kupować hrywny(waluta ukraińska) na granicy , gdyż jest taniej. Niestety hrywny są tej samej cenie co u mnie w mieście , więc oczekiwana stówka oszczędności się rozmyła. Przy tej ilości hrywien , która kupuję udaje mi się zbić cenę o 2 gr - na nocleg z kolacja jest
Fajeczka i do odprawy. Podobno przekraczanie granicy w stronę Ukrainy jest najszybsze w niedzielę(za netem) i tak właśnie tej niedzieli jest. Przede mną do odprawy jedynie dwie ukraińskie łady. Polski pogranicznik , celnik i po dwóch minutach jadę przez most na stronę ukraińską do odprawy. Ukraiński pogranicznik? i magiczny kwitok , czyli karteczka od ogranicznika , która rangą ważności dorównuje paszportowi , czyli bez magicznego kwitka na Ukrainę nie wjedziesz. Pogranicznik na kwitku wypisuje moje imię i nazwisko , nr rejestracyjny i markę pojazdu. I zaczęło być wesoło Pogranicznik mówi : Harley , ja: Honda , pogranicznik: Harley, ja: niet Harley, eto Honda, pogranicznik: Harley Honda. I tak stanęło na kwitoczku.
Z kwitkiem kolejno należy pobiegać po okienkach , gdzie pozyskujemy w paszporcie i na kwitku jakże ważne urzędowe pieczecie.
Stojąc i czekając na odprawę celną zastanawiam się nad Harleyem Hondą... . Jeśli na Ukrainie mają jakiś centralny system , to co będzie jak będę wracał Hondą Shadow? Będą kłopoty?
Woła mnie ukraiński celnik ? paszport , kwitok , dowód rejestracyjny i jest pierwszy stempel. Idę do okienka obok po drugi stempel ? tutaj stempluje ładna Ukrainka z gwiazdkami na pagonach , ale niestety bardzo poważna - urząd zobowiazuje?. Jadę dalej by oddać magiczny kwitek kolejnemu pogranicznikowi. I jestem po 15 minutach na Ukrainie. Teraz kierunek Kijów.
Do Kijowa 500 km prostej , budowanej na Euro 2012 drogi. Zatankowałem jeszcze w Polsce , wiec zbiornik pełen i nie muszę się zatrzymywać w najbliższym czasie. Z granicy wyjeżdżam dwupasmową drogą , która po kilku kilometrach zaczyna się wić jak piskorz . Raz brakuje pasa lewego , raz prawego i tak przez wiele kilometrów. Jakoś dwupasmówka im na to Euro nie wyszła
Tak wygląda północno-zachodnia Ukraina
Prze wieczorem jestem w Kijowie i zaczynam rozpytywać o nocleg . W zakorkowanym Kijowie zaczepiam gościa na VTX-się , by mi wskazał , gdzie mogę znaleźć jakieś niedrogie spanko. Sława (tak ma na imie biker) mówi ,że niczego nie muszę szukać i zaprasza mnie do siebie. No to pajechali. Ląduję w jakiejś dzielnicy przemysłowej , gdzie Sława ma firmę i gdzie jednocześnie mieszka. Motocykle do garażu i idziemy do domu. Jemy kolacje , wypijamy butelke wina i gadamy do późnej nocy. Może tę gadaninę byśmy zakończyli wcześniej , ale moja znajomość języka rosyjskiego z przed 25 lat na poziomie liceum nie pozwoliła na wczesny sen .
Wstaję rano , w domu cisza , wyglądam przez okno na niebo pokryte ciężkimi chmurami ? pada. Cóż , pewnie ?kondon? będzie w użyciu.
Jemy sniadanie , gadamy, pogoda się klaruje , wychodzi słonko. Jest dobrze. Sława deklaruje się , że pokaże mi Kijów ?z motocykla? i wyprowadzi na rogatki miasta w kierunku na mój kolejny cel podróży , czyli Nikolaiv.
Lecimy w miasto. Ukraina jest państwem milicyjnym , Kijów jest miastem , gdzie milicjant stoi co sto metrów , a Sława jedzie bez szlioma(kasku) i każdego napotkanego milicjanta obdarowuje gestem ?fuck?. Czyżby moja ukraińska przygoda miałaby się zakończyć w Kijowie ? Bo to przecież ja jestem łatwym kąskiem dla ?obdarowanych? przez Sławę milicjantów , jako że jadę za Nim. Luzik , widać kijowska milicja , albo jest tak cierpliwa , albo już zna Sławę i jego nonkonformistyczne poglądy oraz sposób ich okazywania.
Pomnik "Miasto Bohater"
Plac Niezawisłości , na którym rozpoczeła sie Pomarańczowa Rewolucja , której wg. Ukraińców wcale nie było.
Panorama Kijowa
Z Kijowa wyjeżdżam późno , do Nikolaiva 500 km ? będzie ciężko. Na szczęście przede mną droga szybkiego ruchu. Po drodze jest jeszcze Pervomaisk , czyli post sowiecka baza rakietowa ?muzeum. Cienko z czasem , ale jak już tutaj jestem , to trzeba zajrzeć . Wprawdzie nie jestem fanem militarystki i spozierania na sowieckie relikty przeszłej wielkości , ale cóż kilka fotek na biegu zrobię.Podobno jest to muzeum , ale urządzenia są w 100 % sprawne , więc wietrząc teorie spiskową zastanawiam się czy przypadkiem takie muzeum nie jest formą przykrywki dla satelitów i szpiegów?. Kompleksowe zwiedzanie to 1,5 h , nie mam tyle czasu. Kilka fotek i spadam.
Przed zmrokiem do Nikolaiva nie dojadę , więc zaczynam się rozglądać za noclegiem szukając na mapie jakiegoś miasta , gdzie spodziewam się straży pożarnej i ewentualnego noclegu u ukraińskich kolegów . Do Nowej Odessy mam 30 km , zmierzcha , więc na ukraińskiej drodze robi się nieprzyjemnie. Jako ,że ukraińscy kierowcy jeżdżą podobnie jak kierowcy rosyjscy , których wyczyny można pooglądać w necie , więc na drodze nie ma ?zmiłuj się?. Trzeba mieć oczy dookoła głowy, ponieważ na drodze pierwszeństwo ma większy. Jeśli do tego dodamy brak konieczności jazdy w dzień na światłach to robi się bardzo nieprzyjemnie , tym bardziej ,że zauważyłem ,iż dla ukraińskiego kierowcy dzień trwa nadal po zmroku , czyli samochód bez włączonych świateł wieczorem nie jest niczym niezwykłym.Z duszą na ramieniu dojeżdżam do Nowej Odessy , odnajduję straż pożarną i bingo- mogę przenocować!
Mają bidę. Brak prysznica , toaleta , typu wygódka na zewnątrz na pedały, brak ciepłej wody , archaiczny sprzęt. Ale ludzie o wielkim sercu!!! Gdy jem kolację przychodzą i wyciągają z chaładilnika(lodówka) co kto ma i mnie częstują. Natomiast rano zastaję ich jak jedzą na śniadanie suchy chleb z herbatą , więc wyciągam co mam ze swoich zapasów z Polski i i teraz ja ich częstuję.
O 8.30. ruszam dalej. Dzisiaj nocleg już na Krymie , w Olenivce, czyli do przejechania 400 km.
Wyjeżdżam z Nowej Odessy żegnany przez spuściznę Sojuza , której to spuścizny wiele na Ukrainie.
Nikolaiv zostawiam po prawej i i gnam na Kherson. Robi się coraz cieplej i coraz klimatyczniej. Krajobraz zaczyna się zmieniać na suchy stepowy i zaczynają się pojawiać obrazki , których do tej pory nie było. Przy drodze , a właściwie w jej wzdłuż wyrastają bazary warzywne - arbuzy , melony ,winogrona i wszelkiej maści warzywa.
Coraz cieplej , odpinam podpinkę , rozpinam kurtkę. Zrywa się silny , ciepły, boczny wiatr. Widzę po prawej morze , jeszcze jest daleko , ale to oznaka ,że jestem u bram Krymu.
Jestem. Wjeżdżam na Krym. Hurra
Krym jest autonomiczną republiką i pewnie stąd ta pseudo granica.
ZDJĘCIE
Kieruje się na Olenivkę. Niezbyt szeroka i niezbyt równa droga wiedzie przez wysuszoną ziemię , która porastają jakby karłowate akacje , które oddzielają mnie od Morza Czarnego. No nie tylko akacje , jest jeszcze jakieś 300 m stepu. Jadę i się gapię na morze. Morze Czarne powinno być czarne , no może jakieś sine lub chociaż troszkę ponure , ale nie? , jest przepięknie turkusowo - niebieskie. Nie wytrzymuję i zjeżdżam w boczną stepową drogę jakich wiele mijałem podczas ostatniej godziny.
Chcę dotknąć i zobaczyć czy faktycznie jest tak ciepła woda w morzu jak opisują , czy faktycznie jest słona. Po prostu muszę , bo się uduszę. Dróżka wydaje się twarda , więc jadę dotknąć morza. Morza nie dotknąłem , ale moja żuchwa i tak dotknęła gleby.
Wybrzeże Tarchankut , czyli miejsce , gdzie ?ludzie nie płacą podatków?. Nie mogę sobie odmówić przejechania choć kawałeczka stepowej drogi , która biegnie tuż obok klifów i która ciągnie się niemalże wzdłuż całego wybrzeża Tarchankut. Wprawdzie Ach i Och to nie enduro , ale jakość gruntowej drogi pozwala na wolną jazdę. Jest pięknie.
Czas wracać. Do Olenivki już niedaleko. Wyjeżdżam z powrotem na drogę asfaltową , której nawierzchnia przypomina poukładane obok siebie orzechy laskowe zalane asfaltem. Przy stówce motor chce żyć własnym życiem , no?, ale nie on tu rządzi.
Jestem w Olenivce, szukam noclegu. Po oglądnięciu kilku kwater w końcu trafiam na coś z mediami i w dobrej cenie. Zostaje na noc.
Dzisiaj kierunek Eupatoria i Bakczysaraj. Po nocnej ulewie , która obudziła mnie dudnieniem w dach , ani śladu , jest słonecznie i cieplutko.
Po drodze zauważam napis ?czeburieki? na jakimś kolorowym budynku stojącym niemalże w szczerym polu. Zawracam bo raz ,że jestem głodny , dwa , że chcę na Ukrainie poznawać smaki , których u nas nie ma , a trzy , że ciekawi mnie czy te ukraińskie czeburieki będą smakowały tak jak te , które dawno temu jadłem w Węgorzewie .
Węgorzewskie czeburieki były węgorzewskimi i nie miały nic wspólnego z tym co tutaj skosztowałem. Pyszota i do tego za drobne:)
Chyba za dużo zjadłem i zamek suwaka w kurtce odmawia posłuszeństwa. Mam problem , kurtka się nie zasuwa . Tak , więc zwiedzanie Eupatorii rozpocznę od poszukiwania miejsca , gdzie naprawią mi suwak.Metodą koniec języka za przewodnika odnajduję w Eupatorii ?Mastierskoje szwalnoje? i problem z suwakiem jest zażegnany. Jadę do dzielnicy karaimskiej by zobaczyć Meczet Piątkowy , Sobór św.Mikołaja oraz zabudowania karaimskie wraz z kenesami czyli karaimskim domem modlitwy.
Niestety w soborze zdjęć nie można robić
Przepiękna dzielnica karaimska , której piekno zeszpecono żółtymi rurami gazowymi
Kenesy , czyli miejsce modlitw Karaimów
Z Epatorii lecę do Bakczysaraju.
C.D.N.
- Mai
- Posty: 5160
- Rejestracja: 17 lipca 2010, 19:26
- Motocykl: Viraży 535
- Lokalizacja: Konstancin-Jeziorna /Warszawa-Skorosze
- Wiek: 69
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Qbuś czytam i oglądam z zapartym tchem
CIĄG DALSZY, CIĄG DALSZY, CIĄG DALSZY!!!!!!!!
CIĄG DALSZY, CIĄG DALSZY, CIĄG DALSZY!!!!!!!!
... bo Motocykl to stan umysłu.
- Mariusz3
- Posty: 485
- Rejestracja: 27 czerwca 2009, 01:08
- Motocykl: 1000
- Lokalizacja: Pobiedziska
- Wiek: 62
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Jechałem dokładnie w tym samym kierunku... łza się w oku kręci...
- Schwartzu
- Posty: 1805
- Rejestracja: 23 kwietnia 2009, 21:03
- Motocykl: XV535'99, BMWR1100RT
- Lokalizacja: Warszawa
- Wiek: 39
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Ale tam pięknie!
Dobrze idzie Ci relacja Qbeł, czekamy na ciąg dalszy
Dobrze idzie Ci relacja Qbeł, czekamy na ciąg dalszy
"Without Contraries is no progression. Attraction and Repulsion, reason and Energy, Love and Hate, are necessary to Human existence."
W. Blake
W. Blake
-
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
To piękne trasy , od 3 lat spędzamy tam rodzinie urlop, za każdym razem odkrywając nowe rzeczy, miejsca, zwyczaje.
Czekam na więcej i za wytrwałość na ukraińskich drogach kto był wie o czym myślę
Czekam na więcej i za wytrwałość na ukraińskich drogach kto był wie o czym myślę
- yummy
- Posty: 1166
- Rejestracja: 03 lipca 2009, 13:35
- Motocykl: B12 '99
- Lokalizacja: Transylwania
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Hahaha, Harlej Honda rządzi! I nonkonformistyczny kolega również
I PRZETRWAŁEŚ w tym ruchu drogowym, za to szacun Nieźle sobie radziłeś jak znalazłeś nawet jakiegoś krawca czy cośtam.
Mówiąc o mediach na noclegu co masz na myśli? Wodę i prąd czy np. internet? Ile płaciłeś za taki nocleg?
Jechałeś na światłach? Dużo dostałeś mandatów ? Dawałeś w łapę? Wiesz czy kierowcy samochodów też nie mają obowiązku jeżdzić z pasami, tak jak motocykliści bez kasków?
I PRZETRWAŁEŚ w tym ruchu drogowym, za to szacun Nieźle sobie radziłeś jak znalazłeś nawet jakiegoś krawca czy cośtam.
Mówiąc o mediach na noclegu co masz na myśli? Wodę i prąd czy np. internet? Ile płaciłeś za taki nocleg?
Jechałeś na światłach? Dużo dostałeś mandatów ? Dawałeś w łapę? Wiesz czy kierowcy samochodów też nie mają obowiązku jeżdzić z pasami, tak jak motocykliści bez kasków?
Nie jedź szybciej, niż umiesz myśleć.
Były: Virago 125, GSX-S 750 '19
Jest: Bandit 1200 '99
W planach: jakieś lekkie enduro
Były: Virago 125, GSX-S 750 '19
Jest: Bandit 1200 '99
W planach: jakieś lekkie enduro
- Qbeł
- Posty: 4042
- Rejestracja: 19 stycznia 2009, 17:44
- Motocykl: Honda ST 1300
- Lokalizacja: Głęboka Wiocha k/Zgierza obok Łodzi
- Wiek: 55
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Z Eupatorii lecę do Bakczysaraju. Nie chce mi się jechać przez Simferopol(stolica Krymu) , więc szukam na mapie jakiegoś skrótu , który pozwoli mi ominąć tę metropolię i troszkę skrócić dystans. W miejscowości , w której skrót miał się zaczynać , mam trochę problemu z odnalezieniem dogi. Jadę w jedną stronę i nic , zawracam i też nic nie widzę , więc skręcam na chybił trafił w nadziei , że kogoś znajdę w tej wyludnionej miejscowości , kto wskaże mi drogę. Człowieka znaleźć też problem. W końcu się udaje , i drugie i pierwsze, i wyjeżdżam na właściwa drogę.
W Bakczysaraju jestem późno , więc dzisiaj tylko szukam kwatery i pewnie się powłóczę po miasteczku. Melduje się na uliczce Czołgistów 5 , fajnej taniej kwaterce i ruszam w miasto ? trzeba coś fajnego zjeść. Podobno na przeciwko Pałacu Chanów jest knajpka gdzie serwują tatarski płow , który spożywa się w pozycji horyzontalnej. Knajpkę odnajduję , pozycję horyzontalną też zajmuję , ale ten płow... . Owszem , smaczny , ale ilość taka , że przedszkolak by się zalał łzami po takim obiedzie. Na szczęście obok widzę knajpkę z czeburiekami , więc dopycham i biorę jeszcze jednego na wynos ? tak na wszelki słuczaj jakby się poprzednie za szybko ułożyły w brzuchu.
Uliczki Bakczysaraju
Zmierzcha. Siedzę pod baldachimem z winogron , czytam książkę o gościu , który wędruje po świecie za free przy pomocy ludzi z twittera i nagle z pobliskiego meczetu dobiega śpiew muezina. Zawodzi rewelacyjnie. Jest klimat.
Jutro przede mną Chanski Dwariec czyli Pałac Chanów , Monastyr Uspieński i Skalne Miasto.
O świcie budzi mnie swoim śpiewem muezin. Słucham i cieszę się ,że nie muszę wstawać i rozwijać dywanika o poranku , bo jakoś by mi się nie chciało teraz wypełzać z ciepłego łóżeczka .
I tutaj także jest piętno minionych lat
Pałac Chański liczy około 80 komnat , które zajmował dwór , na którym było w sumie około 500 żon i nałożnic chana. Więc mieli ciasnotę:)
Kolejnym punktem na dziś jest Monastyr Uspieński (http://pl.wikipedia.org/wiki/Monaster_Z ... Cej_(Krym) ) , czyli męski klasztor i cerkiew znajdujące się w wykutych w zboczu skalnych pomieszczeniach. Pierwsze prace nad powstaniem świątyni były rozpoczęte przez Greków w VIII w n.e. Obecnie można oglądać jedynie część pomieszczeń z XIV wieczną cerkwią w grocie skalnej. Niestety wewnątrz nie można robić zdjęć.
Idę w Czufut-Kale ? skalnego miasta. Tłok jak na otwarciu Biedronki i nie podoba mi się to , ale cóż ?, jak już tutaj jestem , to dam się ponieść tłumowi i jakoś dolezę na te górkę. Gorąco i trochę nie fajnie.
Wlazłem , siedzę , pale fajeczkę i się zastanawiam , co bym wolał : murować chałupę , czy wykuwać chałupę. W sumie dobrze ,że teraz można wziąć kredyt na 350 lat i ani nie murować , ani nie kuć. I potomnym można coś zostawić ? 300 lat kredytu
W sumie miałem plan taki , aby jeszcze dzisiaj pojechać do Sewastopola , ale mi się nie chce szukać w wielkim mieście kwatery. Zostaje jeszcze na jedną noc , tym bardziej ,że do Sewastopola mam tylko 40 km , jestem zmęczony i chcę posłuchać sobie jeszcze muezina , który zaciąga najfajniej ze wszystkich jakich dotąd słyszałem. Idę w miasteczko znaleźć coś do jedzenia , coś , czego jeszcze nie próbowałem. Pojadłem , odpoczywam. Jutro Sewastopol i dalej.
Rano jest rześko , ale słonecznie , będzie fajny dzień. Droga z Bakczysaraju do Sewastopola , wiedzie przez góry , właściwie zjeżdża się cały czas w dół i w końcu droga jest naprawdę doskonałej jakości.
W trzy punkty programu : port wojenny , Chersonez Taurydzki i Bałakława.
Wjeżdżam w miasto i kieruję się ?na nosa? w stronę morza , gdzie spodziewam się znaleźć to czego szukam. Natykam się na sewastopolska straż pożarną , więc nie domieszkuję zajrzeć i pooglądać. Mam szczęście znaleźć się w jednostce , gdzie jest najnowocześniejszy samochód pożarniczy na całej Ukrainie. Przy okazji korzystam z naściennego planu miasta i już mniej więcej wiem co i jak.
Port jak port , no może troszkę inny bo dzierżawiony od Ukrainy przez Rosje do 2047 r. jako ostoja rosyjskiej floty operującej na Morzu Czarnym. Tych niszczycieli , pancerników i lotniskowców jakoś mało widać , no?,ale pewnie o to chodzi
Pomnik ku czci poległych statków
Czas jechać dalej. Przebijam się przez miasto , by dotrzeć do Chersonezu Taurydzkiego ? antycznego greckiego miasta na Krymie , a właściwie tego co odkopano.
Przez zakorkowane miasto przebijam się w obranym kierunku , ale niestety nie jest łatwo. Kierowcy nie maja zwyczaju robić miejsca dla motocyklistów , więc jest ciężko. Jest jakiś miejscowy bajer. Lewa w góre i jadę za nim , gdyż zmierza w tym samym kierunku. Ukraińscy motocykliści radzą sobie na drodze łamiąc wszelkie przepisy , ale korki omijają. Jadę za nim ? raz kozie śmierć. Większość drogi przejeżdżamy jezdniami pod prąd.
Jestem pod Chersonezem , parkuje motocykl i widzę ,że idzie w moja strone koleś z torebeczka przy pasie , czyli haracz za parking będę płacił . Nic z tego , to ukraiński biker. Nawiązujemy rozmowę idziemy cos zjeść i przez kolejne trzy dni będziemy podróżowali razem , bo Dima również jest na wakacjach i włóczy się po Krymie dla ?oddycha?. Zostawiam klamoty pod opieką Dimy i idę do Chersonezu.
Szukamy po Sewastopolu muzeum motocykli , które po odnalezieniu , niestety , okazuje się być nieczynne z niewiadomych przyczyn
Kierujemy się na Bałakławę , obecnie mały porcik dla wypasionych jachtów , a kiedyś port gdzie stacjonowały i były remontowane w sztolniach wykutych w skałach radzieckie okręty podwodne.
Z Bałakławy jedziemy szukać noclegu i lądujemyw Simeiz na kwaterze u taksówkarza Jewgienija , czyli w miejscu , gdzie ludzie pojawiają się znikąd.
CDN
W Bakczysaraju jestem późno , więc dzisiaj tylko szukam kwatery i pewnie się powłóczę po miasteczku. Melduje się na uliczce Czołgistów 5 , fajnej taniej kwaterce i ruszam w miasto ? trzeba coś fajnego zjeść. Podobno na przeciwko Pałacu Chanów jest knajpka gdzie serwują tatarski płow , który spożywa się w pozycji horyzontalnej. Knajpkę odnajduję , pozycję horyzontalną też zajmuję , ale ten płow... . Owszem , smaczny , ale ilość taka , że przedszkolak by się zalał łzami po takim obiedzie. Na szczęście obok widzę knajpkę z czeburiekami , więc dopycham i biorę jeszcze jednego na wynos ? tak na wszelki słuczaj jakby się poprzednie za szybko ułożyły w brzuchu.
Uliczki Bakczysaraju
Zmierzcha. Siedzę pod baldachimem z winogron , czytam książkę o gościu , który wędruje po świecie za free przy pomocy ludzi z twittera i nagle z pobliskiego meczetu dobiega śpiew muezina. Zawodzi rewelacyjnie. Jest klimat.
Jutro przede mną Chanski Dwariec czyli Pałac Chanów , Monastyr Uspieński i Skalne Miasto.
O świcie budzi mnie swoim śpiewem muezin. Słucham i cieszę się ,że nie muszę wstawać i rozwijać dywanika o poranku , bo jakoś by mi się nie chciało teraz wypełzać z ciepłego łóżeczka .
O 9.00 jestem w Pałacu Chanów (http://pl.wikipedia.org/wiki/Pa%C5%82ac ... _krymskich ) , pstrykam zdjęcia na dziedzińcu udostępnionym zwiedzającym za free i jednocześnie czekam , aż się utworzy 10-cio osobowa grupa , która przewodnik zabierze do części pałacu za która już obowiązuje taxa.Jeszcze wielka, już pusta Girajów dziedzina.
Zmiatane czołem baszów ganki i przedsienia,...
I tutaj także jest piętno minionych lat
Pałac Chański liczy około 80 komnat , które zajmował dwór , na którym było w sumie około 500 żon i nałożnic chana. Więc mieli ciasnotę:)
W środku sali wycięte z marmuru naczynie;
To fontanna haremu, dotąd stoi cało
I perłowe łzy sącząc woła przez pustynie:...
Kolejnym punktem na dziś jest Monastyr Uspieński (http://pl.wikipedia.org/wiki/Monaster_Z ... Cej_(Krym) ) , czyli męski klasztor i cerkiew znajdujące się w wykutych w zboczu skalnych pomieszczeniach. Pierwsze prace nad powstaniem świątyni były rozpoczęte przez Greków w VIII w n.e. Obecnie można oglądać jedynie część pomieszczeń z XIV wieczną cerkwią w grocie skalnej. Niestety wewnątrz nie można robić zdjęć.
Idę w Czufut-Kale ? skalnego miasta. Tłok jak na otwarciu Biedronki i nie podoba mi się to , ale cóż ?, jak już tutaj jestem , to dam się ponieść tłumowi i jakoś dolezę na te górkę. Gorąco i trochę nie fajnie.
Wlazłem , siedzę , pale fajeczkę i się zastanawiam , co bym wolał : murować chałupę , czy wykuwać chałupę. W sumie dobrze ,że teraz można wziąć kredyt na 350 lat i ani nie murować , ani nie kuć. I potomnym można coś zostawić ? 300 lat kredytu
W sumie miałem plan taki , aby jeszcze dzisiaj pojechać do Sewastopola , ale mi się nie chce szukać w wielkim mieście kwatery. Zostaje jeszcze na jedną noc , tym bardziej ,że do Sewastopola mam tylko 40 km , jestem zmęczony i chcę posłuchać sobie jeszcze muezina , który zaciąga najfajniej ze wszystkich jakich dotąd słyszałem. Idę w miasteczko znaleźć coś do jedzenia , coś , czego jeszcze nie próbowałem. Pojadłem , odpoczywam. Jutro Sewastopol i dalej.
Rano jest rześko , ale słonecznie , będzie fajny dzień. Droga z Bakczysaraju do Sewastopola , wiedzie przez góry , właściwie zjeżdża się cały czas w dół i w końcu droga jest naprawdę doskonałej jakości.
W trzy punkty programu : port wojenny , Chersonez Taurydzki i Bałakława.
Wjeżdżam w miasto i kieruję się ?na nosa? w stronę morza , gdzie spodziewam się znaleźć to czego szukam. Natykam się na sewastopolska straż pożarną , więc nie domieszkuję zajrzeć i pooglądać. Mam szczęście znaleźć się w jednostce , gdzie jest najnowocześniejszy samochód pożarniczy na całej Ukrainie. Przy okazji korzystam z naściennego planu miasta i już mniej więcej wiem co i jak.
Port jak port , no może troszkę inny bo dzierżawiony od Ukrainy przez Rosje do 2047 r. jako ostoja rosyjskiej floty operującej na Morzu Czarnym. Tych niszczycieli , pancerników i lotniskowców jakoś mało widać , no?,ale pewnie o to chodzi
Pomnik ku czci poległych statków
Czas jechać dalej. Przebijam się przez miasto , by dotrzeć do Chersonezu Taurydzkiego ? antycznego greckiego miasta na Krymie , a właściwie tego co odkopano.
Przez zakorkowane miasto przebijam się w obranym kierunku , ale niestety nie jest łatwo. Kierowcy nie maja zwyczaju robić miejsca dla motocyklistów , więc jest ciężko. Jest jakiś miejscowy bajer. Lewa w góre i jadę za nim , gdyż zmierza w tym samym kierunku. Ukraińscy motocykliści radzą sobie na drodze łamiąc wszelkie przepisy , ale korki omijają. Jadę za nim ? raz kozie śmierć. Większość drogi przejeżdżamy jezdniami pod prąd.
Jestem pod Chersonezem , parkuje motocykl i widzę ,że idzie w moja strone koleś z torebeczka przy pasie , czyli haracz za parking będę płacił . Nic z tego , to ukraiński biker. Nawiązujemy rozmowę idziemy cos zjeść i przez kolejne trzy dni będziemy podróżowali razem , bo Dima również jest na wakacjach i włóczy się po Krymie dla ?oddycha?. Zostawiam klamoty pod opieką Dimy i idę do Chersonezu.
Szukamy po Sewastopolu muzeum motocykli , które po odnalezieniu , niestety , okazuje się być nieczynne z niewiadomych przyczyn
Kierujemy się na Bałakławę , obecnie mały porcik dla wypasionych jachtów , a kiedyś port gdzie stacjonowały i były remontowane w sztolniach wykutych w skałach radzieckie okręty podwodne.
Z Bałakławy jedziemy szukać noclegu i lądujemyw Simeiz na kwaterze u taksówkarza Jewgienija , czyli w miejscu , gdzie ludzie pojawiają się znikąd.
CDN
- alonso
- Posty: 1996
- Rejestracja: 23 czerwca 2008, 12:28
- Motocykl: Virago 1100
- Lokalizacja: Bielsko-Biała
- Wiek: 46
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Extra Qbeł Miło się Ciebie czyta
- Qbeł
- Posty: 4042
- Rejestracja: 19 stycznia 2009, 17:44
- Motocykl: Honda ST 1300
- Lokalizacja: Głęboka Wiocha k/Zgierza obok Łodzi
- Wiek: 55
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Tomek , jeszcze nie jestem w Ciechocinku , ale Ciechocinek rozpoczynam od MiałkówkaWinnetou pisze: On sie nie obija-On jest teraz na rehabilitacji w Ciechocinku.
Dzięki Alonsoalonso pisze:Extra Qbeł Miło się Ciebie czyta
Ani w łapę , ani w nic innegoyummy pisze:Dawałeś w łapę?
Pisząc o mediach , mam na mysli elektryczność ,ciepłą bierzącą wodę i kibel w standardzie europejskim
- Mai
- Posty: 5160
- Rejestracja: 17 lipca 2010, 19:26
- Motocykl: Viraży 535
- Lokalizacja: Konstancin-Jeziorna /Warszawa-Skorosze
- Wiek: 69
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Łezka się zakręciła na widok Chersonezu, jest tam tak pięknie jak było!
Reszta niezmiennie wciąż dech zapiera
CD., CD., CD.!
Reszta niezmiennie wciąż dech zapiera
CD., CD., CD.!
... bo Motocykl to stan umysłu.
- Jarek72
- Posty: 718
- Rejestracja: 24 września 2010, 11:35
- Motocykl: VIRAGO XV750 96`
- Lokalizacja: Mogilno
- Wiek: 52
- Kontakt:
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
No Qbeł, podziwiam, zazdroszczę i gratuluję .
Czekamy na dalszą relację
Czekamy na dalszą relację
- tomik44
- Posty: 1923
- Rejestracja: 12 sierpnia 2011, 21:08
- Motocykl: Trike bmw,virago 750
- Lokalizacja: Toruń
- Wiek: 65
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Gratulacje, czytam i oglądam z zapartym tchem i czekam na cdn.
Tomek vel Godżilla
- jarek70
- Posty: 378
- Rejestracja: 10 lipca 2011, 20:21
- Motocykl: Boulevard M 800
- Lokalizacja: Olsztyn
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Super,gratuluję Kuba
-
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
czytam , oglądam i prawie wszystko widzę jeszcze raz na żywo
jeszcze, jeszcze !!!
jeszcze, jeszcze !!!
- Greg66(Diesel)
- Posty: 771
- Rejestracja: 20 listopada 2009, 22:58
- Motocykl: XV535->VStar 1100
- Lokalizacja: Piastów
- Wiek: 57
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Pomysł ! Wyprawa ! Relacja Czekam na CDN.
************************
Przecież po to właśnie żyjesz
Przecież po to właśnie żyjesz
- Qbeł
- Posty: 4042
- Rejestracja: 19 stycznia 2009, 17:44
- Motocykl: Honda ST 1300
- Lokalizacja: Głęboka Wiocha k/Zgierza obok Łodzi
- Wiek: 55
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Z Bałakławy jedziemy z Dimą w kierunku Foros by w efekcie osiągnąć , to co jest na Krymie najpiękniejsze , czyli jego południową część , z drogą wijącą się pomiędzy górami, a morzem , wzdłuż której rozlokowane są mniejsze i większe kurorty, drogi , która widokami wyryje się w pamięci. Jedziemy w kierunku Jałty , by gdzieś po drodze znaleźć miejsce , gdzie będzie możliwość zjazdu na plażę i rozbicia namiotów nad samym morzem.
Wyjeżdżając z Sewastopola przejeżdżamy obok Bike Show , czyli miejsca , gdzie jest organizowana przez Klub Nocnych Wilków największa impreza motocyklowa na Krymie. http://www.youtube.com/watch?v=Uh9gkgybOX8
Miejsce w klimacie filmu Mad Max
U Nocnych Wilków można , wg. tego co opowiada mi Dima, bezproblemowo się zatrzymać i przenocować , o ile jedzie się motocyklem. My jednak jedziemy dalej , tym bardziej ,że pora dnia jeszcze młoda i mamy inne plany.
Dima jedzie pierwszy , zna już trochę te drogi , a mnie pasuje jazda za nim , gdyż nie muszę skupiać się na drodze i mogę się trochę porozglądać i pstrykać fotki. Zjeżdżamy z drogi głównej w kierunku Skalnej Pieczary , do której drogowskaz wylukał Dima. Jedziemy urokliwą drogą w góry.
Nieświadomie omijając dróżkę wiodącą do naszego celu pakujemy się w góry , widokowo piękną , szutrową drogą , wijącą się wzdłuż górskiego zbocza góry . Pierwszy raz znalazłem się w takim miejscu , na takiej drodze i to jeszcze motocyklem. Jestem zachwycony.
Dima i Jego Vulkan VN 900
No , ale czas zmykać. Zjeżdżając z gór odnajdujemy jaskinię , ale nie korzystamy z jej uroków , gdyż cena , jak na nasze kieszenie , zaporowa , czyli koszt zbiornika paliwa ? wybieramy paliwo:) .
Jedziemy dalej wypatrując miejsc , gdzie widać namioty na plaży. Szukamy dojazdu do tych miejsc , ale jakoś nie mamy szczęścia i jeśli widać fajną miejscówkę , to motocykl tam nie dojedzie , a jeśli już jest droga na plażę dla moto , to klimat miejsca do d... .
Ściemnia się , poszukiwania staję się już niemożliwe , więc w efekcie lądujemy na przystanku autobusowym w Simeiz , gdzie , jak w każdej nadmorskiej miejscowości na Krymie najłatwiej i najszybciej można znaleźć kogoś , kto wynajmuje pokoje. Z resztą w większości miejscowości o kwaterę nie trudno , gdyż niemalże na każdej bramie wiszą tabliczki z napisem ???????. Po owocnych targach wynajmujemy ?komnatę? u taksówkarza Jewgienija.
Po poznawaniu nocnego życia Simeiz , wstaje ciut później niż zwykle. Na zewnątrz pogodnie , ale przede wszystkim strasznie gwarno. Hacjenda Jewgienija jest położona na zboczu pagórka i zbudowana jest metodą ? co roku dobudowuję pokoik? , czyli jest to zlepek wielu pomieszczeń połączonych korytarzykami , chodniczkami i innymi tajnymi przejściami , którymi przemieszczali się ludzie do i z kuchni , do i z toalety , i do i z nie wiadomo dokąd. Pojawiali się znikąd i znikali gdzieś ? cały czas nowe twarze:)
O ile dojazd do Jewgienija był prosty , bo jechaliśmy po zmroku za jego staruteńkim żiguli , o tyle teraz ? wyjeżdżając za dnia, błąkamy się wśród wąskich uliczek w poszukiwaniu drogi do centrum miasteczka i dalej , w kierunku Jałty.
Jesteśmy w Liwadii , a konkretnie Pałacu Woroncowa , gdzie zostały przypieczętowane przez "wielką trójkę" teherańskie postanowienia odnośnie powojennego kształtu Europy.
Obiekt piękny i egzotyczny , co jest wykorzystywane przez nowożeńców , których jest tutaj bez liku , do odbywania sesji zdjęciowych.
Rosyjski styl:
W parku spotykam kilkuosobową grupę cyklistów ze Szczecina , którzy na Krym dotarli pociągiem do Symferopola , a sam Krym już zwiedzają na dwóch kołach.
Poza tym ludzi bez liku , gwarno , tłumnie , turysta na turyście (czyt. rosjanin na rosjaninie) i drogo. Krym jest zamieszkiwany przez około 60% Rosjan , 20%Ukraińców, 20 % Tatarów i mały procencik mniejszości np. Karaimów.
Typowy turysta z Rosji:
Wynosimy się z Liwadii i po drodze do Sudaku docieramy do Jałty , gdzie niestety pogoda jest dżdżysta. Góry trzymają nad Jałtą chmury i jedynie tutaj pada , po prawej i lewej niebo czyste.
Jałta jest dużym , bogatym i drogim kurortem , więc nic tu po mnie. Kilka fotek i zmiatamy na Sudak.
Atrakcja turystyczna na nabrzeżu:
Po drodze natykamy się na niewielką , ale urokliwą świątynię poświęconą marynarzom. Mamy fart , gdyż akurat ktoś zaczał pięknie grać na dzwonach. Nie było to zwykłem bim - bom , lecz muzyka wygrywana na dużych i mniejszych dzwonkach. Super.
Mijamy Ałusztę , czyli taki nasz sanatoryjny Ciechocinek. Wprawdzie są tutaj pozostałości jakiejś twierdzy bizantyjskiej , ale mikre , a prawdziwa twierdza genueńska jeszcze przede mną ? w Sudaku. W Ałuszcie jedynie wpadamy na bazar i zjadamy obiad w postaci ciepłych bułeczek z nadzieniem mięsnym , innych z nadzieniem ziemniaczanym i do tego winogrona na deser.
Z Ałuszty jedziemy w stronę Sudaku krętymi górskimi serpentynami , niemalże 100 km samych zakrętów i przepięknych widoków.
Dojeżdżamy do małej miejscowości Morskie , jakieś 20 km od Sudaku. Ja nie chcę się pchać do dużego kurortu , więc tutaj będzie baza wypadowa , tym bardziej ,że znajdujemy fajną tanią kwaterę. Jutro Dima odjeżdża , gdyż zostały Mu juz tylko dwa dni urlopu i musi wracać do Nikołajewa , ja zostanę na trzy noce.
Rano Dima odjechał . Umówiliśmy się ,że jak będę wracał , to w Nikołajewie będę u Niego Nocował. Ja dzisiaj będę robił ?nic? , czyli włóczęga po bazarki i deptaku w poszukiwaniu nowych smaków , plaża , książka , wino i podskubywanie wiszących nad głową winogron:)
Jutro Twierdza Genueńska w Sudaku i Nowy Świat.
Dzień zapowiada się pięknie , jest słonecznie i ciepło już od samego rana. Jednak jest prawdą ,że Sudak i okolice są najcieplejszym rejonem na Krymie.
Wyjeżdżam i po 20 km serpentyn dojeżdżam pod Twierdzę Genueńską. Moto i klamoty zostawiam na parkingu i na luzaka zasuwam zwiedzać.
Twierdza Genueńska w Sudaku została zbudowana w średniowieczu przez genueńczyków jako jedna z szeregu wzniesionych na południu Krymu fortyfikacji obronnych. Powierzchnia twierdzy liczy 30 ha , a długość wysokich na 6-8 m murów to 1km.
Widok z murów twierdzy na Nowy Świat
I na Sudak:
Gorąco. Teraz kolej na ?Botaniczieskij zakaznik? w Nowym Świecie. Po 10 km dojeżdżam do Nowego Światu , za butelkę coca coli zostawiam motor na parkingu , kupuję olbrzymie brzoskwinie i idę szukać wejścia do rezerwatu.
Piknie.
Wracam do Morskie , kolacja na bazarku i kupuję różne krymskie słodkości i mocniejsze napitki , gdyż jutro już czas wyjeżdżać z Krymu. Jeszcze wieczorna plaża i pół litra wina i można iść spać. Szkoda ,że słońce nie zachodzi na morzem.
Dzisiaj opuszczam Krym. Wyjeżdżam przez Koktebel , Feodosje , Stary Krym do Nikołajewa , gdzie przenocuje u Dimy.
W Nikołajewie jestem przed wieczorem , spotykam się z Dimą pod tablicą ?Nikolaiv? i jedziemy do Jego garażu zaparkować motocykle , a później do mieszkania w ukraińskim blokowisku.
Osiedle podobne jak i w Polsce , tyle ,ze nie ma tutaj dróg. Zamiast tradycyjnych dróg jest droga przez mękę z bardzo ?ciekawymi ? elementami w postaci brakujących dekli od studzienek kanalizacyjnych . W niektóre są powtykane opony , lecz większość zieje czernią.
Rano lecimy na zwyczajową poranną kawkę , czyli poranne pogaduchy nikołajewskich bikerów , co jest ich rytuałem w chwilach wolnych od pracy.
Od lewej: Andriej , Dima i Dima - mój krymski drug. I hondzia 250cc
Wyjeżdżam od Dimy , z Nikołajewa, około 12.00. Dzisiaj kierunek Winnica , gdzie maja mnie przejąć znajomi motocykliści Dimy. Do Umania droga jest OK , ale od Umania asfalt jest tak nierówny , że plomby w zębach się obluzowują. Pod tablicą ?Vinnytsia? jestem chwilę przed zmrokiem , wysyłam sms do Siergieja i po małych perypetiach w końcu się spotykamy. Tradycyjny ?priviet? i pada pytanie , czy mam ?diengi?. Odpowiadam ,że ?niemnożko? , więc Sergiej mówi ,że jedziemy na kemping , kamper i pyta czy rozumiem. Odpowiadam ,że tak i ruszamy. Przejeżdżamy przez Winnicę , jedziemy jakimiś gruntowymi drogami i docieramy do Saszy , czyli wielkiego , 150-cio kilogramowego bikera , który serce ma jeszcze większe niż sam jest.
Sasza
Jadąc tutaj , myślałem ,że chłopaki odeskortują mnie na jakiś tani kamping , a przywieźli mnie do Saszy , gdzie faktycznie dostałem przyczepę kempingową w ajencję. Wprawdzie Sasza nalega bym spał w domu , ale mnie to niezobowiązujące spanko bardzo odpowiada.
Sasza jako człowiek okazałej postury , który uwielbia ?miaso? , przez cały czas dba z wydatną pomocą żony , abym nie był głodny:). Zacząłem od olbrzymiego ?steika?, później jakieś makarony i winko. Sasza robi ?damasznyje wino? , ale ostatnie , które zrobił w ilości 800 litrów , wyparowało , bo szwagier wypił:)
Sasza jest byłym specnazowcem , rusznikarzem i obecnie mechanikiem zajmującym się naprawą i przebudową motocykli, wiec jego dom i podwórko to jeden wielki warsztat pod wiszacymi gronami winorośli.Jest klimat. Gadamy do późnej nocy . Gdy się dowiadują ,że poprzednio jeździłem na Virago , natychmiast dzwonią do kolejnego bierka , który przyjeżdża na 1100. Również ma na imię Sasza i jest wielkim miłośnikiem tego modelu. Okazuje się , że Virago na Ukrainie jest jak na lekarstwo i jest to jedyne Virago jakie spotykam.
Sasza ze swoją 1100
Z Siergiejem
Ciekawostka - motocykl Saszy(nie tego od virówki). Chiński produkt , z ktorego właściciel jest bardzo zadowolony. Pojemnośc baku 22 l i zasięg tej 250-ki , to 800 km na zbiorniku.
I chińska 250-tka w automacie:
Rano Siergiej z młodszym Saszą na virówce odprowadzają mnie na rogatki miasta w kierunku Tarnopola i dalej Lwowa. Tankowanie na WOC i kierunek Lwów , i przejście graniczne w Przemyślu. Na Ukrainie paliwa są marnej jakości i w związku z tym najlepiej tankować na sieciówkach WOC i OKKO.
Do granicy w Przemyślu docieram po zmroku i w deszczu , napotykając wielokilometrowy sznur samochodów oczekujących na odprawę. Przed wyjazdem wyczytałem w necie ,że motocyklami można ominąć kolejkę i wepchnąć się na początek. Dla pewności pytam jeszcze oczekujących stałych bywalców i po upewnieniu się ,że tak faktycznie jest , boczkiem , boczkiem ładuję się na poll position kolejki oczekujących. 30 min i jestem po stronie polskiej.
Jadę do Przemyśla do straży pożarnej, gdzie nocuję. Następnego dnia rano ?zonk? , Ach i Och nie ma prądu. Szybki przegląd i okazuje się ,że klemy na aku są luźne ? jakość dróg kolejny raz dała się we znaki. Uprzednio musiałem pospawać w przydrożnym warsztacie mocowanie dolnego wydechu , dwa razy dokręcałem lusterka bo zawisnęły smętnym kalafiorem i pogubiłem śruby mocujące bagażnik. Drogi dają popalić.
Wyjeżdżam z Przemyśla i równymi jak stół drogami i jadę do domu , gdzie melduję się o 17.00 po przejechaniu 4,7 tys. km.
Wracając do dróg. Droga Winnica Tarnopol marna , ale za to droga Tarnopol Lwów , to koszmar. Jechałem w deszczu , więc odpuściłem robienie zdjęć. Za internetem: https://www.youtube.com/watch?v=oCRQxWVyks4
I tak zakończyła się moja , jak dotąd, największa przygoda motocyklowa. Bez złych przygód , a w ręcz przeciwnie , doświadczyłem samego dobrego na Ukrainie. Drogi faktycznie są w stanie złym , ale za to ludzie fantastyczni - otwarci i życzliwi. I właśnie te kontakty międzyludzkie , obok widzianych obrazów , najbardziej tkwią w pamięci.
KONIEC.
EDIT: Link do wszystkich zdjęć
https://plus.google.com/u/0/photos/1032 ... 6830754497
Wyjeżdżając z Sewastopola przejeżdżamy obok Bike Show , czyli miejsca , gdzie jest organizowana przez Klub Nocnych Wilków największa impreza motocyklowa na Krymie. http://www.youtube.com/watch?v=Uh9gkgybOX8
Miejsce w klimacie filmu Mad Max
U Nocnych Wilków można , wg. tego co opowiada mi Dima, bezproblemowo się zatrzymać i przenocować , o ile jedzie się motocyklem. My jednak jedziemy dalej , tym bardziej ,że pora dnia jeszcze młoda i mamy inne plany.
Dima jedzie pierwszy , zna już trochę te drogi , a mnie pasuje jazda za nim , gdyż nie muszę skupiać się na drodze i mogę się trochę porozglądać i pstrykać fotki. Zjeżdżamy z drogi głównej w kierunku Skalnej Pieczary , do której drogowskaz wylukał Dima. Jedziemy urokliwą drogą w góry.
Nieświadomie omijając dróżkę wiodącą do naszego celu pakujemy się w góry , widokowo piękną , szutrową drogą , wijącą się wzdłuż górskiego zbocza góry . Pierwszy raz znalazłem się w takim miejscu , na takiej drodze i to jeszcze motocyklem. Jestem zachwycony.
Dima i Jego Vulkan VN 900
No , ale czas zmykać. Zjeżdżając z gór odnajdujemy jaskinię , ale nie korzystamy z jej uroków , gdyż cena , jak na nasze kieszenie , zaporowa , czyli koszt zbiornika paliwa ? wybieramy paliwo:) .
Jedziemy dalej wypatrując miejsc , gdzie widać namioty na plaży. Szukamy dojazdu do tych miejsc , ale jakoś nie mamy szczęścia i jeśli widać fajną miejscówkę , to motocykl tam nie dojedzie , a jeśli już jest droga na plażę dla moto , to klimat miejsca do d... .
Ściemnia się , poszukiwania staję się już niemożliwe , więc w efekcie lądujemy na przystanku autobusowym w Simeiz , gdzie , jak w każdej nadmorskiej miejscowości na Krymie najłatwiej i najszybciej można znaleźć kogoś , kto wynajmuje pokoje. Z resztą w większości miejscowości o kwaterę nie trudno , gdyż niemalże na każdej bramie wiszą tabliczki z napisem ???????. Po owocnych targach wynajmujemy ?komnatę? u taksówkarza Jewgienija.
Po poznawaniu nocnego życia Simeiz , wstaje ciut później niż zwykle. Na zewnątrz pogodnie , ale przede wszystkim strasznie gwarno. Hacjenda Jewgienija jest położona na zboczu pagórka i zbudowana jest metodą ? co roku dobudowuję pokoik? , czyli jest to zlepek wielu pomieszczeń połączonych korytarzykami , chodniczkami i innymi tajnymi przejściami , którymi przemieszczali się ludzie do i z kuchni , do i z toalety , i do i z nie wiadomo dokąd. Pojawiali się znikąd i znikali gdzieś ? cały czas nowe twarze:)
O ile dojazd do Jewgienija był prosty , bo jechaliśmy po zmroku za jego staruteńkim żiguli , o tyle teraz ? wyjeżdżając za dnia, błąkamy się wśród wąskich uliczek w poszukiwaniu drogi do centrum miasteczka i dalej , w kierunku Jałty.
Jesteśmy w Liwadii , a konkretnie Pałacu Woroncowa , gdzie zostały przypieczętowane przez "wielką trójkę" teherańskie postanowienia odnośnie powojennego kształtu Europy.
Obiekt piękny i egzotyczny , co jest wykorzystywane przez nowożeńców , których jest tutaj bez liku , do odbywania sesji zdjęciowych.
Rosyjski styl:
W parku spotykam kilkuosobową grupę cyklistów ze Szczecina , którzy na Krym dotarli pociągiem do Symferopola , a sam Krym już zwiedzają na dwóch kołach.
Poza tym ludzi bez liku , gwarno , tłumnie , turysta na turyście (czyt. rosjanin na rosjaninie) i drogo. Krym jest zamieszkiwany przez około 60% Rosjan , 20%Ukraińców, 20 % Tatarów i mały procencik mniejszości np. Karaimów.
Typowy turysta z Rosji:
Wynosimy się z Liwadii i po drodze do Sudaku docieramy do Jałty , gdzie niestety pogoda jest dżdżysta. Góry trzymają nad Jałtą chmury i jedynie tutaj pada , po prawej i lewej niebo czyste.
Jałta jest dużym , bogatym i drogim kurortem , więc nic tu po mnie. Kilka fotek i zmiatamy na Sudak.
Atrakcja turystyczna na nabrzeżu:
Po drodze natykamy się na niewielką , ale urokliwą świątynię poświęconą marynarzom. Mamy fart , gdyż akurat ktoś zaczał pięknie grać na dzwonach. Nie było to zwykłem bim - bom , lecz muzyka wygrywana na dużych i mniejszych dzwonkach. Super.
Mijamy Ałusztę , czyli taki nasz sanatoryjny Ciechocinek. Wprawdzie są tutaj pozostałości jakiejś twierdzy bizantyjskiej , ale mikre , a prawdziwa twierdza genueńska jeszcze przede mną ? w Sudaku. W Ałuszcie jedynie wpadamy na bazar i zjadamy obiad w postaci ciepłych bułeczek z nadzieniem mięsnym , innych z nadzieniem ziemniaczanym i do tego winogrona na deser.
Z Ałuszty jedziemy w stronę Sudaku krętymi górskimi serpentynami , niemalże 100 km samych zakrętów i przepięknych widoków.
Dojeżdżamy do małej miejscowości Morskie , jakieś 20 km od Sudaku. Ja nie chcę się pchać do dużego kurortu , więc tutaj będzie baza wypadowa , tym bardziej ,że znajdujemy fajną tanią kwaterę. Jutro Dima odjeżdża , gdyż zostały Mu juz tylko dwa dni urlopu i musi wracać do Nikołajewa , ja zostanę na trzy noce.
Rano Dima odjechał . Umówiliśmy się ,że jak będę wracał , to w Nikołajewie będę u Niego Nocował. Ja dzisiaj będę robił ?nic? , czyli włóczęga po bazarki i deptaku w poszukiwaniu nowych smaków , plaża , książka , wino i podskubywanie wiszących nad głową winogron:)
Jutro Twierdza Genueńska w Sudaku i Nowy Świat.
Dzień zapowiada się pięknie , jest słonecznie i ciepło już od samego rana. Jednak jest prawdą ,że Sudak i okolice są najcieplejszym rejonem na Krymie.
Wyjeżdżam i po 20 km serpentyn dojeżdżam pod Twierdzę Genueńską. Moto i klamoty zostawiam na parkingu i na luzaka zasuwam zwiedzać.
Twierdza Genueńska w Sudaku została zbudowana w średniowieczu przez genueńczyków jako jedna z szeregu wzniesionych na południu Krymu fortyfikacji obronnych. Powierzchnia twierdzy liczy 30 ha , a długość wysokich na 6-8 m murów to 1km.
Widok z murów twierdzy na Nowy Świat
I na Sudak:
Gorąco. Teraz kolej na ?Botaniczieskij zakaznik? w Nowym Świecie. Po 10 km dojeżdżam do Nowego Światu , za butelkę coca coli zostawiam motor na parkingu , kupuję olbrzymie brzoskwinie i idę szukać wejścia do rezerwatu.
Piknie.
Wracam do Morskie , kolacja na bazarku i kupuję różne krymskie słodkości i mocniejsze napitki , gdyż jutro już czas wyjeżdżać z Krymu. Jeszcze wieczorna plaża i pół litra wina i można iść spać. Szkoda ,że słońce nie zachodzi na morzem.
Dzisiaj opuszczam Krym. Wyjeżdżam przez Koktebel , Feodosje , Stary Krym do Nikołajewa , gdzie przenocuje u Dimy.
W Nikołajewie jestem przed wieczorem , spotykam się z Dimą pod tablicą ?Nikolaiv? i jedziemy do Jego garażu zaparkować motocykle , a później do mieszkania w ukraińskim blokowisku.
Osiedle podobne jak i w Polsce , tyle ,ze nie ma tutaj dróg. Zamiast tradycyjnych dróg jest droga przez mękę z bardzo ?ciekawymi ? elementami w postaci brakujących dekli od studzienek kanalizacyjnych . W niektóre są powtykane opony , lecz większość zieje czernią.
Rano lecimy na zwyczajową poranną kawkę , czyli poranne pogaduchy nikołajewskich bikerów , co jest ich rytuałem w chwilach wolnych od pracy.
Od lewej: Andriej , Dima i Dima - mój krymski drug. I hondzia 250cc
Wyjeżdżam od Dimy , z Nikołajewa, około 12.00. Dzisiaj kierunek Winnica , gdzie maja mnie przejąć znajomi motocykliści Dimy. Do Umania droga jest OK , ale od Umania asfalt jest tak nierówny , że plomby w zębach się obluzowują. Pod tablicą ?Vinnytsia? jestem chwilę przed zmrokiem , wysyłam sms do Siergieja i po małych perypetiach w końcu się spotykamy. Tradycyjny ?priviet? i pada pytanie , czy mam ?diengi?. Odpowiadam ,że ?niemnożko? , więc Sergiej mówi ,że jedziemy na kemping , kamper i pyta czy rozumiem. Odpowiadam ,że tak i ruszamy. Przejeżdżamy przez Winnicę , jedziemy jakimiś gruntowymi drogami i docieramy do Saszy , czyli wielkiego , 150-cio kilogramowego bikera , który serce ma jeszcze większe niż sam jest.
Sasza
Jadąc tutaj , myślałem ,że chłopaki odeskortują mnie na jakiś tani kamping , a przywieźli mnie do Saszy , gdzie faktycznie dostałem przyczepę kempingową w ajencję. Wprawdzie Sasza nalega bym spał w domu , ale mnie to niezobowiązujące spanko bardzo odpowiada.
Sasza jako człowiek okazałej postury , który uwielbia ?miaso? , przez cały czas dba z wydatną pomocą żony , abym nie był głodny:). Zacząłem od olbrzymiego ?steika?, później jakieś makarony i winko. Sasza robi ?damasznyje wino? , ale ostatnie , które zrobił w ilości 800 litrów , wyparowało , bo szwagier wypił:)
Sasza jest byłym specnazowcem , rusznikarzem i obecnie mechanikiem zajmującym się naprawą i przebudową motocykli, wiec jego dom i podwórko to jeden wielki warsztat pod wiszacymi gronami winorośli.Jest klimat. Gadamy do późnej nocy . Gdy się dowiadują ,że poprzednio jeździłem na Virago , natychmiast dzwonią do kolejnego bierka , który przyjeżdża na 1100. Również ma na imię Sasza i jest wielkim miłośnikiem tego modelu. Okazuje się , że Virago na Ukrainie jest jak na lekarstwo i jest to jedyne Virago jakie spotykam.
Sasza ze swoją 1100
Z Siergiejem
Ciekawostka - motocykl Saszy(nie tego od virówki). Chiński produkt , z ktorego właściciel jest bardzo zadowolony. Pojemnośc baku 22 l i zasięg tej 250-ki , to 800 km na zbiorniku.
I chińska 250-tka w automacie:
Rano Siergiej z młodszym Saszą na virówce odprowadzają mnie na rogatki miasta w kierunku Tarnopola i dalej Lwowa. Tankowanie na WOC i kierunek Lwów , i przejście graniczne w Przemyślu. Na Ukrainie paliwa są marnej jakości i w związku z tym najlepiej tankować na sieciówkach WOC i OKKO.
Do granicy w Przemyślu docieram po zmroku i w deszczu , napotykając wielokilometrowy sznur samochodów oczekujących na odprawę. Przed wyjazdem wyczytałem w necie ,że motocyklami można ominąć kolejkę i wepchnąć się na początek. Dla pewności pytam jeszcze oczekujących stałych bywalców i po upewnieniu się ,że tak faktycznie jest , boczkiem , boczkiem ładuję się na poll position kolejki oczekujących. 30 min i jestem po stronie polskiej.
Jadę do Przemyśla do straży pożarnej, gdzie nocuję. Następnego dnia rano ?zonk? , Ach i Och nie ma prądu. Szybki przegląd i okazuje się ,że klemy na aku są luźne ? jakość dróg kolejny raz dała się we znaki. Uprzednio musiałem pospawać w przydrożnym warsztacie mocowanie dolnego wydechu , dwa razy dokręcałem lusterka bo zawisnęły smętnym kalafiorem i pogubiłem śruby mocujące bagażnik. Drogi dają popalić.
Wyjeżdżam z Przemyśla i równymi jak stół drogami i jadę do domu , gdzie melduję się o 17.00 po przejechaniu 4,7 tys. km.
Wracając do dróg. Droga Winnica Tarnopol marna , ale za to droga Tarnopol Lwów , to koszmar. Jechałem w deszczu , więc odpuściłem robienie zdjęć. Za internetem: https://www.youtube.com/watch?v=oCRQxWVyks4
I tak zakończyła się moja , jak dotąd, największa przygoda motocyklowa. Bez złych przygód , a w ręcz przeciwnie , doświadczyłem samego dobrego na Ukrainie. Drogi faktycznie są w stanie złym , ale za to ludzie fantastyczni - otwarci i życzliwi. I właśnie te kontakty międzyludzkie , obok widzianych obrazów , najbardziej tkwią w pamięci.
KONIEC.
EDIT: Link do wszystkich zdjęć
https://plus.google.com/u/0/photos/1032 ... 6830754497
Ostatnio zmieniony 22 września 2013, 13:21 przez Qbeł, łącznie zmieniany 1 raz.
- Winnetou
- Posty: 3713
- Rejestracja: 15 maja 2008, 22:01
- Motocykl: niemiecki
- Lokalizacja: Augsburg(Bawaria)
- Wiek: 57
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Brawo Kuba-piekna podroz i relacja.Lubie te kraje gdzie mowia po rosyjsku(mieszkalem i pracowalem tam kilka miesiecy),ale podroz po drogach gdzie plomby wypadaja troche mnie hamuje przed planowaniem tam wycieczki.Bo przeciez najladniej jest tam gdzie nie mam 3 pasmowych autostrad.My pozostaniemy przy Balkanach poki co...
Pozdrawiam i do zobaczenia
Pozdrawiam i do zobaczenia
Jedni umieją drudzy"umią"...
"Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój"
"Z wiekiem spada zapotrzebowanie na zysk, a rośnie popyt na święty spokój"
- jarek70
- Posty: 378
- Rejestracja: 10 lipca 2011, 20:21
- Motocykl: Boulevard M 800
- Lokalizacja: Olsztyn
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Jestem pod wielkim wrażeniem,jeszcze raz gratuluję i ..........zazdroszczę ,pozdrawiam
- Rafał-Nowa.W.W.
- Posty: 1599
- Rejestracja: 11 lipca 2013, 12:10
- Motocykl: Virago w sercuRS 1,7
- Lokalizacja: Nowa Wieś Wielka
- Wiek: 53
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
No cóż życie jest piękne trzeba korzystać ile można .
Jesteś lepszy od Cejrowskiego.
Dziękujemy i pozdrawiamy szacun dla Ciebie.
Jesteś lepszy od Cejrowskiego.
Dziękujemy i pozdrawiamy szacun dla Ciebie.
- udzin
- Posty: 610
- Rejestracja: 11 listopada 2010, 00:03
- Motocykl: Virago xv750 94r
- Lokalizacja: Warszawa
- Wiek: 60
- Status: Offline
Re: Juro jadę w świat - Krym
Chyle czoła, wspaniała wyprawa i o ile nie wspanialszy opis