Moja bordowa XV 700 87 rok
Brata niebieska XV 750 92 rok.
Trasa przejechana bo planowana miała być nieco inna.
https://www.google.com/maps/dir/51.6144 ... m1!4e1!3e0
Kierunek wybraliśmy ze względu na to, że byłem w tych rejonach w zeszłym roku i od razu wiedziałem, że wyjazd motocyklowy będzie kapitalny. Do trasy dodałem kilka punktów aby było ciekawiej i główne atrakcje to:
Grossglockner, passo dello stelvio, przełęcz gavia, objazd jeziora lago di garda, wenecja i na powrocie bardzo ciekawa kręta trasa trenta w okolicach vrsiska cesta.
Ruszamy w piątek rano. Spotkanie umówione na obwodnicy Katowic. Ja ruszam dopiero o 10:00. Mam mniej kilometrów do przebycia i cały czas autostrada ale brat ma ponad godzinę przewagi. Pogoda świetna pomimo, że prognozy nie były najlepsze i do końca nie wiedzieliśmy czy wyjazd wypali. Zaraz przy wjeździe na autostradę bardzo długi korek – biorę z prawej, za jakieś 8 km corsa leży na dachu, urwane koło wraz z amortyzatorem. Czarnego worka nie widać to chyba nie jest źle. Przed Piotrkowem Tryb znowu mocne zatwardzenie ale daje się to wszystko ominąć. Jadę cały czas 140, czasem łapie 150. Wyprzedzam niemal wszystkie grupki motocyklistów. Wiadomo virago


Docieramy do jeziora Dyja i tu postanawiamy zrobić nocleg. Co prawda jest zakaz biwakowania ale stoi kilka namiotów wędkarskich. Przy jeziorze jest buda z kebabem i piwem wiec korzystamy.


W nocy lekko padało. Nic się nie wyspaliśmy. Szybkie pakowanie, śniadanie i ruszamy. Nasz cel na dziś zell am see – 503 km do zrobienia. Po drodze nuda jak pieron i silny wiatr. Jak zawsze postoje co jakiś czas.


W czasie tankowania po 200 km brata virago spala ponad dwa litry więcej od mojej. Wspominał że już wcześniej zaczęła palić sporo. Brat był na regulacji jakieś 1500 km temu i myśleliśmy, że gość coś spier… Po 450ciu km brat cos mówi, że maszyna pod górę mu idzie. cienko ale zbierał się za mną normalnie wiec pomyśleliśmy, że pod górę to każdy kuca


Na camping docieramy godzinę później. Spotykamy tam grupkę Polaków z podobnymi planami do naszych.

W nocy też nieźle pada ale poranek pomimo, że dość mglisty to zapowiada się całkiem ok. Szybkie śniadanie, pakowanie i gotowi jesteśmy do startu. Docieramy do bramek, opłata i małe wciaganko pod górę. Jadwiga idzie jak wściekła, mocy jej nie brakuje, za mną dzielnie wspina się brat. Co chwila robimy przystanki ale wiem, że na samym szczycie widok jest miazga:D. docieramy na szczyt. No prawie, kto był ten wie, że na nim jest kolejny szczyt wyłożony kamieniami, wbijam się tam ile fabryka, puste wydechy dodają adrenaliny





Wstępnie chcieliśmy jechać na Lintz ale nie wiadomo jakie podjazdy tam będą i jak ugrzęźniemy gdzieś w połowie to dopiero będzie porażka – decyzja – jedziemy na dół do zell am see. Po dotarciu znowu telefon a w sumie kilka. Gość mówi, że w niedzielę wszystkie warsztaty w austrii pozamykane. Kilka wypalonych papierosów i dochodzimy do wniosku żeby jechać do domu. 30ści km/h to 30 no bo co niby mamy robić w niedzielę o 11stej. Jutro postawią nam moto w warsztacie podłubią w nosie i wtorek zaraz. 3 dni w plecy. Odwołujemy akcje z holowaniem i palimy maszyny. Brat jedzie na czole bo nie wiadomo czy w ogóle wbije 3jkę. Ale ku naszemu zaskoczeniu maszyna idzie. Czasem na prostej udaje się złapać 110.Moze wysokie rzadkie powietrze mu szkodzi ?


Wiec obieramy kierunek, bratu już wszystko jedno, jak się rozkraczy to zepchniemy ja do rowu i wrócimy jednym. Wybieramy nowy kierunek i to widokowo był strzał w 10. Trafiamy na piękna trasę chyba z 10cio km tunelem, zaraz potem piękne serpentyny w dół. Widoki bajka, jedyne czego się obawiam to jeśli są zjazdy to będą i podjazdy. Pod górę daje się jechać bez problemu 70 km/h. Szybciej i tak się nie da ze względu na ilość zakrętów a jest ich naprawdę dużo. Brata virago ma zajebisty apetyt na paliwo więc tankujemy często. Po drodze łapie nas przelotny deszcz. Wkładamy spodnie i jedziemy dalej.

Wjeżdżamy do Włoch, z nawigacji widzę, że same zadupia i lasy, drogi kręte dające mega frajdy z jazdy. Brata virago czasem zadymia jak passat. Zatrzymujemy się aby sprawdzić gdzie najbliższy CPN – za 30 km - jest obawa, że nie dojedziemy bo w niebieskim moto kontrolka zapaliła się jakiś czas temu. Dojeżdżamy do auronzo di cadore. Jest stacja ale cimno – zamknięta. Udajemy się do kolejnej. Oświetlone ale buda zamknięta. Ręce opadają. Pytam tubylca czy jest gdzieś cos w pobliżu a ten, że to samoobsługa na kartę lub banknoty. Jesteśmy uratowani.
Miejscowość leży przy pięknym zalewie zrobionym z przepływającego strumienia górskiego. Woda niebieska wiec podjeżdżamy z drugiej strony i wychaczamy kapitalna miejscówkę.



Oczywiście kąpiel obowiązkowa. Obok nas nocuje jakieś małżeństwo z Rumunii w aucie. Siedzimy i gadamy na temat wenecji. Mnie jakoś ona nie bawi zbytnio i nie mam ciśnienia aby tam jechać. Dodatkowo patrzę na mapę i nie uśmiecha mi się przebijać przez te metropolie, dodatkowo informacja o pozostawieniu moto gdzieś sporo wcześniej nie dodaje optymizmu. Automapa pokazuje, że dojazd do wenecji 160 km to ok 4 godziny to już całkiem porażka. Wspólnie dochodzimy do wniosku, że zdechniętym motocyklem może lepiej nie ryzykować.
Rano pobudka, pakowanie i ruszamy. Po drodze jak zwykle urokliwe miejsca i trasy kręte. Kurde same zjazdy. Może jak są podjazdy to się tego tak nie odczuwa. Kupa frajdy. Po drodze jedziemy przez jakieś miasteczko. W czasie wjazdu pod stromą górę zauważamy serwis motocyklowy. Postanawiamy się zatrzymać i zasięgnąć porady u lokalnego magika.

W warsztacie ze 20 motocykli i kilka trajek z budą. Widać, że gość się nie nudzi. Facet ok 60tki ni w ząb nie kuma po angielsku ale na migi wie o co chodzi. Bierze jakieś elektroniczne ustrojstwo, mierzy jeden cylinder, potem drugi i od razu mówi – że ten. Nie wiem co to był termometr jakiś? Wykręca świece – dramat. Sadze jak na lokomotywie. Zakłada nowe świece ale nic to nie pomaga. Wyjmuje jakieś urządzenie na podstawkach i pokazuje nam, że iskra jest bardzo dobra. Do gaźników jeszcze nie zagląda. Przynosi jakiś elektroniczny barometr – będzie mierzył ciśnienie. Odpalam fajkę. Brat mówi, że jest 11,5. Kurwa to rakieta przecież. Ale zaraz zaraz na przednim 5,2, na tylnym 6,4 no japierdole to w sumie 11,5. Miły Włoch przemówił – mammamija engine is kaput. No to teraz wiemy że silnik zdechł prawie na amen i jest obawa, że nie dojedziemy a przed nami jeszcze 1300 km. Włoch nie bierze od nas ani centa pomimo że zginał się koło nas ze 30 minut z przerwami na krótkie pogadanki z okoliczną ludnością.
Ruszamy dalej a tak naprawdę to się musimy cofnąć bo góra jest tak zajebista, że virka nie podjedzie pod nią i trzeba nabrać rozpędu. Udało się jedziemy dalej. Podjazdów coraz mniej, kilometry lecą.


Wpadamy na autostradę – znowu nuda. Brat ciągnie na przodzie bo nie wiadomo ile maszyna wytrzyma. Jest piekielnie gorąco, straszne uderzenia żaru. W takich warunkach virago ledwie idzie 70. W zimnych tunelach odżywa i nawet buja się do 110 a z góry nawet 120. Tylko patrzę jak zaraz wał wyjdzie bokiem i zaleje mnie gęsta plama oleju ale o dziwo nic takiego się nie dzieje poza strasznym apetytem na paliwo i chmurą od czasu do czasu z wydechu. Stajemy gdzieś na mopie w okolicy Gleisdorf. Jest godzina 19. Pytanie ruszać dalej czy kimamy tu. Ja znalazłem świetna miejscówkę ale trzeba pokonać dwa strome podjazdy po trawie. Czekamy aż osobówki się rozjadą, na mopie zostają tylko ciężarówki. Wjeżdżamy na teren zielony, kierowcy się podśmiewają, udajemy się za spory lasek i mamy piękna miejscówkę do noclegu gdzie na pewno nikt nie przyjdzie.

Rano pobudka. Przed nami 830 km. Mamy zamiar zrobić to w jeden dzień. Wiedeń zakorkowany i sporo remontów ale udaje siego przejechać. Niebieska virago idzie jak wczoraj, Z górki nawet 120 ale obawa, że cos się wykrzyczy jest. Na autostradzie moja gaśnie, wszystko padło nic nie świeci. Mam zamontowany własnej roboty regulator napięcia i od razu pomyślałem, że pieron go strzelił. Moja prędkość spadła do 30 km h i nie wiadomo co się dzieje. Nagle patrzę i ten pomarańczowy włącznik sam się wyłączył albo go niechcący kciukiem musiałem trącić. Wciskam w poz on i od razu gada

Zapaliła jednak ale szukamy nowego silnika
