Przez Alpy na Lazurowe Wybrzeże - fotorelacja, 2014

Ciekawe miejsca, propozycje wycieczek, co warto zobaczyc? Tematy związane z turystyką motocyklową
Awatar użytkownika
Maćko
Posty: 705
Rejestracja: 14 grudnia 2008, 16:46
Motocykl: MG California, Norge
Lokalizacja: Łódź
Wiek: 57
Status: Offline

Re: Przez Alpy na Lazurowe Wybrzeże - fotorelacja, 2014

Post autor: Maćko »

Blunio pisze:
DAREK.S pisze:za tą samą kasę można leżeć 3 tygodnie na wygodnym leżaku, z opaską all-inclusive na ręce, gdzieś przy hotelowym basenie w Turcji czy innym Egipcie
Tylko co wspominać i O CZYM PISAĆ NA FORUM ?
Czyli jednym słowem jesteśmy masochistami, bo najpierw męczymy się na tych niewygodnych siodłach, mokniemy w deszczu, śpimy pod namiotami by na koniec przeżywać męki twórcze :P
Awatar użytkownika
DAREK.S
Posty: 2091
Rejestracja: 05 listopada 2008, 21:19
Motocykl: XV750, 1990; ST1300
Lokalizacja: Ruda Śląska
Wiek: 48
Status: Offline

Re: Przez Alpy na Lazurowe Wybrzeże - fotorelacja, 2014

Post autor: DAREK.S »

Maćko pisze:
Blunio pisze:Tylko co wspominać i O CZYM PISAĆ NA FORUM ?[/b]
Czyli jednym słowem jesteśmy masochistami, bo najpierw męczymy się na tych niewygodnych siodłach, mokniemy w deszczu, śpimy pod namiotami by na koniec przeżywać męki twórcze :P
Lepiej bym tego nie ujął. :mrgreen:
Tak wiele miejsc, tak mało czasu...
:chopper:
Nasze podróże:
Słowenia, Chorwacja, Węgry, Rumunia, Alpy-AT,CH,IT, Alpy-DE,CH,FR, Norwegia
Awatar użytkownika
Blunio
Posty: 5793
Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
Motocykl: Trek X-Caliber 8
Lokalizacja: Warszawa Bemowo
Wiek: 72
Status: Offline

Re: Przez Alpy na Lazurowe Wybrzeże - fotorelacja, 2014

Post autor: Blunio »

Maćko pisze:jesteśmy masochistami, bo najpierw męczymy się na tych niewygodnych siodłach, mokniemy w deszczu, śpimy pod namiotami by na koniec przeżywać męki
Może nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę, ale przychodzi taki czas, kiedy przychodzi czas na obrachunek z dorobkiem życia. I co wtedy, uznać za szczytowe osiągnięcie leżenie pod palmą z drinkiem w ręku? Owszem, to też jest potrzebne, ale doświadczenia i wspomnienia z podróży czy to na antypody czy tylko na rubieże Najjaśniejszej są nie do przecenienia. Zapewniam :motorcycle:
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Awatar użytkownika
DAREK.S
Posty: 2091
Rejestracja: 05 listopada 2008, 21:19
Motocykl: XV750, 1990; ST1300
Lokalizacja: Ruda Śląska
Wiek: 48
Status: Offline

Re: Przez Alpy na Lazurowe Wybrzeże - fotorelacja, 2014

Post autor: DAREK.S »

Jakoś nie po drodze było mi ostatnio na forum więc pewnie trochę odpoczęliście od moich wypocin. Pozwolę sobie więc odświeżyć ten wątek żeby zamknąć w końcu historię zeszłorocznego urlopu. Pora najwyższa, zwłaszcza, że zaczynają pojawiać się gorące relacje z tego roku, a ja ciągle odświeżam starocie. ;)

Dzień 11 - Wycieczka do Saint Tropez
Wycieczka do Saint Tropez to przede wszystkim pomysł Moniki, która bardzo chciała tam jechać ale miała jeden wielki problem - zjazd serpentynką z kempingu. ;)
Atmosferę grozy podgrzał dodatkowo wieczorny spacer po kempingu i oglądanie tej dróżki z góry. Wiele widać nie było ale w pewnym momencie usłyszeliśmy odgłos zderzenia i długi dźwięk szorującego na dół plastiku. Prawdopodobnie, jeden z szalejących po mieście skuterowców przesadził i nie wyrobił na którymś zakręcie. :( To wystarczyło żeby Monika, która przecież ma za sobą dziesiątki gorszych winkli zaczęła się zastanawiać czy warto w ogóle do tego Saint Tropez jechać. Chociaż z drugiej strony tak bardzo tego chciała, że wymyśliła że może zejdzie jednak na dół po schodach, a ja sam pomału zjadę. :) Ewentualnie, że pojedziemy o 5:00 rano kiedy jeszcze nikogo na tej drodze nie będzie. :) Teraz się z tego śmiejemy ale rzeczywiście ta ciasna droga miała w sobie coś powodującego dreszczyk niezdrowych emocji. W każdym razie po nocy koszmarów z różnymi przerażającymi scenariuszami zjazdu w dół Moniśka dała się namówić na zajęcie miejsca na tylnym siedzeniu Hondziny i zmierzenie się z "demonami". ;) Oczywiście nie ruszyliśmy o 5:00 tylko o jakiejś zdecydowanie bardziej cywilizowanej porze, ale i tak ruchu wielkiego rano nie było. Tak więc nikt nagle nie wyskoczył nam z przeciwka w ciasnym zakręcie i całkiem sprawnie dotoczyliśmy się na sam dół. Monika odetchnęła, bo okazało się że ten zjazd wcale nie był taki straszny i chyba tylko zmęczenie z dnia przyjazdu, upał i te dwa wypadki które tu ostatnio miały miejsce tak niezdrowo podnosiły ciśnienie. :)
W każdym razie byliśmy na dole i po równym asfalcie mogliśmy ruszyć w kierunku Saint Tropez.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Wspominając piękną widokową trasę chorwacką jadrańską magistralą spodziewaliśmy się równie pięknych widoczków na Lazurowym Wybrzeżu z drogi prowadzonej brzegiem morza. Na początku nawet dobrze się zapowiadało potem jednak okazało się, że Lazurowe Wybrzeże to nic innego jak ciąg kurortów, tysiące samochodów i właściwie jeden wielki parking ciągnący się wzdłuż całego wybrzeża. Oczywiście nie zrażaliśmy się za bardzo bo przecież nie codziennie ma się okazję zobaczyć Monte Carlo i przejechać się po torze F1.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po rundce honorowej przez centrum Monte Carlo ruszamy dalej na zachód w kierunku Cannes, podziwiając monotonne marinistyczne widoczki po prawej stronie drogi. :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Przebijamy się przez kolejne miasteczka, niestety ruch jest spory, robi się gorąco i jazda nie należy do najprzyjemniejszych zwłaszcza na narowistym Prosiaku, dla którego ciasne uliczki i korki zdecydowanie nie są środowiskiem naturalnym. Prawdę mówiąc wyjątkowo źle wspominam tą wycieczkę bo o ile widoki były niczego sobie, to przebijanie się przez korki na dość ciężkim motocyklu jakim jest ST1300 było wyjątkowo męczące. Niestety czasami trzeba było odstać swoje podczas gdy skuterowa szarańcza omijała stojące w korkach samochody z każdej możliwej strony. W ślimaczym tempie dotarliśmy w końcu do Cannes - tutaj obowiązkowy przejazd główną aleją lub jak kto woli deptakiem i pamiątkowa fotka na czerwonym dywanie. Prosiak też prosił się o fotkę na dywanie ale ponieważ nie byłem pewny czy miejscowi stróże prawa pozwoliliby na taką ekstrawagancję, to musiał zadowolić się fotką pod kasynem. :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Za Cannes ruch był jakby trochę mniejszy i rozpoczął chyba najfajniejszy kawałek tej trasy. Pojawiły się nawet jakieś wzniesienia i zakręty, a droga przypominała nam bardzo środkowy odcinek chorwackiej magistrali z tym że skałki miały niespotykany w Chorwacji czerwony kolor.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Po około 6 godzinach dotarliśmy w końcu do do Saint Tropez. Biorąc pod uwagę to, że poza chwilą na fotkę w Cannes właściwe nigdzie się nie zatrzymywaliśmy to te niecałe 150km zrobiliśmy w oszałamiającym tempie 25 km/h. :frustrated: To chyba była najbardziej męcząca trasa jaką do tej pory zaliczyłem. Obydwoje byliśmy wykończeni ale nikt nie narzekał - w końcu byliśmy w Saint Tropez, cichym i sympatycznym nadmorskim miasteczku znanym doskonale z serii filmów o najlepszym francuskim żandarmie. ;)
Chociaż jak się w rzeczywistości okazało, to "ciche i sympatyczne miasteczko" wygląda teraz zdecydowanie inaczej niż w filmach sprzed 30 lat. Tysiące turystów, drożyzna, luksusowe jachty i samochody - niestety teraz to centrum zabaw "śmietanki" towarzyskiej z grubą kasą, a nam pozostało co najwyżej pospacerować i powyobrażać sobie jak było to w czasach kiedy kręcono "Żandarma z Saint Tropez".

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jeżeli chodzi o Saint Tropez to mamy mieszane uczucia, bo w rzeczywistości miasteczko jest całkiem sympatyczne ale naszym błędem był chyba przyjazd tutaj w środku sezonu turystycznego. Jak starczy życia to trzeba będzie to jeszcze kiedyś sprawdzić. ;) Póki co, skonsumowawszy garnek muli na obiad, pozwalamy sobie na godzinkę lenistwa i kąpiel na jednej z miejskich plaż, by w końcu ruszyć w drogę powrotną. Tym razem nawet nie myślimy o romantycznym spacerze brzegiem morza. Chcemy jak najszybciej wrócić do Mentony więc wybieramy trasę przez autostradę, która też zajmuje nam sporo czasu bo sam dojazd do autostrady to znowu kilometry korków. Niestety przyszła pora powrotów z plaż i nie ma co liczyć na płynną jazdę. :(
W końcu udaje nam się wbić na ten kawałek autostrady i Prosiak może w końcu odetchnąć pełną piersią. Prędkość autostradowa wydaje się być zawrotna zwłaszcza biorąc pod uwagę, że właściwie od Augsburga podróżujemy tylko lokalnymi dróżkami. Jak się okazuje Francuzi jednak dbają o to żeby nie było jednak zbyt miło i przyjemnie i potrafią urozmaicić podróż. Nie wiem czy to tylko nam się tak trafiło czy to norma ale mieliśmy dwie zastanawiające sytuacje na bramkach autostrady:
  • pierwsza sytuacja - stoi przed nami babeczka w samochodzie na niemiejscowych tablicach, a za chwilę podjeżdża do niej z boku skuterowiec - pomyślałem że coś chłop kombinuje i będzie próbował przejechać razem z nią. Za chwilę dojeżdża drugi, coś do siebie zagadali i w momencie kiedy babka wrzuciła kasę do automatu obydwoje przejechali przed nią. Oczywiście szlaban się za nimi zamknął, a ona musiała wrzucić kasę raz jeszcze. :shock:
  • akcja nr 2, tym razem dotknęła nas - podjeżdżam do bramki, wyciągam kartę żeby zapłacić nagle czerwone światło i info z głośnika, że jestem na złej bramce i że mam wycofać. Co jest? Jestem zmęczony ale wydaje mi się, że jak podjeżdżałem to bramka była oznaczona zielonym światłem. Próbuję dogadać się z babką dlaczego i co się stało, a ona uparcie że mam się wycofać. Sytuacja trochę dziwna, żeby nie powiedzieć niebezpieczna, a cofanie na autostradzie, nawet te kilkanaście metrów do końca barier, po ciemku, motocyklem ważącym z nami pewnie ponad 450kg, jest trochę stresujące. W każdym razie wyjścia nie było, przejechałem w poprzek autostrady trzy bramki obok, zapłaciłem i przejechałem. W sumie do kolejnych bramek prawie sam sobie wmówiłem, że to ja coś zawaliłem i źle wjechałem, Tyle że na kolejnych bramkach sytuacja jest analogiczna: podjeżdżam, tym razem przede mną trzy samochody. Pierwszy zapłacił i przejechał - póki co dobrze jest. :) Niestety po chwili zwłoki drugi samochód wrzuca wsteczny, to samo robi trzeci i zaczynają cofać! Ja stoję za nimi i nie mam wyjścia - znowu muszę się szarpać z Prosiakiem żeby go wycofać, zastanawiając się przy okazji czy i kiedy mi ktoś wjedzie w tyłek. :frustrated: Masakra jakaś, nie wiem jak działają te ich bramki ale wyłączanie ich bez uprzedzenia i zmuszanie kierowców do dziwnych manewrów na autostradzie to jakaś paranoja. Ciekawe czy w ciągu dnia, gdy ruch jest duży też robią takie numery? :shock:
Nie wiem czy ktoś się spotkał z takimi akcjami na drodze ale mnie to trochę zaskoczyło. Na osłodę po zjechaniu z autostrady trafiliśmy na punkt z pięknym widokiem na nocne Monte Carlo. Fotki oczywiście nie oddają uroku tego widoczku ale musicie uwierzyć na słowo, że robił wrażenie. Pozachwycaliśmy się chwilę i ruszyliśmy dalej, by tradycyjnie, zdecydowanie zbyt późnym wieczorem wrócić na kemping. :)

Obrazek
Tak wiele miejsc, tak mało czasu...
:chopper:
Nasze podróże:
Słowenia, Chorwacja, Węgry, Rumunia, Alpy-AT,CH,IT, Alpy-DE,CH,FR, Norwegia
Awatar użytkownika
DAREK.S
Posty: 2091
Rejestracja: 05 listopada 2008, 21:19
Motocykl: XV750, 1990; ST1300
Lokalizacja: Ruda Śląska
Wiek: 48
Status: Offline

Re: Przez Alpy na Lazurowe Wybrzeże - fotorelacja, 2014

Post autor: DAREK.S »

Dzień 12 - Zwiedzamy Menton
Chociaż jak ognia unikamy spoglądania na kalendarz, to niestety dociera do nas, że nieuchronnie zbliża się czas powrotu do domu. Nie wiem dlaczego, ale kilometry robione "z powrotem" zdecydowanie mniej cieszą niż te w kierunku urlopowych atrakcji. W każdym razie przed drogą trzeba odpocząć więc dzisiaj mamy kolejny, już drugi podczas tego urlopu dzień bez motocykla. :( ;) Hondzina ma więc dzisiaj wolne, a my w tym niemiłosiernym upale postanawiamy pozwiedzać dokładniej miasteczko Menton. Do tej pory udało nam się pokręcić tylko trochę po centralnym deptaku i nowszych uliczkach miasta. W Mentonie warto zobaczyć jeszcze wznoszącą się nad resztą miasta klimatyczną "starówkę" z wieloma urokliwymi uliczkami i ciekawymi punktami widokowymi.

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Kolejną "atrakcją", którą przypadkiem odkryliśmy jest stary cmentarz na wzgórzu (to podobno jest wzgórze zamkowe ale zamku żadnego tu nie ma ;) ). Z cmentarza jak się okazało rozpościera się fantastyczny widok na miasto ale co ciekawsze znaleźliśmy tu wiele nagrobków z polskimi nazwiskami. Podobno byli to nasi rodacy ze znanych rodów szlacheckich zmuszeni do emigracji w wyniku prześladowań ze strony zaborców.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Ponieważ jak wiadomo zwiedzanie jest czynnością wyjątkowo meczącą, to po małym co nieco udajemy się wieczorkiem na plażę żeby odsapnąć i zaliczyć tzw. pożegnanie z morzem - czyli niestety ostatnią już kąpiel na Lazurowym Wybrzeżu. :(

Obrazek
Obrazek

Dzień 13 - Opuszczamy Lazurowe Wybrzeże
Z Mentony do domu mamy trochę drogi (ok. 1500km) więc trzeba rozłożyć ten odcinek przynajmniej na dwie części. Ponieważ te kilka dni na Lazurowym Wybrzeżu upłynęło zbyt szybko postanawiamy się nie rozstawać jeszcze tak zupełnie z morzem i zrobić krótki spacerek wzdłuż włoskiego wybrzeża:

Obrazek

Chociaż kompletnej trasy w kierunku domu nie widać, to zorientowanym na mapie powinno się rzucić w oko, że to jakby nie do końca po drodze do Polski. Z drugiej strony po co się śpieszyć z powrotem z urlopu? ;) Postanowiliśmy więc nadłożyć nieco drogi i zrobić sobie przystanek pod krzywą wieżą w Pizie. Wieża chyli się podobno ku upadkowi, więc kto wie? Może to jedyna i ostatnia okazja żeby ją zobaczyć mniej więcej w pionie? ;)
Wracając do trasy - jak się okazało wycieczka do Saint Tropez niewiele nas nauczyła, bo i tym razem wybraliśmy trasę widokową samym wybrzeżem.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Niestety, o ile na widoki nie można było narzekać, to już w Sanremo dotarło do nas, że to nie będzie płynna jazda ale w każdej większej mieścince trzeba będzie powalczyć o pozycję w korkach. Cierpliwości wystarczyło nam na niewiele kilometrów i gdzieś w okolicach Savony stwierdziliśmy, że co trzeba to już zobaczyliśmy i szkoda marnować czas na coraz bardziej zatłoczonych uliczkach kolejnych miast. Tak więc przy najbliższej okazji odbiliśmy na autostradę E80, którą w zdecydowanie szybszym tempie dotarliśmy do Pizy.
Ponieważ rozglądając się za kempingiem nie znależliśmy nic wartego uwagi w okolicach centrum, to wylądowaliśmy właściwie 15 kilometrów za miastem w "dzielnicy letniskowej" Marina di Piza. Tutaj znaleźliśmy sympatyczny i niedrogi kemping St. Michael. Kamping nie znajdował się co prawda nad samym morzem, ale kursował z niego bezpłatny busik na plaże, do której prawdę mówiąc było może z 15 minut piechotą. Jadąc autostradą zaoszczędziliśmy trochę czasu i dzięki temu udało nam się "zakwaterować" jeszcze w miarę rozsądnej porze. Dlatego też stwierdziliśmy, że nie ma co czekać do kolejnego dnia i lepiej zafundować sobie wieczorne zwiedzanie atrakcji Pizy. Ponieważ nie bardzo chciało nam się tłuc Prosiakiem po mieście więc wybraliśmy komunikację miejską - autobus wydawał się rozsądnym rozwiązaniem, bo zwalniał z konieczności szukania parkingu i pozwalał kierowcy wypić małe co nieco do kolacji. Niestety autobus ma tę wadę, że niemiłosiernie się wlecze po wszystkich wiochach w okolicy i chyba następnym razem wybrałbym jednak własny środek transportu. Zwłaszcza, że z przystanku w centrum, na plac na którym stoi wieża trzeba jeszcze podejść spory kawałek na piechotę. Nam dodatkowo prawie uciekł ostatni autobus, który zamiast podjechać na wyznaczone stanowisko postanowił odjechać z jakiejś bocznej uliczki. Co prawda migał światłami żeby zwrócić na siebie uwagę, ale gdyby nie jakiś miejscowy, który musiał znać lokalne zwyczaje i pobiegł w kierunku autobusu, to pewnie my nie zwrócilibyśmy na niego uwagi i kombinowalibyśmy jak po nocy dostać się na kemping.
Pomimo tego, zwiedzanie, chociaż właściwszym słowem byłoby chyba oglądanie, krzywej wieży i reszty monumentalnych budynków stojących na placu Campo dei Miracoli zdecydowanie zaliczamy do udanych punktów naszego urlopu. W końcu czego to człowiek nie robi żeby pstryknąć najbardziej oklepaną wakacyjną fotkę z żoncią powstrzymującą krzywą wieżę przed upadkiem. ;)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Dzień 14 - pożegnanie z morzem :(
Ponieważ stwierdziliśmy, że nawet na Prosiaku trasa z Pizy do domu byłaby dość męcząca i że zrobimy po drodze jeszcze jeden przystanek, więc zanim ruszymy dalej możemy jeszcze pozwolić sobie na odrobinę plażingu. ;) Pogoda dopisuje więc grzechem byłoby nie skorzystać z uroków włoskiej piaszczystej plaży.

Obrazek
Obrazek

Po szybkiej kąpieli, definitywnie żegnamy się z morzem i po spakowaniu naszego wakacyjnego majdanu ruszamy w kierunku Villach. Tym razem nie ma co kombinować - wskakujemy na autostradę i nie zjeżdżamy z niej do samego Villach. Mniej więcej od połowy drogi widoki robią się znajome, ponieważ wracając z Wenecji jechaliśmy dokładnie tą samą trasą tyle, że wtedy jeszcze na naszej dzielnej Viróweczce. W tym roku droga ucieka zdecydowanie szybciej - Prosiak zdecydowanie pewniej niż Virago czuje się na autostradzie i ciągnie do przodu jak szalony. ;-)

Obrazek
https://goo.gl/maps/uoZ4n

Tym razem nie mamy upatrzonego żadnego kempingu zdając się trochę na ślepy los. W okolicach Villach jest sporo jezior nad którymi bez problemu można znaleźć jakieś miejsce. Nam po małej rundce po mieście udaje się trafić na kemping Seehof. Zostajemy zaskoczeni miłym przyjęciem, co prawda nie ma już nikogo na recepcji ale zostajemy obsłużeni przez jednego z lokalnych gości, który wskazuje nam miejsce i po rozłożeniu zaprasza na piwko. Nawet Prosiak dostaje zadaszone, wygodne miejsce na tarasie przed samą recepcją. :) Po chwili sączymy zimne piwko i zastanawiamy się po co my właściwie pchamy się na ten urlop tak daleko. Tutaj jest tak fajnie i klimatycznie, ceny są przystępniejsze, a alpejskie widoczki nie ustępują w niczym tym francuskim. Może za rok pora na urlop w Austrii? ;)

Dzień 15 - "To już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni..."
Ponieważ poprzedniego wieczoru udało nam się właściwie obejrzeć tylko kempingowy bar, to przed wyjazdem wypadałoby nadrobić zaległości i rozglądnąć się po okolicy. Ranek jednak znowu zaczynamy w barze, tym razem zamawiając do piwka również zestaw śniadaniowy. Cena bardzo przystępna - nie pamiętam już ile dokładnie zapłaciłem ale na pewno gotowe śniadanko z kawą było zdecydowanie tańsze niż kilka śniadaniowych produktów kupionych w szwajcarskim markecie. :)
Po śniadaniu robimy, krótki obchód kempingu. Jeziorko nad którym leży kemping może nie jest zbyt duże ale za to czyste i ciepłe. Chociaż powinniśmy się pakować i ruszać dalej w trasę, to nie mogę sobie odmówić krótkiej kąpieli.
Potem jeszcze rundka dookoła jeziorka, żeby wysuszyć czuprynę i można się pakować. :)

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Na kempingu marudzimy prawie do 12:00 - niestety, nic nie da się zrobić i nastaje nieuniknione - trzeba ruszyć w ostatnią trasę tego urlopu. Nawet szkoda wrzucać mapki - lecimy autostradą na Wiedeń, potem Brno, Ostrava i garaż w Rudzie Śląskiej. Zachwycać się po drodze nie będzie za bardzo czym więc na dobry początek, zatrzymujemy się na chwilę pod kompleksem skoczni w Villach żeby pstryknąć pamiątkową fotkę. Nie żebyśmy byli jakimiś zagorzałymi fanami skoków, ale lubimy czasem pooglądać. ;)

Obrazek
Obrazek
Obrazek

No i to byłoby chyba na tyle. Tradycyjnie dla ciekawskich i cierpliwych oglądaczy linki do galerii:
- Lazurowe Wybrzeże - https://goo.gl/photos/1GfALM6zs5xJzeyw5
- Pizza, Villach - https://goo.gl/photos/cpHrTc2CYwD7Xfr26

Muszę się ze smutkiem przyznać, że strasznie się męczyłem z tą relacją. Może to przez to że nie pisałem jej od razu, a może po prostu człowiekowi z upływem lat coraz mniej się chce i zaczyna brakować "talentu". ;) :lol:
W każdym razie cieszę się, że udało się zakończyć tę historię i mogę z czystym notatnikiem znowu ruszyć w trasę szukać nowych przygód i widoków. :)
Kto wie, może jeszcze kiedyś uda się coś tutaj naskrobać. Pozdrawiam wiernych czytelników i do zobaczenia w trasie. :rock: :chopper:
Tak wiele miejsc, tak mało czasu...
:chopper:
Nasze podróże:
Słowenia, Chorwacja, Węgry, Rumunia, Alpy-AT,CH,IT, Alpy-DE,CH,FR, Norwegia
bongorno
Posty: 105
Rejestracja: 18 czerwca 2011, 01:33
Lokalizacja: Bytom/UK
Wiek: 50
Status: Offline

Re: Przez Alpy na Lazurowe Wybrzeże - fotorelacja, 2014

Post autor: bongorno »

Darek ty leniu , rzuc ta gruba i za skrobanie sie bierz :)))))))))))) Dziekuje poraz kolejny za swietna relacje
staszek_s
Posty: 225
Rejestracja: 03 września 2014, 21:43
Motocykl: Suzuki DL 650A
Lokalizacja: Radlin, woj Śląskie
Wiek: 58
Status: Offline

Re: Przez Alpy na Lazurowe Wybrzeże - fotorelacja, 2014

Post autor: staszek_s »

Ja też czytałem z zainteresowaniem i wielkie dzięki! Przy okazji, nam też się przytrafiła we Francji podobna przygoda z chamem na motorze, który się wcisnął przed naszą puszkę i przejechał przez bramkę na moje konto. Trochę to podcina wiarę w motocyklową brać ale co zrobić, jak widać takich dupków nie brakuje...
W każdym razie ja nie płaciłem drugi raz, po dłuższej pogawędce przez glośniczek, miła pani podniosła barierkę :)
ODPOWIEDZ