Słupy Heraklesa

Ciekawe miejsca, propozycje wycieczek, co warto zobaczyc? Tematy związane z turystyką motocyklową
Awatar użytkownika
Blunio
Posty: 5793
Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
Motocykl: Trek X-Caliber 8
Lokalizacja: Warszawa Bemowo
Wiek: 72
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Blunio »

Spoko :cool: Ciąg dalszy na pewno nastąpi. Nie zawsze jest czas do pisania, nie zawsze vena człowieka nachodzi. Teraz cały weekend buszowałem po Kotlinie Kłodzkiej. Tak naprawdę to odbierałem żonę z sanatorium w Lądku Zdroju i była okazja trochę pozwiedzać. Piękne "babie lato" w górach, Kłodzko widziałem pierwszy raz i bardzo mi się spodobało. Nasze miasta z centralnej Polski nawet się nie umywają do perełek dolnośląskich. Wróciłem wczoraj wieczorem, bardzo zmęczony jazdą po t6ych dzikich drogach w tym dzikim kraju. Od powrotu z Prawdziwej Europy jakoś nie mogę się przyzwyczaić i zaakceptować tego syfu, jaki stanowią nasze drogi. Kiedyś dużo jeździłem (taka praca), ale to co teraz się dzieje to jakiś horror. Pewnego dnia to wszystko stanie i będzie chyba koniec. :evil:
No tylko rząd się sam wyżywi, a przemieszczać to się będą helikopterami chyba :roll:
I co z tego że te popaprańce zwane przedstawicielami Narodu budują jakieś namiastki autostrad, skoro wszystko wali po starych drogach, bo ceny za te pseudoautostrady takie że z nóg zwala. Chyba największe w Europie. Chciwość tych miłościwie nam panujących nie zna granic. Tylko z każdego płota i z każdego kawałka wolnej ściany patrzą na Ciebie mordy tych, którzy się chcą dorwać do koryta i zrobić nam dobrze. Zapamiętajcie to sobie ... jak ktoś chce Ci zrobić dobrze, powinieneś bardzo uważać na swój portfel :frustrated:
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Awatar użytkownika
spaw
Posty: 731
Rejestracja: 06 kwietnia 2011, 00:10
Motocykl: Tiger 900
Lokalizacja: Katowice
Wiek: 34
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: spaw »

jak ktoś chce Ci zrobić dobrze, powinieneś bardzo uważać na swój portfel
Blunio, coś w tym jest, choć brzmi dwuznacznie :D
"W każdym normalnym człowieku tkwi szaleniec i próbuje wydostać się na zewnatrz"
Terry Pratchett
Obrazek
Awatar użytkownika
janeckih
Posty: 233
Rejestracja: 27 grudnia 2010, 20:43
Motocykl: Virago 535,1991;
Lokalizacja: Radom/Sieradzkie
Wiek: 72
Kontakt:
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: janeckih »

Mocho znacznei czy dwuznacznie - samo życie tak sie to układa - niestety
jako
Awatar użytkownika
Blunio
Posty: 5793
Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
Motocykl: Trek X-Caliber 8
Lokalizacja: Warszawa Bemowo
Wiek: 72
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Blunio »

spaw pisze:coś w tym jest, choć brzmi dwuznacznie
No więc wypada dopisać, że trzeba uważać na portfel, ściskać pośladki i nigdy, ale to nigdy i pod żadnym pozorem nie schylać się po mydło w łaźni publicznej w obecności polityków zwłaszcza. :lol:
ps. jako człowiek starej daty pamiętam jeszcze czasy, kiedy funkcjonowało coś takiego jak łaźnie publiczne. Łazienki nie były wtedy dobrem powszechnym, a za potrzebą ludzie chodzili do sławojki na podwórku, czy to deszcz, czy to w mróz. Może dlatego wtedy jakieś bardziej odporne ludzie byli, bo zahartowane :tongue:
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Awatar użytkownika
Mocho
Posty: 639
Rejestracja: 21 kwietnia 2010, 21:33
Motocykl: virago xv250 '93
Lokalizacja: pod Kielcami ;)
Wiek: 33
Kontakt:
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Mocho »

spaw pisze:coś w tym jest, choć brzmi dwuznacznie
janeckih pisze:Mocho znacznei czy dwuznacznie
znamy się ze spawem ale jednością nie jesteśmy :D ja się jeszcze do tej pory nie wypowiadałem w tym temacie :mrgreen: tylko czytałem ;) bo ciekawie się to czyta :)
moje wypowiedzi wyrażają moje poglądy na różne sprawy, masz prawo się z nimi nie zgadzać a ja mam prawo mieć to w d...
Obrazek
graf17
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: graf17 »

Dobra
Blunio - kiedy c.d. ? :D
Czekamy :bravo:

:motorcycle:

P.S. Jestem niewiele młodszej daty , ale to o czym piszesz znam z wyjazdów na wieś .
W czasach mojego dzieciństwa były sławojki na wsi powszechne , w mieście jakby mniej .Występowały raczej wspólne WC na klatkach schodowych w na Śląsku powszechnych "familokach" .
A łaźnia miejska w Katowicach była , ale chodziło się tam na basen ....
Awatar użytkownika
janeckih
Posty: 233
Rejestracja: 27 grudnia 2010, 20:43
Motocykl: Virago 535,1991;
Lokalizacja: Radom/Sieradzkie
Wiek: 72
Kontakt:
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: janeckih »

Mocho pisze:
spaw pisze:coś w tym jest, choć brzmi dwuznacznie
janeckih pisze:Mocho znacznei czy dwuznacznie
znamy się ze :)
przepraszam wybacz
nie dość że głuchawy to jeszcze jestem ślepawy jak panienka z anegdoty
przepraszam
jako
Awatar użytkownika
spaw
Posty: 731
Rejestracja: 06 kwietnia 2011, 00:10
Motocykl: Tiger 900
Lokalizacja: Katowice
Wiek: 34
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: spaw »

u mojego dziadka na wsi jest jeszcze taki drewniany wychodek za stodołą, brak ciepłej wody (chyba że zagrzejesz na ogniu) i tego typu warunki. Uwielbiam tam jeździć na wakacje, takie przypomnienie jak to ludzie dawniej żyli :)
"W każdym normalnym człowieku tkwi szaleniec i próbuje wydostać się na zewnatrz"
Terry Pratchett
Obrazek
Melania
Posty: 25
Rejestracja: 29 września 2011, 11:34
Motocykl: na razie żaden
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Melania »

Blunio, już nie mogę doczekać się kolejnych opowieści z Twojej podróży. A Tobie wzięło się na wspominki. Pisz szybciutko dalej.
Awatar użytkownika
Blunio
Posty: 5793
Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
Motocykl: Trek X-Caliber 8
Lokalizacja: Warszawa Bemowo
Wiek: 72
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Blunio »

Melania pisze:Pisz szybciutko dalej
To szybciutko lekko się przeciągnęło, ale ... co się odwlecze, to nie uciecze. Najgorsze jest to, że jako emeryt mam o wiele mniej czasu jak byłem czynny zawodowo - eeeech.
Ale do rzeczy. Swą relację przerwałem, jak w głębi interioru hiszpańskiego zasnąłem w hotelu na rozwidleniu dwóch autostrad, pomiędzy miejscowościami Archidona a Loya. Przed snem wyszedłem jeszcze na mały spacer wokół hotelu, bo w przeciwieństwie do rozpalonego dnia zrobił się miły chłodek. Jak to strefie subtropikalnej, wahania temperatury pomiędzy dniem a nocą są znaczne. Nawet ciepło bijące od rozpalonego w ciągu dnia asfaltu nie było już przykre. Na parkingu do snu szykował się też sprzedawca arbuzów i melonów. Miał całą kupę tego towaru pod rozpięta płachtą namiotową, a za przepierzeniem z wiszącej narzuty legowisko ze śpiworkiem. Jego klientami byli jak mniemam zatrzymujący się tutaj kierowcy przejeżdżających pojazdów, bo lokalnej klienteli raczej nie było na tym pustkowiu. Nie skorzystałem z jego oferty, bo mój żołądek mógłby nie zaakceptować tych skądinąd smacznych owoców a na luksus chorowania raczej nie mogłem sobie pozwolić. Wreszcie położyłem się spać i nagle nie wiadomo kiedy z objęć Morfeusza wyrwał mnie głos dzwonka komórki, a właściwie to jej aplikacji budzikowej. Godzina piąta, a za oknem ciemna noc - jak to w Hiszpanii. Szybkie ablucje poranne, pakowanko i z tobołkami do motocykla. Stał tak jak go zostawiłem wieczorem na ogólnodostępnym parkingu, nawet do wypchanych sakw nikt nie zaglądał. Po prostu inna strefa narodowej mentalności, do czego z początku trudno się nam przyzwyczaić. Widać Hermes, bóg kupców, wędrowców, wynalazców, złodziei i podróżujących ma oko na wszystkich podopiecznych :cool:
Odnosząc klucz od pokoju do baru stwierdziłem, że przy długim kontuarze siedzi mimo wczesnej pory już kilku kierowców trucków (na oko), delektujących się kawą i małym conieco w charakterze śniadania. Ponieważ śniadanie skonsumowałem w pokoju z własnych zapasów, poprzestałem na podwójnym cappuccino. W końcu jak szaleć, to szaleć. Jak planowałem, tak i wyszło, czyli start równo o 6.00 - jeszcze w pełnych ciemnościach. I w tychże ciemnościach dojechałem do Grenady. I tu wspaniała niespodzianka, bo zjeżdżając w dolinę w której leży miasto, zza przeciwległego pasma gór wystrzeliły poranne zorze. Widok cudowny, w ciemnej jeszcze dolinie feeria świateł dużego miasta, a za górami najpierw lekki róż na nieboskłonie, powoli acz nieuchronnie przeradzający się w łososiowe zabarwienie. Na jego cały łańcuch górski i poszczególne szczyty gór wyglądały jak wycięte z czarnego kartonu. Te ciepłe kolory zaczęły powoli, lecz niepowstrzymanie wypierać ciemnoniebieski kolor firmamentu, podobnie jak on wcześniej wyparł atłasową czerń nocy naznaczoną bezlikiem kropek gwiazd. Wkrótce światło słoneczne zalało całą dolinę, ale ja ją już opuszczałem. Już w blasku dnia, aczkolwiek jeszcze w chłodku stanowiącym wspomnienie nocy wypadło zatankować. To było jak mniemam w pobliżu Gaudix - rutynowe tankowanie na pustawej i jeszcze po nocy sennej stacji BP, z okienka której rozchodził się zapach kawy. Szykuję się do odpalenia maszyny, wkładam kluczyk do stacyjki i za plecami słyszę ... polską mowę. Podchodzi do mnie chłopak w wieku tak na oko 25 lat i zagaduje. No, nareszcie jest okazja poćwiczyć rodzinna mowę, już drugi raz w Hiszpanii. Interlokutorem jest student z Wrocławia, który w towarzystwie jemu podobnych dziewczyny i jeszcze innego chłopaka, który po jakimś czasie wykluł się z namiociki rozbitego za kępą krzaczorów (innych nie widziałem, ale nie wykluczone że mogli być) autostopem postanowili zdobyć Maroko. Jechali już od tygodnia, a tego ranka mieli już zaklepana okazję u jakiegoś truckera na dalszą podróż, ale zaspali. Trucker nie szukał ich po krzaczorach tylko pojechał - a towarzystwo miało okazję aby odespać trudy podroży. Pogawędziliśmy tak z 15 minut, na odchodnym a raczej na odjezdnym poratowałem ich dużą garścią różnistych zupek w torebkach, na których mi zbywało. Nie odmówili, wszak nieznane jeszcze było przed nimi.
Tak jak syn mi zakomunikował, tego dnia (środa, 17 sierpnia) zaczęły się rekordowe upały w Hiszpanii i to na dodatek akurat na trasie mojego przejazdu. Wkrótce zacząłem je odczuwać. Niepostrzeżenie, ale konsekwentnie powietrze o temperaturze zawartości piekarnika zaczęło wypełniać skaliste doliny. Widok i aura stały się mało przyjazne, cała olbrzymia dolina pomiędzy Lorcą a Murcią była wypełniona smogiem o konsystencji gorącego kisielu i odorze spalonych butelek PET i paznokci. Prysł czar podróży, zaczęło się upiorne przedzieranie do celu. Na jednym z parkingów, na szczęście pod standardową wiatą inspekcja silnika wykazała, że pocąca się dotychczas olejem uszczelki pod głowicami zaczęły lekko popuszczać. No jeszcze mi tego brakowało :roll: Zakupioną jeszcze w Gibraltarze flaszką oleju mineralnego uzupełniłem drobny ubytek, ale to nie ubytek mnie zaczął mnie martwić, jego zawsze można uzupełnić. Na głowicę idzie magistrala olejowa, jak się rozszczelni konsekwencją będzie zatarcie wałka rozrządu i ... hm, ta myśl stała się obsesja, która towarzyszyła mi przez pozostałą cześć tego bardzo trudnego etapu. Nie dość że Babcia Virażka zaczęła się pocić olejowymi łzami, to na dodatek ja i fizycznie i psychicznie czułem się jak wyżęta ścierka. A może po prostu zaczęliśmy tworzyć zgrany zespół. Można mi wierzyć albo i nie, ale po tyli czasu i przestrzeni spędzonych razem, kiedy jedno zależy na śmierć i życie (dosłownie i w przenośni) od drugiego, zaczyna się nawiązywać dziwna relacja pomiędzy człowiekiem i maszyną, coś na podobieństwo ułana i jego konia. Ja ją poiłem benzynką i olejkiem, wskazywałem jej kierunek, ona mnie niosła niezmordowanie i cierpliwie na swoim grzbiecie.
Wreszcie docieram do Valencji. Nie szukam niczego innego, tylko hotelu Miquela. Najpierw jadę przebiegającą w pobliżu miasta autostradą, wiedząc że hotel jest blisko niej. Przez jakiś czas odcinek drogi biegnie wzdłuż koryta rzeki, nad którym przerzucone są liczne mosty. Wszytko jest tak jak powinno być, poza jednym wyjątkiem. W tej rzece nie ma ... wody. Koryto zaściełają mielizny piachu poprzetykane kamieniami i kępami kolczastych krzaczorów, a wody ani na lekarstwo. Dość przygnębiający widok. I zdradliwe miejsce. Kilka lat temu byliśmy koło nieodległej Barcelony i miały miejsce gwałtowne burze. Potem w TV pokazywali skutki parkowania samochodów w takich korytach wyschłych rzek, miejscami wybetonowanych i pozornie idealnych do parkowania. Samochody bez wiedzy właścicieli spłynęły bowiem do ... morza.
A ja krążę w pobliżu hotelu, tak mi się przynajmniej wydaje, ale nie nogę go znaleźć. Władowałem się o w jakiś osiedle, widzę tory trambiji Nr 4, ale kierunki mi się całkiem pomieszały. Wreszcie widzę na małym rondzie stojący patrol policyjny na dwóch motocyklach, czyli swoich. Podchodzę do policjantów i pokazuję wizytówkę hotelu. Chwilę próbują coś tłumaczyć, ale widząc moją minę (dobra rada - przed wyjazdem w daleką podróż trzeba ćwiczyć mimikę i miny adekwatne do sytuacji) wyciągają plan miasta i pokazują miejsce stania i miejsce docelowe. Entender ? Kiwam głową potakująco, ale chyba niezbyt przekonywająco, bo pożądaną trasę zaznaczają długopisem i z uśmiechem wręczają mi swoją mapę. Regalo ! (prezent) Tak uzbrojony wyruszam na poszukiwanie nieodległego zresztą hotelu. Dla pewności zatrzymuję się dla porównania trasy z otrzymana mapą a tu zaraz zatrzymuje się obok mnie radiowóz i pytają, czy wszystko w porządku. Widać już cała policja miała mnie na oku - i nic dziwnego zresztą - ja też bym śledził takiego podejrzanego typa. Wreszcie jest i hotel, brama jak zwykle zamknieta. Dzwonię domofonem, odzywa się kobiecy głos - ale nie Franceski, tylko córki gospodarzy. Chwile formalności i mam klucz do swojego pokoju. Rzucam wszystko co mam przy sobie i na sobie i jak pan młody w noc poślubną rzucam się na ... do kabiny prysznicowej. Powoli, ale konsekwentnie chłodna woda zmywa podróżne pot, pył i zmęczenie. Zadowolenie jak zwykle zakłóca niczym ćmiący ból zęba obawa o kondycję motocykla. Umyty i przebrany w świeże ciuszki idę na jego inspekcje. No są ślady oleju na cylindrach a w okienku inspekcyjnym poziom minimum. Na liczniku stan 25773 km, a więc przejechałem już 4701 km. Czyli większą połowę trasy (jak twierdzą co bardziej obznajomieni z matematyką) mam już za sobą :roll: Tylko rzut oka na globus Europy uświadcza, że z powrotem jeszcze kawał drogi. A więc zamykam globus z głośnym trzaskiem.
O kłopotach z motocyklem nawet nie mam z kim porozmawiać, bo Miguel i Francesca pojechali gdzieś daleko i wrócą dopiero w nocy. Zjadam więc małe conieco ze swoich zapasów i ruszam na inspekcję nieodległego centrum rozrywkowo - handlowego.
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us

W którym nie brakuje rozrywek i atrakcji:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Wracam lekko zrelaksowany do hotelu, gdzie wita mnie ... kot córki gospodarzy
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
A ja zauważam rzeczy, których poprzednio nie widziałem lub nie uwidoczniłem. Czyli rosnące koło basenu daktyle:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
I cytryny:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
A także jeden z pojazdów Miquela:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Z mocnym postanowieniem konsultacji z Gospodarzem stanu technicznego mojego moto w dniu następnym idę spać.

Czwartek, 18.08.2011 r. Walencja

Miguel wrócił. Kiedy przychodzi pora adekwatna do poważnych rozmów zagaduję go o dręczący mnie problem. Gospodarz długo się nie namyślając wskakuje w swój samochód, mnie każe wsiadać na Virażkę (dziwnie lekka po rozkulbaczeniu) i jedziemy do jego nadwornego mechanika. Tylko pół godziny drogi i już jesteśmy w czymś w rodzaju salonu motocyklowego połączonego z warsztatem przy wąskiej uliczce. Pomimo że nie znam hiszpańskiego a oni polskiego, za to obie strony bardzo słabo angielski to rozumiemy się doskonale. Właściciel warsztatu przekonuje mnie, że uszczelki pod cylindrem ciśnienie oleju nie przerwie, na dowód czego przynosi uszczelkę od jakiegoś V-twina i ją demonstruje. Miguel tłumaczy, że mam w układzie ze trzy litry oleju i jego małe ubytki to pikuś, wystarczy co 200 km kontrolować i ew. go uzupełniać. W atmosferze pełniego zrozumienia rozstajemy się z kierownikiem warsztatu i wracamy z Miguelem. W hotelu pakuję się, żegnam z przemiłymi gospodarzami i ruszam. Mam nadzieję, że tu jeszcze wrócę kiedyś
http://www.booking.com/hotel/es/campo-o ... zAodZnZvNA
Silnik zaskakuje bez zastanowienia i rozpoczyna swoją niezmordowana pracę. Znajomy bulgot wydobywając się z wydechów i odgłosy równomiernych wybuchów w cylindrach koją skołatane nerwy i rozpraszają obawy. Pora południowa to niezbyt dobry pomysł na podróżowanie, ale komu w drogę, temu czas ... jestem tylko w dżinsach i t-shircie i wcale nie czuję chłodu opływającego mnie powietrza. Jednakże gdzieś w okolicach Castellon przychodzi tankować. I gdy opływające mnie powietrze przestaje chłodzić skórą odkrywam destrukcyjne działanie słońca na szyi i prawej ręce. Tankuję w ożywczym cieniu zadaszenia stacji i szybciutko przepraszam się z kurtką motocyklową. Tylko nie zapinam mankietów rękawów i wykłądam je na rękawice. Mały przeciąg pod pachami na pewno nie zaszkodzi. Tym razem za Barceloną nie korzystam z autostrady, wybieram drogę bezpłatną. Trzeba zobaczyć trochę lokalnego folkloru a nie tylko drogi szybkiego ruchu. Z lokalnych atrakcji to Czeszka na jednej ze stacji benzynowych i policjanci (a raczej ichna Gwardia Civil - czy coś w tym rodzaju), którzy mnie złapali na ukradkowym myku drogowym, bo przegapiłem odpowiedni zjazd z drogi. Zatrzymali mnie, zmuszając do lekkiego negliżu, bo przecież nie będę rozmawiał z nimi pocąc się z emocji w motocyklowej kurtce w pełnym słońcu. Poprosili o jakiś dokument, dałem im prawko. Popatrzyli na nie, potem na nobliwego pana i stwierdzili, że powinienem skręcić. Stwierdziłem, że do tego samego wniosku też doszedłem, tylko cokolwiek za późno ,stąd też konieczny był mały myk. I tak rozstaliśmy się w atmosferze wzajemnego zrozumienia. I jak tu nie lubić Hiszpanów ?
Tym sposobem docieram do miejscowości Girona. Ostatni odcinek drogi przypomina już bardziej cywilizowane okolice, zamiast kłujących krzaczorów pojawiają się drzewa z prawdziwymi liśćmi a w rzekach jest prawdziwa woda. Pierwszy z hoteli okazuje się nie na moją kieszeń, drugi jest full, wreszcie znajduje Hostel, co by to nie miało znaczyć. Ci co lubią horrory wiedzą co ma na myśli. Na dole w knajpie kelnerka w ogóle nie kuma, dopiero starszy gość zwraca je uwagę na moja potrzebę znalezienia jakiegoś kąta. Dostaję klucze za 30 ojro, pokoik mały jak przedział kolejowy, okno okratowane wychodzi na jakiś taras, na którym brzęczą jakieś wentylatory. Okno w łazience nad wanną robaiąc aza kabinę prysznicową. Pocieszam się, że to tylko jedna noc. W krótkich spodenkach schodzę na dóói proszę o wodę z lodem. Siedząc pod parasolem lekko się niepokoję o pozostawienie Virażki tak na ulicy. Widzę jednak, że otwiera się brama w budynku hostelu i babeczka z wężem zaczyna spłukiwać wodą chodnik. Pytam, czy przyjmie na nos motorek za tę bramę. A czemu nie i mały problem polegający na przepchnięciu moto pomiędzy stosami skrzynek z pustymi butelkami i innymi elementami wyposażenia przypominającymi zaułek w Sajgonie kończy się spokojem o stan maszyny. Dopijam wodę, delektuję się widoczkami lokalnego folkloru i idę spać.
Poranek standardowo zaczyna się zaparzeniem herbaty do bezpośredniej konsumpcji i do termosu oraz zupą fasolową tym razem. Tak to mnie więcej wyglądało:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
I tak:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us

Piątek, 19 sierpnia
Podróż zaczyna się bardzo przyjemnie. Panuje niespotykany od dawna chłodek i lekka mgła ! Mniej więcej w takiej aurze opuszczam goscinną Hiszpanię. Jednak koło Montpellier zaczynają się oprócz ponownych upałów koszmarne korki. Jedna dzięki bezspornej przewadze motocykla nad samochodem udaje mi się je objechać po pasie awaryjnym. Jak ognia nomen omen unikam zatrzymywania się w dbałości o stan mojego motocykla, każde bowiem zatrzymanie się to brak chłodzenia. Jednak za miejscowością Velence kapituluję. Jest godz. 14 i niesamowity upał, który postawiam przeczekać na parkingu. Niestety, Virażka stoi w słońcu a ja siedzę na kamiennej ławeczce przy kamiennym stoliku, zaopatrzony w butle wody z postanowieniem pauzy do godz. 18. Ta godzina bowiem cywilizowanemu Europejczykowi w drugiej połowie sierpnia kojarzy się bowiem z miłym chłodkiem wieczoru :mrgreen: Więc kiedy wskazówki zegarka tworzą linię prostą ubieram się, odpalam maszynę i jadę. Wkrótce moje przekonania cywilizowanego europejczyka zostają gorąco że tak powiem zweryfikowane. Determinacji starcza mi na 100 km i nie osiągnąwszy Lyonu zapadam na kolejnym parkingu. Ten z kolei przypomina park z alejkami i ławeczkami, więc na jego obrzeżu urządzam sobie popas, małą kuchnię i w końcu gdy się ściemnia legowisko ze śpiwora z mocnym postanowieniem snu. Za namową córki postanowiłem kontynuować podróż w nocy !!! Trochę mnie niepokoją dźwięki przypominające odgłos burzy, ale jak się okazało to tylko przebiegająca w pobliży linia TGV (teżewe - czyli takie francuskie pociągi wlokące się circa 300km/h). Zasnąłem, ale długo nie pospałem , bo obudził mnie głos jakiegoś pojazdu uprzywilejowanego. Dalsze próby zaśnięcia się nie udawały, wiec spakowałem się i w drogę, przekonany że teraz to będzie jazda (bez trzymanki :mrgreen: ).
Rzeczywistość okazała się ponad moje wyobrażenia, bowiem trzypasmowa autostrada przypominała warszawską ulicę w godzinach szczytu (Warszawiacy wiedzą na pewno co mam na myśli), ale już nie było odwrotu. Hasło tej nocy to: PARYŻANIE WRACAJĄ Z WAKACJI - a ja z nimi :lol: . I trzymając się kurczowo tej wersji o dziwo bezproblemowo wraz z rzeką pojazdów dotarłem za Lyon. Tutaj naprawdę osiągnąłem wreszcie granice prawdziwej cywilizacji, albowiem z racji temperatury ok. 15 st. C i osadzającej sie rosy "przeprosiłem się" z kompletnym kombinezonem,a by dalej kontynuować jazdę, tym razem jednak bez zapachów egzotycznych kwiatów i klujących krzaczorów, tylko o dziwo grzybów. I tak sobie jechałem, dla wygody na ogonie jakiegoś szybkobieżnego TIR-a, dopóki pojawiające się przed moimi oczami majaki nie dały znać, że pora kończyć tę upojną jazdę. Skręcam na pierwszy napotkany parking, wprost zawalony setkami pojazdów i kampów. Mokra trawa odstręczała mnie tym razem od spania na ziemi, więc podzieliłem się z jakimś holendrem miejscem pod taka uroczą wiatką:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Wystarczyło na ławeczkę rzucić gruby (całe szczęście - a tak się wściekałem że zajmuje za dużo miejsca) śpiwór z demobilu, plecaczek ze wszystkimi skarbami pod głowę i w kompletnym stroju motocyklisty zapaść w sen. Tylko kaptur naciągnąłem na głowę, bo raz to ta rosa, a dwa to światła przyjeżdżających i odjeżdżających samochodów. Nie powiem, wylegiwanie się trwało coś ze trzy godziny, od 4 do 7 AM.
Mglisty poranek:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Potem tylko siku w publicznej toalecie w McDonald i mycie rąk, jedzenie własne (zupa jarzynowa :P - ) a nie korporacyjne i w drogę.
Spalanie motocykla z ubiegłego dnia wychodziło następująco: 4,98; 4,77; 4,29; 4,11.
Sobota, 20 sierpnia
Dalsza jazda przez Francję to już sama przyjemność, przerywana mniej przyjemnymi momentami płacenia za autostrady. Przynajmniej już opanowałem te piekielne maszyny na bramkach, tylko wyłudzanych ode mnie pieniędzy żal ... :frustrated: Już przed granicą za Mulhouse myślałem że dadzą spokój ale gdzie tam. Przed sama granicą jeszcze skasowali ze dwa euro za odcinek przemijający orne pole połączone z placem budowy. Dla żabojadów pecunia mon olet - jak widać.
Jazda przez Niemcy to już sama bajka, poczułem się prawie jak w domu. Moje zadowolenie w pewnym momencie przerwane zostało, jak mi głowa poleciała na piersi - efekt nocy spędzonej na siodełku motocykla i drewnianej ławeczce. Natychmiast stanąłem na najbliższym parkingu na dłuzszy postój w cieniu drzewa, można się było nawet wyciąnąć na ziemi na prawdziwej trawie :!: Ale nie chciałem robić obory, przysiadłem się do stolika parkingowego, a wkrótce dojechał do niego niemiecki motocyklista w moim wieku i trochę sobie pogadaliśmy :mrgreen: Życzliwy człowiek, jak zobaczył że mi się kończy herbata to zaraz poleciał do kufra swojego moto i przyniósł dla mnie flachę Pepsi. Zebraliśmy się razem, z tym że on śmignał bo miał maszynę o pojemności > 1000ccm, a ja swoją oszczędzałem (stąd i spalanie), starając się nie przekraczać 110 km/h. Zaraz też skręciłem na pierwszym zjeździe i dotarłem do miejscowości:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Nie było problemu ze znalezieniem hotelu:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Cena IMHO jak na standard niewygórowana, bo 39 ?.
W środku też bardzo przyjemnie:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
Jako że nie będę przecież zapadał w sen w środku dnia, borę prysznic, świeża koszulka, krótkie porteczki, pantofelki sportowe i dalej na zwiedzanie wioski. Ten Niemicki styl i porządek trudno opisać w paru słaowach, to trzeba po prostu zobaczyć. Obejścia otwarte, żadnych płotów i bram. Jak rolnik przyjechał ciągnikiem do domu, to zaraz wyskoczył na jezdnie z miotła i pozamiatał. Warto by parę ich zwyczajów i u nas zaszczepić. A na razie przedsmak:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us

Obrazek

Uploaded with ImageShack.us

Obrazek

Uploaded with ImageShack.us

Die Kirche:

Obrazek

Uploaded with ImageShack.us

Der rathaus:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us

Po spacerze nagle zaatakował mnie mały głód. A że miałem już serdecznie dość diety śródziemnomorskiej w postaci zupek typu Yum-Yum (i im podobnych) , bagietek etc., funduję sobie po dotarciu do hotelu w hotelowej resturacji po d parasolem obiad kontynentalny, czego by pod tym pojęciem nie rozumieć. Kelnerka nie nie rozumiała, to jej powiedziałem że chcę kartofle, kapustę i świńską nogę (cholera wie jak po ichnemu golonka). Stanęło na tym, że dostałem na wielkim talerzu dwa kawały sznycla, miseczkę z opiekanymi ziemniakami, michę z surówką i dzbanuszek z sosem. Chyba mi się ścisnął żołądek, bo nie dałem rady zjeść wszystkich ziemniaczków :mrgreen: chociaż za kartoflami przepadam :P
Jeszcze jeden spacer, bom się po takim posiłku poczuł jak wąż boa po połknięciu antylopy.

Idąc za wskazaniami :
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
dotarłem jak sama nazwa wskazuje do młyna. Szkoda że nie zrobiłem zdjęć, ale mimo że obiekt już nie pierwszej młodości to porządek jak pozostawiono po zakończeniu pracy wprost zdumiewał. Niejedna gospodyni nie ma tak w domu :roll:
Spalanie w tym dniu było: 4,44; 4,31 :D

Niedziela, 21.08
Wyjechałe jak zwykle ok. godz. 9. Dopiero rano zauważyłem, że połowę swojego majątku zostawiłem przy motocyklu na ulicy. I nic nie zginęło. Dobrze że nie planuję noclegów w kraju, bo ta maniera mogłaby się srodze zemścić. Śniadanko super, udało się im nawet jajka ugotować na miękko, co samo w sobie jest pewną sztuką, a już w takiej ilości ... dość ciekawie je przechowują po ugotowaniu, a mianowicie coby nie wystygły są zagrzebane w podgrzewanym drobnym żwirku :shock:
Do Mannheim pogoda super. Jak tylko zjechałem na Norymbergę trochę popadało, co na pewno znaczy że już jestem w Niemczech - gdybym nie dowierzał znakom drogowym. Ale chyba ścigał mnie jakiś front atmosferyczny, bo tak zrobiłe się sennie. Dopiero podratowało mnie podwójne cappuccino na tankstelle. W okolicach miejscowości Heilbron koło autostrady wielkie muzeum techniki - jak mniemam. Zaa płotu wabią dwa samoloty Concorde, chciałoby się obejrzeć, ale na taki obiekt to i dnia mało. Z żalem pędzę dalej. Za Norymbergą standardowo deszcz ni nie odpuścił. Polało tak z 50 - 100 km, ale pomny poprzednich doświadczeń mało się tym przejmowałem. Na koniec dnia wyszło mi tak, że zanocuję ponownie w Brück. Dociągnałem tam już późnym wieczorem. A tu hotel ciemny i głuchy, drzwi zamknięte. Znając rozkład z poprtzedniej wizyty zachodzę od zaplecza. Otwarte. Wchodzę do środka - ciemno i głucho, nikt nie odpowiada na wołanie. Wchodzę na piętro, widzę pali śię światło za drzwiami Private. Pukam - nic. Otwieram i jeszcze raz wołam - wychodzi właścicielka w piżamie. Mówi że hotel nieczynny, ale zdobywcy Gibraltaru to nie odmówi (pokoju ma się rozumieć :mrgreen: ). Zapamiętała mnie i gdzie jechałem dwa tygodnie temu :cool: . Powiedziała że wszystkie pokoje otwarte, więc tylko powiedziała nr pokoju. Szybko zasnąłem.

Poniedziałek, 22.08.

W niedzielę spalanie miałem 4,3; 4,39 i 4,00. Gwoli ścisłości dodam, że miałem wiatr w plecy.
Sama jazda w poniedziałek to już banał. Nie ma specjalnie o czym pisać, w domu w Warszawie byłem o godz. 18.20. Spalanie wyszło następująco na ostatnim etapie: 4,24; 3,90, 3,97; 4,00. Żeby nie było, to miałem wiatr w plecy i to nawet dość spory.
Stan licznika spisany w garażu to 28643 km. , tak więc przejechałem przez dwa tygodnie i trzy dni: 7571 km.
Już w tygodniu postaram się napisać parę uwag ogólnych dot. podróży a przede wszystkim spotkania z polską przaśną rzeczywistością, kosztów, spalania ogólnego itp.
Jakby co to proszę o ew. pytania :motorcycle:
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Awatar użytkownika
Antek
Posty: 1141
Rejestracja: 27 grudnia 2007, 13:16
Motocykl: Yamaha XV 1100 Virago '97
Lokalizacja: Białystok
Wiek: 38
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Antek »

Blunio kawał dobrej roboty! gratuluje wyprawy piękna sprawa :bravo:
Obrazek Czy daleko oni....?
Awatar użytkownika
fynfeuro
Posty: 446
Rejestracja: 25 lipca 2011, 15:54
Motocykl: była Miotła -535
Lokalizacja: Wrocław
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: fynfeuro »

Uff... przeczytałem, podumałem, zazdroszczę i już snuję plany. Będzie o czym marzyć zimą :)
Jesteś wielki, Blunio!
Z wiekiem spada zapotrzebowanie na adrenalinę a wzrasta na spokój
Nie młody i gniewny, ale stary i wqrw...y. Czasami zgryźliwy, bo tetryk.
Obrazek
Awatar użytkownika
Blunio
Posty: 5793
Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
Motocykl: Trek X-Caliber 8
Lokalizacja: Warszawa Bemowo
Wiek: 72
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Blunio »

fynfeuro pisze:zazdroszczę
Sądzę, że jest czego pozazdrościć. Z tym że jednak trzeba pamiętać, że to duże przedsięwzięcie i obarczone dość sporym ryzykiem. Mało trzeba, żeby się znaleźć jak to eufemistycznie określa kyller "w czarnej dupie". Jesteś sam i głównie na sobie możesz polegać. Oczywiście prawdą jest to co pisze Andzik, że jak jesteś człowiekiem to i spotkasz ludzi. Jak się z nimi dogadasz, na pewno pomogą.
W czasie dwóch tygodni nastrój człowiekowi oscylował od euforii do czarnej rozpaczy, wiele razy powtarzałem sobie, że przecież mogłem siedzieć na rybach (jak tu już po powrocie):
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
i nie szarpać się z małymi na szczęście przeciwnościami. Najczęściej zły humor poprawiałem sobie powtarzając "jesteś na swoich wielkich wakacjach", "trzymaj fason", "keep smiling" i najczęściej udawało się. Najgorsze co się mogło wydarzyć, to wrócić na tarczy. A jak mi silnik się zaczął pocić olejem, takie czarne widmo wyrosło mi przed oczami. Wtedy dużo mi pomógł syn i szanowna małżonka oraz Miquel ze swoim mechanikiem - rodzina stwierdziła że jak wrócę samolotem to nic takiego złego się nie stanie - ale stać mnie na więcej, a Hiszpanie żebym próbował jednak zaufać motocyklowi. No i maszyna nie zawiodła. Najważniejsze to przemóc własne słabości, bo sporo problemów wymyślamy sobie sami. Wtedy bezcenni są postronni, tzn, niezawiśli obserwatorzy i doradcy, nie kierujący się emocjami.
Dopiero teraz odczuwam cały smak wyprawy i jeszcze raz ją przezywam przeglądając mapy Google i korzystając z funkcji jakbyś szedł przez ulice i drogi (nie wiem jak to się nazywa), ale w Europie większość dróg jest zeskanowana i można jakby jechać nimi siedząc przed kompem.
Acha, w Niemczech może nie, ale we Francji i Hiszpanii bardzo popularne jest pozdrawianie się motocyklistów nogą, o czym już kiedyś pisaliśmy. Wyprzedzający wyciąga prawą nogę w bok na chwilę. Pewnie dlatego, że jakby wyciągał prawą rękę toby nie wyprzedził bo hamował silnikiem. A lewej ręki wyprzedzany by nie dojrzał.
cdn.
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Awatar użytkownika
fynfeuro
Posty: 446
Rejestracja: 25 lipca 2011, 15:54
Motocykl: była Miotła -535
Lokalizacja: Wrocław
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: fynfeuro »

Blunio pisze: Acha, w Niemczech może nie, ale we Francji i Hiszpanii bardzo popularne jest pozdrawianie się motocyklistów nogą, o czym już kiedyś pisaliśmy. Wyprzedzający wyciąga prawą nogę w bok na chwilę. Pewnie dlatego, że jakby wyciągał prawą rękę toby nie wyprzedził bo hamował silnikiem. A lewej ręki wyprzedzany by nie dojrzał.
cdn.
No właśnie...
Takie pytanie: Ciągnąłem lawetę z moto. Wyprzedziło mnie dwóch motocyklistów. Jeden najpierw podniósł prawą! rękę a następnie opuścił prawą nogę i jakby szurał-stukał obcasem (skarpetka mu się sfilcowała?) po asfalcie. Jakby nawet kujawiaka wystukiwał obcasem. To jakiś ekstra znak?
Z wiekiem spada zapotrzebowanie na adrenalinę a wzrasta na spokój
Nie młody i gniewny, ale stary i wqrw...y. Czasami zgryźliwy, bo tetryk.
Obrazek
Melania
Posty: 25
Rejestracja: 29 września 2011, 11:34
Motocykl: na razie żaden
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Melania »

Bluniu,
a nie mówiłam Ci że podróż bez przygód nie ma dreszczyka emocji? Jak nie przeżyjesz po drodze nieprzewidzianych i kłopotliwych sytuacji nie będziesz miał co wspominać. Dopiero przygody nadają całej podróży smaczek. A my nie mielibyśmy emocjonującej powieści w odcinkach mrożącej krew w żyłach. Biorąc pod uwagę lekkość Twojego pióra proponuję żebyś napisał kolejną książkę. :shock: ?. Jeszcze ze dwie takie krejzolskie podróże i masz bestseller na miarę przynajmniej Tony Halika.
Awatar użytkownika
Blunio
Posty: 5793
Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
Motocykl: Trek X-Caliber 8
Lokalizacja: Warszawa Bemowo
Wiek: 72
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Blunio »

Trasa na Gibraltar:
Obrazek

Uploaded with ImageShack.us
3602 km "z mapy" :shock:
A w ogóle to się uczę robienia zrzutów ekranowych. To pierwsze opublikowane dzieło :cool:
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Awatar użytkownika
stazbig
Posty: 898
Rejestracja: 22 maja 2011, 21:36
Motocykl: Virago 535DX '96
Lokalizacja: Dąbrowa Tarnowska
Wiek: 74
Kontakt:
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: stazbig »

Gratuluję trasy i zrzutu :) .Przypomnij ile dni a może godzin(efektywnej jazdy) zajęło te kilka kilometrów. :roll:
Zbyszek
Obrazek

https://picasaweb.google.com/1012771924 ... 010/Virago

Szkoda życia na spanie, lepiej go poświęcić na etyliny spalanie !!!
Awatar użytkownika
Adziel
Posty: 1608
Rejestracja: 09 grudnia 2010, 21:13
Motocykl: Yamaha xv 1000 GE
Lokalizacja: Dąbrowa Górnicza
Wiek: 57
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Adziel »

PIĘKNIE NAPISANE,Gratulacje, jest czego pozazdrościć -Czyta się jak powieść, o przygodach Tomka Wilmowskiego..SUPER.. :bravo: :rock:
Obrazek
Awatar użytkownika
Blunio
Posty: 5793
Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
Motocykl: Trek X-Caliber 8
Lokalizacja: Warszawa Bemowo
Wiek: 72
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Blunio »

stazbig pisze:Przypomnij ile dni a może godzin(efektywnej jazdy) zajęło te kilka kilometrów.
Policzyć godziny, to trochę kłopot. Ale dni - to proszę. Wiem że z całego wątku trudno odcedzić taką informację.
I dzień Warszawa - Brück (kawałek za Berlinem);
II dzień Brück - Rheinau Freistett (tak gdzieś koło Freiburga);
III dzień Rheinau Freistett - La Puy (za Lyonem);
IV dzień La Puy - okolice Narbonne
V dzień Narbonne - Valencja
VI dzień przerwa - zwiedzanie Valencji
VII dzień Valencja - Archidiona
VIII dzień Archidiona - Gibraltar
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
graf17
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: graf17 »

Gratulacje :bravo:
Szczerze zazdroszczę pomysłu , realizacji i pióra :)
Pełen szacun

Pozdrowienia i życzenia kontynuacji w kolejnym sezonie .

:chopper:
Awatar użytkownika
Arktos
Posty: 782
Rejestracja: 12 września 2007, 17:12
Motocykl: Virago 750 z 96r
Lokalizacja: Włocławek
Wiek: 53
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Arktos »

Blunio :bravo: podziwiam i zazdroszczę Ci odwagi samotnej podróży. Dopiero przeczytałem początek Twojej wyprawy, niestety brak czasu nie pozwalał mi szybciej przysiąść i poczytać jak to samotny miłośnik Virago ruszył w nieznane. Zima jest długa więc cieszę się że zamieściłeś szczery (podałeś kwoty ile kosztuje taki wypad) i fajny opis. Dzięki serce mi się raduje jak czytam i marzę może kiedyś się też odważę :chopper: Pozdrawiam. Nie zrozum mnie źle znam ludzi co mają 60 na karku i tylko przed telewizorem z piwkiem siedzą. Podziwiam Ciebie nie tylko za wyprawę ale i za zaangażowanie na moim ulubionym forum.!!!!!!!!!!
Gang dzikich wieprzy.
Motórzyści Włocławek.
Grupa Kujawska.
Awatar użytkownika
Blunio
Posty: 5793
Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
Motocykl: Trek X-Caliber 8
Lokalizacja: Warszawa Bemowo
Wiek: 72
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Blunio »

Arktos pisze:zamieściłeś szczery (podałeś kwoty ile kosztuje taki wypad)
Żeby uściślić - to z grubsze podliczenie wydatków kartą wynosi trochę ponad 2 tysiące. Do tego trzeba dodać 950 euro co daje 3.800 zł. Czyli razem 5827. No jeszcze ubezpieczenie ok. 100 zł na ew. leczenie. Czyli 6 tysięcy w przybliżeniu.
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Awatar użytkownika
GLIWICKI
Posty: 5643
Rejestracja: 01 października 2007, 23:08
Motocykl: XV 750 '97
Lokalizacja: Śląsk
Wiek: 54
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: GLIWICKI »

Cóż to jest 6000 zł? Takie wspomnienia są bezcenne :bravo:
Zasada podstawowa na Forum : Zanim zapytasz uzyj funkcji Szukaj!!!
A reszta w Regulaminie ...
Awatar użytkownika
Blunio
Posty: 5793
Rejestracja: 11 marca 2008, 10:21
Motocykl: Trek X-Caliber 8
Lokalizacja: Warszawa Bemowo
Wiek: 72
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: Blunio »

Oczywiście masz rację. Koszta podaję, gdyby ktoś robił symulację planując taką wycieczkę. Czy można zaoszczędzić? Można. Paliwa trudno zaoszczędzić (to ten koszt 2 tysiące), gdyż jak pisałem Virażka paliła w przedziale 4 - 5 litrów. Ale można zaoszczędzić na hotelach (średnio 40 euro za nocleg). Kemping kosztuje kilkanaście euro. Do tego można zrezygnować z dróg płatnych - ale podróż będzie trwać dłużej, trzeba doliczyć noclegi. No chyba że na dziko.
Nadzieja to ogień. To ogień, który chce płonąć nawet wtedy, gdy jest gaszony. Nadzieja to nieodparte dążenie, by odnajdywać sens w bezsensie i odkrywać prawdę w zamęcie kłamstw.
Samochód z Niemiec a kobieta z Polski - nigdy odwrotnie!!!
Awatar użytkownika
elgora
Posty: 1016
Rejestracja: 30 października 2011, 12:19
Motocykl: zawsze coś jest
Wiek: 51
Status: Offline

Re: Słupy Heraklesa

Post autor: elgora »

Przeczytalem Twoja relacje z naprawde duza przyejmnoscia. Gratuluje pomyslu, wykonania, odwagi i ...tej "odrobiny" szalenstwa bez ktorego takich projektow realizowac sie nie da :)
ODPOWIEDZ