Na podbój Rumunii!

Ciekawe miejsca, propozycje wycieczek, co warto zobaczyc? Tematy związane z turystyką motocyklową
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Na podbój Rumunii!

Post autor: kris2k »

Prolog

Plany na ten rok miałem ambitne. Chciałem sobie odbić brak jazdy w zeszłym sezonie, bo a to zmiana mieszkania i remont, a to narodziny drugiej dziedziczki więc ani czasu ani kasy nie było.
Najpierw jednak postanowiłem zmienić motocykl na taki true adwenczer co to i poza asfalt potrafi zjechać i eksplorować nieodkryte dotąd przestrzenie. Wybór mógł być tylko jeden - BMW 1100GS. Jak postanowiłem tak zrobiłem i po długich poszukiwaniach egzemplarza który poruszałby się o własnych siłach i nie wymagał uruchamiania linii kredytowej w Providencie aby go doprowadzić do sprawności wreszcie znalazłem. Piękny, lśniący i pachnący w kolorze, jak to w swoim katalogu BMW ładnie określa, Green Kalahari. Szybko kazałem zapakować.

Obrazek

Jak już pojawił się mój nowy przyjaciel, trzeba było przetestować czy naprawdę da się tym zjechać w polne drogi czy to tylko taki marketingowy bełkot. A jednak mówili prawdę, da się

Obrazek

I to nawet wciąga!

Nadszedł czas wyposażania nowego nabytku, tak aby świat można było podbijać.
Najpierw rzecz podstawowa, obowiązkowa i nieodzowna, czyli kufer. Boczne były na wyposażeniu mojego egzemplarza, brakowało tego najważniejszego, centralnego. Po zapoznaniu się z ofertą znanego portalu aukcyjnego doszedłem do wniosku że poszukiwanie oryginalnego do kompletu mija się z celem. Nie dam tyle kasy za kawałek plastiku! Dlatego też zakupiłem akcesoryjny, wysokiej klasy duży kufer znanej marki Awina. Jako że oryginalne mocowanie nie wzbudzało we mnie pewności że po którejś przejażdżce wrócę bez mojego nowego nabytku i całe 110zł pójdzie psu w dupę, zleciłem firmie MyHand porządne zamocowanie kufra do stelaża. Wysokiej klasy fachowiec w mojej osobie zrobił to tak jak się należy, na dwóch szynach, na wylot. Teraz kufer bez ogona nie ma prawa motocykla opuścić.

Ale wróćmy do wątku głównego. Plany. Najpierw w mojej głowie zakiełkowała myśl aby to w lipcu pojechać na południe do dalekiej Rumunii, a we wrześniu zaś na daleką północ, do Finlandii. Po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw doszedłem jednak do wniosku że na tej dalekiej północy to we wrześniu przecież może być już zimno, a jako że tam mają trochę inny cennik niż w PL to w grę wchodziły tylko noclegi na dziko, pod namiotem. Namiot akurat mam, śpiwór również, co prawda już nie pierwszej młodości bo swoje ponad 30 lat ma, ale w całkiem dobrym stanie, nie popruty, nawet ekspres działa, więc kupowanie nowego było po prostu rozrzutnością. A że komfort termiczny ma na poziomie jakichś +25st to nieistotny szczegół. Jednak na wrzesień na daleką północ może jednak się do końca nie sprawdzić. Tak więc swój plan zmodyfikowałem w jakże chytry sposób: Finlandię objadę w lipcu, a Rumunię zostawię sobie na wrzesień! No tak. Pewnie znacie to powiedzenie: jak chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz mu o swoich planach. Tak było i w moim przypadku. W robocie sytuacja uległa nagłej i niespodziewanej zmianie, nie koniecznie na dobre dla mnie. Mój lipcowy urlop został znacznie okrojony, a o wrześniowym mogłem już sobie tylko pomarzyć. I znów życie postawiło mnie przed jakże trudnym wyborem: Rumunia czy Finlandia. W Rumunii piękne górskie drogi, dwie trasy które już od dawna śniły mi się po nocach czyli Transalpina i Transfogaraska, nie wspominając już o samym podboju tego dalekiego, dzikiego i egzotycznego kraju. W Finlandii zaś słynne szutry, odwiedziny u Mikołaja ze złudną ale jednak nadzieją na jakiś prezent. I tak biłem się z myślami co wybrać? Gdzie pojechać? Gdzie czeka mnie większa przygoda? Przeważył chyba czynnik wszystkim znany czyli kasa: uznałem że ten dziki kraj na południu będzie tańszy. Tak więc decyzja podjęta: Rumunio szykuj się, wyruszam na podbój!
Awatar użytkownika
Celina
Posty: 722
Rejestracja: 30 września 2011, 00:58
Motocykl: XV 535 '99
Lokalizacja: Warszawa
Wiek: 36
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: Celina »

Powodzenia! Szerokości!
Czekam relacji! :rock:
Kasia

"I ja mam chwile filozoficznej zadumy.
Staję sobie na moście nad Wisłą, od czasu do czasu spluwam na fale i myślę przy tym: Panta rei." /Lec
staszek_s
Posty: 225
Rejestracja: 03 września 2014, 21:43
Motocykl: Suzuki DL 650A
Lokalizacja: Radlin, woj Śląskie
Wiek: 58
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: staszek_s »

Też się wybieram w te rejony, jak wielu tutaj. Talent pisarski masz, daj się mu rozwinąć jak wrocisz :) Szerokości!
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: kris2k »

Gwoli ścisłości to ja już wróciłem, a teraz sobie na bierząco piszę ;)
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: kris2k »

Przygotowania

Planując tak poważne podboje oczywiście trzeba się wcześniej gruntownie przygotować. Tak też i ja uczyniłem. Na początek ubezpieczenie: wykupiłem od kosztów leczenia na zawrotną kwotę 120tys zł, łącznie z przelotem helikopterem gdyby zaszła taka potrzeba. Brzmi obiecująco, zwłaszcza że do tej pory nie miałem takiej okazji. Trzeba będzie rozważyć czy nie skorzystać. Ubezpieczyłem też i mojego towarzysza podróży Gustawa. On co prawda helikopterem nie poleci, ale 400km na lawecie ma zagwarantowane. Moje kosztowało 48zł, co jak za sam bilet na helikopter uważam za mega promocję, Gustawa pomimo że takiej atrakcji nie przewidywało kosztowało aż 60zł. Koszty rosną ale cóż, trudno.
Teraz należało skompletować wyposażenie. Na pierwszy ogień idzie nawigacja bo bez niej w tak dalekiej podróży ani rusz. I tutaj akurat tak dobrze się złożyło że kończyła mi się umowa z dotychczasowym operatorem, z którego to usług i tak nie byłem zbytnio zadowolony. Po przejrzeniu oferty konkurencji w oczy rzuciła mi się oferta z telefonem, nie byle jakim telefonem, bo Lumią 650, najnowszym, choć nie z najwyższej półki, produktem Microsoftu. A telefon ten, dla tych którzy nie wiedzą, ma zainstalowaną aplikację Here Maps, idealnie nadającą się do nawigacji po najdzikszych nawet terenach. Jako że cena również okazała się nader przystępna, całe 1zł, natentychmiast złożyłem zamówienie łącznie z przeniesieniem numeru. I w ten oto sposób upiekłem trzy pieczenie na jednym ogniu: pożegnałem się z niezbyt lubianym operatorem, zanabyłem doskonały telefon, i przede wszystkim miałem już nawigację.
Teraz trzeba było ten nowy nabytek jakoś do motocykla zainstalować. Tutaj z pomocą przyszedł mi sklep z różnymi akcesoriami do tjuningu samochodów dla młodych gniewnych czyli spojlerami, kołpakami w chromie itp. Mieli też na stanie świetny uchwyt rowerowy do telefonu, wodoodporny, odpowiedniej wielkości (bo mój nowy telefon ma aż 5 cali!), dokładnie taki jakiego mi było trzeba. Wydatek rzędu 30zł znów musiałem przeboleć. Przy okazji dokupiłem przejściówkę z małego gniazda zapalniczki (bo w takie mój GS jest fabrycznie wyposażony) na duże więc i problem ładowania sprzętów miałem z głowy. Przejściówka na USB została mi z poprzedniego motocykla.
Potrzebny był mi jeszcze kompresor, komplet imbusów i torxów. Wszystko to ustrzelić mi się udało w BricoMarche. Najdroższy był kompresor bo nie było akurat żadnej promocji, niestety czasu już nie mialem aby takowej wyczekiwać, i znów 39zł z kieszeni wyparowało. Zestaw do kołkowania opon też mi pozostał więc chociaż ten koszt odpadł. Niezbędnik podróżnika w postaci trytytek i taśmy oczywiście zawsze się w domu znajduje. Zapasowe świece również były w moim posiadaniu. Miałem chyba wszystko co w podróży okazać się może potrzebne.
Tak wyposażony mogłem ruszać. Nic mnie nie mogło zaskoczyć. No może humoru nie poprawiała jedynie pocąca się laga, ale czyż to mogłoby mnie zatrzymać? Nie ma takiej opcji. Się wymieni uszczelniacze po powrocie.
Awatar użytkownika
Cpt. Nemo
Posty: 1560
Rejestracja: 22 kwietnia 2011, 13:11
Motocykl: Yamaha Virago 535
Lokalizacja: Warszawa Wawrzyszew
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: Cpt. Nemo »

kris2k pisze:nie byle jakim telefonem, bo Lumią 650, najnowszym, choć nie z najwyższej półki, produktem Microsoftu. A telefon ten, dla tych którzy nie wiedzą, ma zainstalowaną aplikację Here Maps, idealnie nadającą się do nawigacji po najdzikszych nawet terenach.
Nie to żebym chciał psuć zadowolenie z zakupu, ale to chyba ostatni tel bo Microsoft zaczyna sie wycofywać z tego rynku. Klapa telefonicznegio Win10 znacznie przyspieszyła ten proces. Ja bym jednak Androida wybrał.

http://www.spidersweb.pl/2016/03/lumia- ... pinie.html
Wprawdzie Konstytucja gwarantuje wolność wypowiedzi, ale nie gwarantuje wolności po wypowiedzi...
Pozdrawiam, cpt. Nemo
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: kris2k »

Kapitanie, jakie to ma znaczenie? Nawigacja działa? Działa i to jak! foty robi? Robi. Dzwoni? Dzwoni. Przeglądarka jest? Jest. Więcej mi do szczęścia nie potrzeba.
Awatar użytkownika
Qbeł
Posty: 4042
Rejestracja: 19 stycznia 2009, 17:44
Motocykl: Honda ST 1300
Lokalizacja: Głęboka Wiocha k/Zgierza obok Łodzi
Wiek: 54
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: Qbeł »

Gdzie wykupiłeś assistanceza 60 zł i o jakie 400 km chodzi,czy o 400 km w ogóle , czy o 400 km od domu?
Obrazek
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: kris2k »

Kupowałem w Warcie. Holują do 400km do najbliższego warsztatu. Nie ma limitu ile kilometrów od domu. Polisa na 14 dni. W tym również hotel na czas naprawy i pojazd zastepczy.
Awatar użytkownika
Qbeł
Posty: 4042
Rejestracja: 19 stycznia 2009, 17:44
Motocykl: Honda ST 1300
Lokalizacja: Głęboka Wiocha k/Zgierza obok Łodzi
Wiek: 54
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: Qbeł »

No to chyba zrobię drakę , bo mnie poinformowano,że holowanie jest tylko w granicach PL i to tylko do 150 km od miejsca zamieszkania. PZU za 260 zł daje assistance dla moto na europę. Ciekawe.
Obrazek
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: kris2k »

Ale może na dłuższy termin dają? Ja brałem na 14 dni też na całą europę.
Awatar użytkownika
Qbeł
Posty: 4042
Rejestracja: 19 stycznia 2009, 17:44
Motocykl: Honda ST 1300
Lokalizacja: Głęboka Wiocha k/Zgierza obok Łodzi
Wiek: 54
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: Qbeł »

Wyjeżdżając do niemcowni rozpytywałem i w Warcie gdzie mam OC i u konkurencji i nie znalazłem tak dobrej oferty jakTwoja , więc w Warcie w poniedziałek roboę szum u swojego ubezpieczyciela.
Obrazek
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: kris2k »

Chcesz to Ci mogę podesłać skan swojej umowy żebyś miał podkładkę.
Awatar użytkownika
Qbeł
Posty: 4042
Rejestracja: 19 stycznia 2009, 17:44
Motocykl: Honda ST 1300
Lokalizacja: Głęboka Wiocha k/Zgierza obok Łodzi
Wiek: 54
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: Qbeł »

A poproszę
Obrazek
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: kris2k »

Dzień pierwszy

Noc przed wyjazdem minęła o dziwo spokojnie. Wstałem skoro świt o 9-tej wypoczęty. O 10.30 już byłem gotów do wyjazdu.
Obrazek

Odpaliłem maszynerię, pomachałem żonie na pożegnanie i ruszyłem ku przygodzie.
Po ok. 30 kilometrach zaczęło schodzić ze mnie napięcie a jazda zaczęła sprawiać frajdę. Dokładnie w Piotrkowie gdzie to pierwszy raz pomyliłem drogę. Ale, od czego mam nawigację! Kilka smyrnięć i dotknięć ekranu i już prowadzi mnie jak po sznurku. Mogłem jechać dalej. To znaczy nie tak całkiem dalej, najpierw musiałem się cofnąć. Dalej nic już nie zakłócało mojego spokoju, no może poza wiatrem który przewiewał mnie na wskroś. Wytrzymałem tak do Włoszczowej gdzie powiedziałem dość. Zarządziłem postój na przystanku i wpiąłem membranę do kurtki. W końcu lipiec jest, nie będę marzł. Membrana doskonale spełniła swoją rolę. Teraz głupi wietrze możesz sobie wiać. Kolega od którego odkupiłem ciuchy nie kłamał mówiąc że są w bardzo dobrym stanie. I tak sobie jechałem radośnie aż do Jędrzejowa, gdzie to po raz drugi obrałem zły kierunek. Zorientowałem się niestety dopiero po około 40 kilometrach. Droga okazała się na Kielce. Kielce, jakie Kielce? W Kielcach byłem już parę razy, nie miałem w planach kolejnych odwiedzin tego uroczego miasta. To chyba nie mój kierunek. O ratunek znów musiałem prosić nawigację. Tym razem nie wyłączałem jej już dopóki nie wróciłem na właściwą trasę.
W międzyczasie spokój mój zakłóciła myśl że pomimo iż po stokroć sprawdzałem czy wszystko co potrzebne do podboju Rumunii zostało przeze mnie zabrane, i tak zapomniałem o czymkolwiek czym mógłbym namydlić moje boskie ciało. I jak spod ziemi, na zawołanie, wyrósł przede mną przydrożny Rossman. Szybki zakup żelu Adidasa i uśmiech powrócił na me lico.
Po przekroczeniu pierwszego pasma górskiego na mej wyprawie czyli Gór Świętokrzyskich wiatr ustał i wyszło pierwszy raz tego dnia słońce. To mocno podbudowało moje morale.
Dalsza trasa przebiegała już bez żadnych problemów, nigdzie się nie zgubiłem, nic mi się nie przypomniało, było ciepło i przyjemnie. I tak w radosnym nastroju dotarłem do celu dnia dzisiejszego mojej podróży czyli Piwnicznej Zdrój. Dlaczego akurat tutaj? Ano dlatego że to jeszcze na polskiej ziemi, że miejscowość najbliższa granicy, i że skoro Zdrój to musi być turystyczna a w takiej o kwaterę najpewniej. Bo oczywiście namiot, śpiwór i karimatę uznałem za zbędny balast i postanowiłem spać na kwaterach. Ludziska którzy już przede mną przetarli ten jakże morderczy szlak zapewniali że z kwaterami problemu nie będzie. A ja ludziom wierzę.
Nocleg znalazłem w pierwszym miejscu do którego podjechałem, i to za całkiem satysfakcjonującą mnie kwotę 30zł. Otrzymałem klucz do bungalowu z łazienką i TV. A TV to ważna rzecz bo przecież dziś półfinał Euro.
Poza tym okazało się że nie jestem jedynym motocyklistą w tym przybytku. Nocował tam też jeden Czech, a właściwie Polak mieszkający w Czechach, kolega Andrzej podróżujący z żoną na Hondzie Shadow. Wieczór upłynął nam na miłych pogaduchach, dzieleniu się wspomnieniami i planami podróży. Bardzo zachwalał ów kolega termy w Miszkolcu, tak więc pierwszy cel podróży na dzień jutrzejszy już miałem.

Z Andrzejem pozostajemy w kontakcie do dziś.

Jako że ten pierwszy dzień to typowa dojazdówka więc foto brak.

Przejechane 388,5km.
I mapka:
https://goo.gl/maps/o4Q9XeDLCQT2
Awatar użytkownika
Qbeł
Posty: 4042
Rejestracja: 19 stycznia 2009, 17:44
Motocykl: Honda ST 1300
Lokalizacja: Głęboka Wiocha k/Zgierza obok Łodzi
Wiek: 54
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: Qbeł »

Dzięki Kris , jutro sie przejadę do Warty i wyrażę swoje zdanie na temat rzetelności pewnej młodej cipki z obsługi.
Obrazek
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: kris2k »

Sprawdzałem jeszcze raz OWU i jest jak pisałem, możesz sobie wygoglować i sprawdzić samemu bo to sporo skanowania a i tak druk tak drobny że nie wiem czy byś się doczytał.
Awatar użytkownika
Qbeł
Posty: 4042
Rejestracja: 19 stycznia 2009, 17:44
Motocykl: Honda ST 1300
Lokalizacja: Głęboka Wiocha k/Zgierza obok Łodzi
Wiek: 54
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: Qbeł »

Sprawdziłem, wariant " podróżnik" , na 15 dni.
Obrazek
Awatar użytkownika
yummy
Posty: 1166
Rejestracja: 03 lipca 2009, 13:35
Motocykl: B12 '99
Lokalizacja: Transylwania
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: yummy »

Pierwszy raz jestem z czyjąś relacją na bieżąco, tym bardziej więc z niecierpliwością czekam dalszego ciągu. :rock:
Nie jedź szybciej, niż umiesz myśleć.

Były: Virago 125, GSX-S 750 '19
Jest: Bandit 1200 '99
W planach: jakieś lekkie enduro
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: kris2k »

Dzień drugi

Tej nocy długo nie mogłem usnąć. W końcu jutro ma się zacząć ta zasadnicza część przygody. Do tej pory motocyklem najdalej byłem w Czechach i na Słowacji a to trochę inna bajka. Różne myśli kłębiły mi się we łbie: a co będzie jak się coś zdpuczy? Jak Gustaw zaniemoże i powie że dalej nie jedzie? Jak ja z jakichś względów nie podołam? Świadomość posiadania odpowiednich polis jakoś niezbyt dodawała mi otuchy.
Budzik zadzwonił punktualnie o 7-ej. Drzemkę wciskałem 3 razy. W końcu jednak trzeba było wstać i zmierzyć się z rzeczywistością. Chwilę po tym jak przygotowałem poranną kawę pojawił się Andrzej. Na pogaduchach zeszło nam do 10-tej. Jako że w planach miałem dojazd do Miszkolca nie musiałem się zbytnio spieszyć. Zresztą, w końcu na urlopie jestem, nigdzie nie muszę gonić, to ma być przyjemność a nie realizacja z góry określonego planu. Poza tym żadna moja dotychczasowa przejażdżka nie miała z góry określonego planu do wykonania, obierałem tylko kierunek a dalej toczyło się na zasadzie co dzień przyniesie.
Jednak kiedyś ruszyć trzeba.
Po kilku kilometrach już byłem na Słowacji. Granica praktycznie niezauważalna. Pierwszy postój na fotkę:
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Przez Słowację przejeżdżam zgodnie z przepisami, uczulony na tamtejszych policjantów. Euro nie posiadam w ogóle, to zbyt droga waluta dla mnie. Mijam Preszów, mijam Koszyce i nagle coś się zaczyna dziać: jakieś zabudowania, parkingi, jakiś ruch. To węgierska granica! Poznałem jedynie po znaku:
Obrazek

Tak więc Słowację pokonałem praktycznie na strzała, bez tankowań, bez wydania choćby jednego euro. No i przede wszystkim bez spotkań z policją.

Idę do budy z napisem Viniete zostawić parę forintów, których zresztą podobnie jak euro nie posiadam. Panie w okienku na szczęście znają pojedyncze słowa po polsku i po angielsku więc idzie się dogadać, co dalej już normą nie będzie. Można płacić kartą więc nie muszę biegać i szukać kantoru. 1470 forintów i mogę całe 10 dni szaleć po ichniejszych autobahnach.
Pozostaje teraz znaleźć stację i zatankować. Z tym oczywiście nie ma problemu, problem pojawia się przy płaceniu. Nie to żeby terminal mojej karty nie przyjmował, złota ona co prawa nie jest, zwykła niebieska, ale działa. Problem jest w komunikacji. Jedynym językiem jakim jesteśmy się w stanie porozumieć z panią kasjerką jest język migowy. Ich ojczysty jest dla mnie równie zrozumiały jak marsjański. To samo tyczy się również znaków drogowych: o ile na głównych drogach i oczywiście autostradach zdarzają się znaki w języku angielskim, to na bocznych można o tym zapomnieć. A aby odczytać nazwę miejscowości składającą się z kilkunastu liter, trzeba się zatrzymać bo nie ma opcji rozszyfrować tego w ruchu.
Zatankowany, obieram kierunek na Miszkloc. Dojazd nie nastręcza żadnych problemów, gubię się za to, już tradycyjnie, w samym mieście. Staję gdzieś w bocznej uliczce i zastanawiam się co robić: jechać na te termy? No fajnie by było, ale jest dopiero 13-ta, trochę nie chce mi się tak szybko kończyć dnia jazdy. W dodatku teraz gdy całe napięcie minęło bezpowrotnie wraz z przekroczeniem drugiej granicy. Ale ale, przecież na Węgrzech mają jeszcze jedno fajne miejsce do wymoczenia dupska. Hajduszoboszlo. To już znacznie bliżej Rumunii, dobra droga cały czas autostradą na którą to przecież mam winietę. Jeszcze tylko wbić koordynaty do nawigacji żeby mnie z tego miasta na odpowiednią autostradę skierowała i ruszam.
Wyjazd z miasta już nie sprawia problemu. Oczywiście musiałem przejechać je jeszcze raz. Później już tylko wjazd na autostradę i?
Czy można się zgubić na autostradzie? Ano można. Ja potrafię. Na rozjeździe zbyt długo czytałem te słynne węgierskie znaki drogowe i skręciłem oczywiście na Budapeszt. A to jakby trochę inny kierunek jest. Dojazd do najbliższego zjazdu zajął mi dłuższą chwilę ale udało się wrócić na właściwy odcinek, oczywiście z pomocą nawigacji bo swojemu wrodzonemu rozeznaniu w terenie już nie ufałem.
Na autostradzie, jak to na autostradzie, szybko ale nudno. Co fajnego jest w tych węgierskich to duża ilość MOP-ów, średnio co 20km. Przydadzą się one w drodze powrotnej, ale nie uprzedzajmy faktów. Jadąc zauważyłem też że na większości z nich stoi policja z czymś w rodzaju lornetki na trójnogu, nie wiem czy to lornetka czy może jakiś radar, ale przez radar to policjant raczej nie patrzy a mierzy nim prędkość. Może na węgrzech mają jakieś inne, nie wnikam. A może po prostu wypatrują klientów którzy nie opłacili myta za jazdę tą szybką i luksusową drogą?
Węgierskie MOP-y poza tym niczym nie różnią się od naszych, stacja, parking, kibel - czyli standard. No może pogoda tylko trochę inna, i te chmury jakieś bardziej przyjemne:
Obrazek

Wietrzna, pochmurna i chłodna pogoda z kraju została już tylko wspomnieniem. Teraz słońce świeci, zrobiło się nawet trochę za ciepło. I w tych pięknych okolicznościach przyrody dojeżdżam do zjazdu na Hajduszoboszlo.
Na wjeździe do miasta staję na tankowanie i zagaduję pana jadącego na rowerze i przyglądającego się Gustawowi. Pan na szczęście zna angielski więc udaje mi się zasięgnąć informacji gdzie to znajduje się ten ich słynny kompleks basenowy oraz gdzie szukać noclegu. Po dniu jazdy może jeszcze nie w upale, ale w dużym słońcu już czuję jaką frajdę sprawi wskoczenie do basenu. Ale najpierw trzeba znaleźć jakiś nocleg. Udaję się we wskazanym kierunku i zaczynam poszukiwania. Niestety, tak łatwo to kolego, nie będzie. Co prawda kwater bez liku, jednak nigdzie nie chcą słyszeć o jednej nocy dla jednego człowieka. Jakby się wszyscy zmówili. Po 1,5 godzinie bezskutecznych poszukiwań odpuszczam. Nici z basenów. Postanawiam zbojkotować to nieprzyjazne miejsce. Odpalam nawigację, wklepuję koordynaty na Oradeę i jadę do Rumunii. Szkoda tylko straconego czasu.
Droga tym razem prowadzi mnie przez węgierskie wsie. Czuję się trochę jakbym się przeniósł w lata swojej młodości. Spotykam na drodze sporo MZ-ek, Simsonów, Trabanty, Łady, Żiguli, Wartburgi. Przecieram oczy ze zdumienia. Krajobraz zaś składa się z ciągnących się po horyzont pól słoneczników.
I tak sobie jadąc i podziwiając widoki dojeżdżam do granicy Rumuńskiej. Tutaj dla mnie zaskoczenie bo to okazuje się normalna, prawdziwa granica, taka wiecie, z budkami, pogranicznikami i kontrolą. Kolejki nie ma, jakieś 3-4 samochody przede mną, więc się nawet nie ma co przeciskać. Osobne pasy dla obywateli EU, co oczywiście przegapiłem i stanąłem na tym obok. Podchodzi pan w mundurze, podaję mu dowód, zerka i oddaje. Podjeżdżam do budki. Ponownie podaję dowód drugiemu panu w budce, ten coś wklepuje w komputer po czym oddaje mi dowód i to tyle. A myślałem że chociaż bagaże sprawdzą czy czegoś przypadkiem nie przemycam. A tu nic, chwila moment i już jestem w Rumunii. Właśnie, jestem w Rumunii!!! Dociera do mnie że dokonałem tego, dojechałem. Teraz już niech się dzieje co chce! I tak już zwyciężyłem.
Do Oradei wjeżdżam już z poczuciem jakie musiało towarzyszyć Napoleonowi gdy wjeżdżał do Moskwy. Gdzieś w centrum rzuca mi się w oczy bankomat więc zatrzymuję zaprzęg i udaję się do ściany płaczu. Ze ściany wyciągam 400 ichniejszych złotówek czyli lei i z taką kasą czuję się już naprawdę jak cesarz.
Wyjeżdżam z miasta, już oczywiście pomny moich wcześniejszych niepowodzeń według wskazówek nawigacji, krajową 1-ką w kierunku Kluj Napoki. Za Oradeą rozglądam się za noclegiem bo słońce powoli chyli się ku zachodowi. Niestety nigdzie nie widzę śladu kwater. I co tu robić? Jedynym ratunkiem pozostają przydrożne motele. Kieruję więc tam swoje kroki. W pierwszym parking przy drodze nie wygląda obiecująco, w drugim pokój 80lei. Ale za to zamknięty parking na podwórku, jest i restauracja. Trudno, nie mam już zbytnio ani siły, ani czasu aby szukać dalej. Jakoś muszę przeboleć tę bolesną dla mojego portfela stratę. Biorę pokój, z klimatyzacją!, rozpakowuję osiołka, szybki prysznic, przebieram się w cywilne ciuchy i jak prawdziwy europejczyk idę skosztować specjałów tutejszej kuchni. Zamawiam słynną i polecaną ciorbę de burtę i bezpieczny grilled pork, na tyle zresztą pozwala obopólna znajomość angielskiego moja i pani kelnerki.
W oczekiwaniu na posiłek zwiedzam pobliską okolicę. Okazuje się że kontakt ze światem tu kiedyś był, niestety został zerwany:
Obrazek

Na horyzoncie widać już moje jutrzejsze przeznaczenie i to po co tu tyle kilometrów przejechałem:
Obrazek

Posilony udaję się na zasłużony odpoczynek. Przelatuję jeszcze szybko po kanałach tutejszej TV, w końcu wybuliłem tyle siana że jak jest TV to trzeba skorzystać. Wi-Fi na szczęście też jest więc szybki przegląd internetu, jakiś mail do ukochanych dziewczyn i zapadam w sen.

Przejechane 501km

i mapka:
https://goo.gl/maps/CrCgrWWz5172
Awatar użytkownika
yummy
Posty: 1166
Rejestracja: 03 lipca 2009, 13:35
Motocykl: B12 '99
Lokalizacja: Transylwania
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: yummy »

Foty robi? Robi! I to jakie! Czekam z niecierpliwością, co się będzie działo na tych węgierskich MOPach.
PS Dlaczego jechałeś sam?
Nie jedź szybciej, niż umiesz myśleć.

Były: Virago 125, GSX-S 750 '19
Jest: Bandit 1200 '99
W planach: jakieś lekkie enduro
Awatar użytkownika
kris2k
Posty: 3403
Rejestracja: 15 czerwca 2010, 07:24
Motocykl: GuStaw
Lokalizacja: Pabianice
Wiek: 52
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: kris2k »

A bo samemu, droga koleżanko, smakuje zupełnie inaczej ;)
Awatar użytkownika
DAREK.S
Posty: 2091
Rejestracja: 05 listopada 2008, 21:19
Motocykl: XV750, 1990; ST1300
Lokalizacja: Ruda Śląska
Wiek: 48
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: DAREK.S »

kris2k pisze:A bo samemu, droga koleżanko, smakuje zupełnie inaczej ;)
Szczęściarz cholercia ;-) Ja proszę się i proszę, a Monika za nic samego nie chce mnie puścić. :-( Tłumaczę jej, że będzie nudno, niewygodnie i nieciekawie i że serca mnie boli ją tak męczyć w podróży. Nawet obietnice, że po powrocie jej wszystko dokładnie opowiem i pokaże na fotkach nie pomagają. Uczepiła się tylnego siedzenia i zrzucić nie idzie. Chyba pozostaje mi tylko ucieczka z domu. ;-) :-D

A tak poważniej - zazdroszczę podróży i dołączam do grona oczekujących z niecierpliwością na kolejne części relacji. Dobrze się zaczęło, opowiadaj dalej. :rock:
Tak wiele miejsc, tak mało czasu...
:chopper:
Nasze podróże:
Słowenia, Chorwacja, Węgry, Rumunia, Alpy-AT,CH,IT, Alpy-DE,CH,FR, Norwegia
Awatar użytkownika
tylust
Posty: 2698
Rejestracja: 13 stycznia 2014, 09:26
Motocykl: XV 750 1982r.
Lokalizacja: Kalisz - Wlkp.
Wiek: 51
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: tylust »

Nigdy nie byłem w Rumunii, a robi się zachęcająco :P :bravo: Niewiele piszesz o nowym nabytku :chopper: czyli jak rozumiem jesteś zadowolony :mrgreen:
Tomek
Awatar użytkownika
yummy
Posty: 1166
Rejestracja: 03 lipca 2009, 13:35
Motocykl: B12 '99
Lokalizacja: Transylwania
Status: Offline

Re: Na podbój Rumunii!

Post autor: yummy »

Akurat kogo jak kogo, ale mnie o zaletach samotnej jazdy nie trzeba przekonywać :P
Tylust, nie pisze, bo się pewnie wstydzi kolejnej swojej padliny taksówkarskiej :P
Nie jedź szybciej, niż umiesz myśleć.

Były: Virago 125, GSX-S 750 '19
Jest: Bandit 1200 '99
W planach: jakieś lekkie enduro
ODPOWIEDZ