XV 700 dziwny problem
: 11 listopada 2015, 17:34
Witam, motocykl to Virago 700 rok 85. A wiec do rzeczy,
Dzisiaj rano podczas jazdy moto niespodziewanie osłabł ( miałem wrażenie ze chodzi na jeden garnek), każde dodanie gazu podczas jazdy kończyło sie szarpnięciem, brakiem mocy ( czasem strzałem w wydech), po czym po chwili przez 20 metrów wszystko wróciło do normy (trzymał normalne obroty na jałowym) i za chwile to o samo co pisałem na początku - bez gazu odrazu gasł na jałowym. Bardzo delikatnie odkręcając manetkę dało się jechać pomału, ale każdy energiczny czy nawet "normalny" ruch kończył się przerywaniem na pierwszym cylindrze i gwałtownym spadkiem obrotów.
Pomalutku zajechałem do garażu, wykręciłem świece. Sprawdzam tylną - iskra świetna, bez zarzutu. Kolej na przednią - iskry brak. Wyciągałem jedną starą świece ( bodajże BERU), założyłem na przód - iskara pojawiła sie taka jak powinna być.
Dużo nie myśląc kask na głowe, odpaliłem i pojechałem zobaczyć co się bedzie działo ( z tyłu świeca NGK, z przodu Beru). Odpalił ładnie, obroty trzymał, po dodaniu gazu nie przerywał - krótko mówiąc jak Pan Bóg przykazał. I a radość trwała przez najbliższe 300 metrów, po czym po raz wtóry zaczął swój koncert opisany na początku. Zauważyłem że na pełnym ssaniu ( pomimo rozgrzanego silnika ) jakoś da się jechać , oczywiście bez jakichkolwiek energicznych ruchów manetką. I tak pomału po raz kolejny przykulałem się do garażu, wyciągam przednią świece , sprawdzam - iskry brak.
Zrezygnowany własnie przed chwilą przyszedłem do domu zabrałem się za tego posta.
Prosze o jakiekowlwiek naprowadzenie. Przez tą maszyne wyrywam sobie już reszki włosów z głowy.
Dzisiaj rano podczas jazdy moto niespodziewanie osłabł ( miałem wrażenie ze chodzi na jeden garnek), każde dodanie gazu podczas jazdy kończyło sie szarpnięciem, brakiem mocy ( czasem strzałem w wydech), po czym po chwili przez 20 metrów wszystko wróciło do normy (trzymał normalne obroty na jałowym) i za chwile to o samo co pisałem na początku - bez gazu odrazu gasł na jałowym. Bardzo delikatnie odkręcając manetkę dało się jechać pomału, ale każdy energiczny czy nawet "normalny" ruch kończył się przerywaniem na pierwszym cylindrze i gwałtownym spadkiem obrotów.
Pomalutku zajechałem do garażu, wykręciłem świece. Sprawdzam tylną - iskra świetna, bez zarzutu. Kolej na przednią - iskry brak. Wyciągałem jedną starą świece ( bodajże BERU), założyłem na przód - iskara pojawiła sie taka jak powinna być.
Dużo nie myśląc kask na głowe, odpaliłem i pojechałem zobaczyć co się bedzie działo ( z tyłu świeca NGK, z przodu Beru). Odpalił ładnie, obroty trzymał, po dodaniu gazu nie przerywał - krótko mówiąc jak Pan Bóg przykazał. I a radość trwała przez najbliższe 300 metrów, po czym po raz wtóry zaczął swój koncert opisany na początku. Zauważyłem że na pełnym ssaniu ( pomimo rozgrzanego silnika ) jakoś da się jechać , oczywiście bez jakichkolwiek energicznych ruchów manetką. I tak pomału po raz kolejny przykulałem się do garażu, wyciągam przednią świece , sprawdzam - iskry brak.
Zrezygnowany własnie przed chwilą przyszedłem do domu zabrałem się za tego posta.
Prosze o jakiekowlwiek naprowadzenie. Przez tą maszyne wyrywam sobie już reszki włosów z głowy.