Skuterem w Tajlandii

Ciekawe miejsca, propozycje wycieczek, co warto zobaczyc? Tematy związane z turystyką motocyklową
Awatar użytkownika
iwan
Posty: 742
Rejestracja: 21 lutego 2008, 10:00
Motocykl: V-Strom
Lokalizacja: Skierniewice
Wiek: 48
Status: Offline

Skuterem w Tajlandii

Post autor: iwan »

Cześć chłopaki i dziewczyny (i Hans :cool: ) po dłuższej nieobecności. Pomyślałem spontaniczne, że zamieszczę materiał z naszej wyprawy do Tajlandii, podczas której dwa dni zwiedzaliśmy okolice Krabi na skuterze. Według mnie, najlepsze dwa dni pobytu. Być może ktoś z forum planuje wyjazd do tego kraju; służę pomocą i informacją.
Skuter jakiś taki trochę zjechany był, bo z wypożyczalni, ale setkę wyciągnął. Solo, bo Monika 50km/h nie pozwalała mi przekroczyć. Było super. Ruch uliczny w Tajlandii to zupełnie inna bajka :shock: . I powiem tak: jest to lepsza bajka :P

Poniżej relacja z jednodniowej wycieczki z Ao Nang (takie nasze Mielno) do Krabi.

Skuterem z Ao Nang do Krabi
Uruchamiam silnik. Cisza. Nie do tego jestem przyzwyczajony w jednośladzie. Tylko ledwo słyszalne mruczenie dochodzi z tłumika. Monika zakłada kask (który w ciągu najbliższych 48 godzin będzie bezustannie sprawiał jej problemy) i gramoli się na tylne siedzenie skutera. Wciskam lewą dźwignię na kierownicy i natychmiast przypominam sobie, że skuter ma automatyczną skrzynię biegów, czyli wystarczy odkręcić manetkę i jazda, a ja właśnie wcisnąłem hamulec. Nie chcemy hamulca na tym etapie wyprawy, chcemy ?gaz do dechy?. Ruszamy, morda wykrzywia się w banan, zęby na wierzchu? prowadzę jednoślad po publicznej drodze w Tajlandii! Ruch lewostronny, trzeba intensywnie myśleć i pozbyć się nawyków, zwłaszcza dojeżdżając do skrzyżowania.
Pierwszy etap wycieczki, czyli odcinek z centrum Ao Nang drogami o numerach 4203, 4034, 4200, aż do skrzyżowania z drogą (chyba krajową) nr 4 przebiega w powolnym tempie. Nie wolno jechać szybciej niż 40 km/h, bo nawigator z tyłu zabrania. Na wspomnianym skrzyżowaniu nie skręcamy w odpowiednim momencie w prawo i musimy zatrzymać się jakieś 200 metrów dalej na poboczu. Droga szeroka, ruchliwa, dwa pasy w każdą stronę a ja muszę zawrócić. W naszym kraju to problem, w Azji południowej to tylko drobna niedogodność. Kilka dni wcześniej jednym z moich ulubionych zajęć podczas długich, pieszych wędrówek po Bangkoku, było obserwowanie ruchu ulicznego, ze szczególnym uwzględnieniem zachowania kierującymi skuterami. Kodeks ruchu drogowego jest dla nich księgą nieznaną, możliwe nawet, że zakazaną. Postanawiamy zawrócić w niedozwolonym miejscu jadąc kilkanaście metrów pod prąd i wymuszając pierwszeństwo. I co? I nic. Ci, z którymi mieliśmy się zderzyć, zgrabnie zjeżdżają na bok, a ci, na których wymusiliśmy pierwszeństwo, spokojnie zwalniają i dają nam wolną drogę. Nikt nie trąbi, nie puka cię w czoło, nie wybiega z ryjem z samochodu. Sytuacja odwrotna miała miejsce nie jeden raz w ciągu kolejnych dwóch dni i jakoś ja też nikogo nie zwyzywałem ani nie otrąbiłem. Nie zdarza mi się to w kraju. Manewr na skrzyżowaniu z drogą nr 4 jest tą chwilą, kiedy postanawiam dopasować się do lokalnych zasad na drodze ? jedziesz, dopóki masz miejsce, w które możesz się wcisnąć. Zatrzymujesz się, kiedy nie ma możliwości kontynuowania podróży. Kontynuujesz podróż, kiedy pojawia się wolna przestrzeń. I to wszystko. Kierunkowskaz się przydaje, ale nie jest konieczny; kask można założyć, ale na południu Tajlandii robią to chyba tylko turyści.
Najpierw kierujemy się do Świątyni Tygrysa (Wat Tham Suea), która znajduje się kilka kilometrów na północny wschód od Krabi. Parkujemy, a ja zastanawiam się, czy skorzystać z ukrytej w schowku pod siedzeniem kłódki. Ostatecznie zostawiamy skuter bez żadnych zabezpieczeń. (Nic mu się nie stało, podobnie jak za każdym następnym razem.) W pobliżu jakiś Taj co chwilę korzysta z gwizdka i ruchem ręki przywołuje do siebie kobiety w zbyt krótkich szortach lub spódniczkach, po czym wręcza im kawał niebieskiego materiału, w który mają się zawinąć. Moniki również to nie omija. Kosztuje to 20 baht, a ?ściera? jest do zwrotu. Kiedy gwiżdżący Taj znika nam z oczu, materiał wędruje do plecaka, a my zaczynamy wędrować schodami na szczyt tej górki, gdzie znajduje się Wat Tham Suea. 1237 stopni później, zlani potem, podziwiamy widoki, małpy i architekturę świątyni. Czy jesteśmy zachwyceni? Panoramą wokół, tak. Jest pochmurnie, ale plantacje palm kokosowych, drzew kauczukowych, uprawy ananasów i wijące się w tym wszystkim drogi oraz widziane z oddali Krabi i brzeg morza robią na nas wrażenie. Co do szwędających się wszędzie wśród turystów małp, mamy mieszane uczucia. Monika się ich zwyczajnie boi. Ja robię kilka zdjęć a jedna wskakuje mi na plecak, co wzbudza radość u obserwujących scenę ludzi. Strącam zwierzątko i tyle, przestaję się nimi interesować. Natomiast z architektonicznego punktu widzenia świątynia kojarzy mi się z zaniedbanymi, peerelowskimi budynkami. Tandeta. Za to widziana z Krabi, z odległości kilku kilometrów, przypomina złoty klejnot wieńczący szczyt góry. Tak, Wat Tham Suea wygląda pięknie, ale tylko z daleka.
Kolejnym etapem podróży jest przejażdżka dalej na północ. Poświęcamy godzinę na zwiedzanie tajskiej wsi, zanim zawrócimy w kierunku Krabi. Planowałem jeszcze przed wyjazdem zobaczyć, jak wygląda Tajlandia w miejscach, do których nie zapuszczają się turyści. Udało się to w Bangkoku, udało się również tutaj. Nieśpiesznie jedziemy niemal pustą, asfaltową drogą. Wokół dominują plantacje i uprawy, które wcześniej widzieliśmy z góry. Co jakiś czas pojawiają się zabudowania w różnym stanie, od kiepskich bud wyglądających jak sklecone z desek i eternitu, poprzez niewielkie, ale schludne domki, po duże, eleganckie wille. Tych pierwszych jest najwięcej. Po lewo mijamy strome, zalesione wzniesienia. Na drodze co jakiś czas przemyka, albo leży rozjechany wąż. Zza chmur wychodzi słońce i przyjemnie grzeje. Jeszcze pół godziny wcześniej zanosiło się na deszcz. Jest to chyba najprzyjemniejszy moment całej wyprawy. Jazda, słońce, ciepło, zero turystów a wokół tajska prowincja. Jesteśmy wniebowzięci.
Do centrum Krabi docieramy w porze obiadowej. Kilka zdjęć przy pomniku gigantycznego kraba, koniecznie z charakterystycznymi dwiema skałami w tle, następnie długa dyskusja z miejscowymi ?kierowcami? łodzi, którzy koniecznie chcą nas zabrać na wycieczkę okolicznymi szlakami wodnymi za 500 baht i, po krótkim spacerze promenadą, jedziemy na popołudniowy posiłek. Nareszcie! Nie lubię zwiedzać i podziwiać czegokolwiek z pustym żołądkiem. Powtórzę to jeszcze raz, nie lubię zwiedzać i podziwiać czegokolwiek z pustym żołądkiem! Schodzimy z głównej ulicy i w bocznej, jednokierunkowej uliczce, tuż przy jednym z tysięcy targowisk rozsianych po całym kraju, znajdujemy malutką knajpę. Z właścicielem da się trochę porozmawiać, bo całkiem przyzwoicie komunikuje się po angielsku. Zupa, którą tam zamawiam i zielone curry Moniki, smakują wyśmienicie. Jemy na chodniku przed restauracją, siedząc w cieniu i delektując się zarówno smakiem potraw, jak i gwarem ulicy. Po raz kolejny tego dnia jest nam dobrze.
Wracamy do Ao Nang. W planach jeszcze jedna, krótka wycieczka do plaży skamielin (Fossil Beach) kilka kilometrów na południe od Ao Nang. Kiedy docieramy na miejsce, jest późne popołudnie. Kaski pakujemy pod siedzenie, plecak na grzbiet (mój tylko, bo Monika unika noszenia czegokolwiek poza ubraniem) i kierujemy się ku plaży. Szczerze mówiąc, spodziewałem się czegoś? innego. Miejsce wygląda, jakby ktoś nierówno pokrył plażę betonem, który dodatkowo zerodował i popękał. A okazuje się, że to właśnie te skamieniałe muszelki. W okolicy plaży znajduje się mały, zaniedbany park ze smutnymi alejkami i jakiś ośrodek z nieciekawymi jadłodajniami. Klimat lat 80tych w Polsce. Kilka zdjęć trzeba zrobić obowiązkowo, lecz jest to najmniej interesujące miejsce ze wszystkich, jakie odwiedziliśmy w Tajlandii. Pakujemy się na nasz skuter i nieśpiesznie wracamy do naszego domku, podziwiając po drodze okolicę i ?delektując się? tajskim ruchem ulicznym.
A wieczorem, kiedy już mogę pozwolić sobie na przejażdżkę bez pasażerki, robię małą wycieczkę po okolicy, przekraczając w końcu magiczną barierę 50 km/h. Kolejny raz tego dnia jest pięknie.
Dzień kończymy jak zwykle, na tarasie. W szklankach zimna, tajska whisky z kolą, na kolanach laptop, a wokół cisza i spokój. I wiecie co? Takiego błogostanu życzę każdemu.


Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Awatar użytkownika
alonso
Posty: 1996
Rejestracja: 23 czerwca 2008, 12:28
Motocykl: Virago 1100
Lokalizacja: Bielsko-Biała
Wiek: 46
Status: Offline

Re: Skuterem w Tajlandii

Post autor: alonso »

Bardzo zajebisty potok słów.Żeby kogoś zainteresować proponuję to zredagować .
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Skuterem w Tajlandii

Post autor: kris2k »

Tak się zastanawiałem gdzie to Cię wywiało, a tu się okazuje żeś do Azji spieprzył. I widzisz jak skończyłeś? Sprzedałeś Virażkę żeby się na skuter przesiąść. Warto było?
Awatar użytkownika
GregorS
Posty: 1904
Rejestracja: 20 maja 2009, 23:48
Motocykl: 535,750=> NT650V
Lokalizacja: z e-wsi w woj. łódzkim
Wiek: 48
Status: Offline

Re: Skuterem w Tajlandii

Post autor: GregorS »

Może lepsza Tajlandia na skuterze niż Polska na Virago lub innym gieesie :?: :idea:

Ps. . Pozdrawiamy :rock:
https://www.youtube.com/watch?v=9rr5Z7kpCTo

........MOTÓR NIE UMIERA NIGDY, MOTÓR JEST WIECZNY..........
http://www.youtube.com/watch?v=mNg3TuXL7Do
Awatar użytkownika
iwan
Posty: 742
Rejestracja: 21 lutego 2008, 10:00
Motocykl: V-Strom
Lokalizacja: Skierniewice
Wiek: 48
Status: Offline

Re: Skuterem w Tajlandii

Post autor: iwan »

Kris, warto było. Inny świat.
Awatar użytkownika
iwan
Posty: 742
Rejestracja: 21 lutego 2008, 10:00
Motocykl: V-Strom
Lokalizacja: Skierniewice
Wiek: 48
Status: Offline

Re: Skuterem w Tajlandii

Post autor: iwan »

alonso pisze:Bardzo zajebisty potok słów.Żeby kogoś zainteresować proponuję to zredagować .
Niezainteresowani nie muszą czytać tekstu kursywą, wystarczy sam wstęp i zdjęcia, żeby wiedzieć, o co chodzi.
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Skuterem w Tajlandii

Post autor: kris2k »

E tam, od razu inny. A co u nas to świątyń nie ma? Tego to Ci akurat dostatek. Wybrałbyś się do takiego Lichenia na ten przykład to raz że i wrażenie by na Tobie zrobiło, motocykl byś zachował i ile kasy w kieszeni. A jak byś tak jeszcze trasę do Świebodzina zrobił to jakbyś był Rio :mrgreen:
Że co tam niby jeszcze takiego fajnego? Lasy? A to u nas drzewa niby mniej drewniane? Deszcze mniej mokre? No może z tymi lasami to przesadzam, niedługo rzeczywiście aby drzewo zobaczyć trzeba będzie granice PL opuścić :D
Awatar użytkownika
iwan
Posty: 742
Rejestracja: 21 lutego 2008, 10:00
Motocykl: V-Strom
Lokalizacja: Skierniewice
Wiek: 48
Status: Offline

Re: Skuterem w Tajlandii

Post autor: iwan »

Świątyń jest tam dużo więcej niż u nas, a posągów Buddy - miliony :shock: Mnie to nie interesowało, widziałeś jedną to jakbyś widział wszystkie.
ODPOWIEDZ