JURA 2015 - 1000 km małą virażką we dwoje
: 17 sierpnia 2015, 22:18
Nadeszła pora pochwalić się swoim letnim osiągnięciem z turystyki motocyklowej po Polsce. Pomysł biegał po głowie od początku sezonu. Początkowo myślałem, że uda się namówić kogoś z mniejszych pojemności lub większe moto które dostosuje się do wolniejszej jazdy mojej małej virażki. Ostatecznie wypad zaproponowałem mojej drugiej połowie, która od jakiegoś czasu towarzyszy mi w moto-pomysłach mniej lub bardziej szalonych. Ponieważ test odbył się w tym roku na Przystanek Woodstock i wypadł pozytywnie (ja, Marysia, namiot, śpiwory i trochę potrzebnych dupereli załadowanych na 125-tkę) podjęliśmy szybką decyzję ? jedziemy na Jurę Krakowsko-Częstochowską.
Rezerwacji dokonaliśmy telefonicznie w Agroturystyce ?Orlik? ? Kiełkowice koło Ogrodzieńca. Polecam sympatycznych właścicieli i dobrą lokalizację na eksplorację Jury.
Wyjechaliśmy z domu w środę około 9:00. Niestety sprawdziły się prognozy i upały 35-38`C panowały przez większość trasy. Złamałem swoją żelazną zasadę i całą trasę do Kiełkowic przejechaliśmy w dżinsach i koszulkach z krótkim rękawem. Inaczej się po prostu nie dało walczyć z tym upałem. Po kilku postojach w klimatyzowanych stacjach benzynowych około 14:00 dotarliśmy do Orlika. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie jakość dróg po których się poruszaliśmy. Na 300-stu kilometrowym odcinku może około 20-30 km to asfalt połatany i bardzo nierówny. Reszta naprawdę bardzo równa i czysta od niespodzianek.
Po rozpakowaniu moto jeszcze tego samego dnia ruszyliśmy zwiedzić Zamek Ogrodzieniec i Smoleń. Ten pierwszy po przejechaniu całej zaplanowanej trasy zasłużył w naszych oczach na miano centrum Szlaku Orlich Gniazd ze względu na atrakcyjność dla zwiedzających, gastronomię, liczne stoiska z pamiątkami, park miniatur oraz park techniki. Wszystko w jednym miejscu a zwiedzania na wiele godzin. Smoleń niestety okazał się być zamknięty dla zwiedzających ponieważ jego stan stwarza niebezpieczeństwo dla turystów. To niestety problem wielu obiektów na szlaku, które są obecnie niedostępne z dwóch powodów. Albo brak funduszy i ruiny się walą, albo napływ funduszy i trwają remonty uniemożliwiające zwiedzanie. Taka oto sytuacja...
Czwartek to pełny dzień na Jurze, więc z naszego sympatycznego noclegu udaliśmy się w kierunku krakowskiej części szlaku. Rozpoczęliśmy od Ojcowskiego Parku Narodowego mijając po drodze zamknięty Zamek Smoleń. Pierwszy przystanek to Zamek Pieskowa Skała. Niestety zamknięty z tego bardziej optymistycznego powodu. Praca wre na pociechę przyszłych zwiedzających. Pozostała radość z Maczugi Herkulesa i wspaniałych winkli na drodze 773. Piękne białe skały z lewej i prawej, równa droga z zakrętami ? czego chcieć więcej. Dalej skierowaliśmy się do Zamku Ojców ? otwartego dla zwiedzający. Za drobną opłatą kilku złotych można wejść i zobaczyć ruiny i piękne widoki okolicy. Zahaczyliśmy po drodze o Kapliczkę Na Wodzie, by naginając trochę przepisy ruchu drogowego i wjechać ostateczni pod Bramę Krakowską mijając po drodze Jaskinię Ciemną. Koło niej zrozumieliśmy swój błąd. Nie zabierając kurtek nie mamy co szukać w jaskini w której jest kilka stopni w plusie. No cóż, następnym razem... Okolice Ojcowa to perełka Szlaku Orlich Gniazd ? polecam gorąco. A propo gorąco, to był kolejny dzień z temperaturą dobijającą do 40`C.
Kolejny na naszej trasie był Zamek Korzkiew. Piękny, zadbany, odnowiony, w możliwością organizacji przyjęć i otwarty dla zwiedzających. Końcowy podjazd pod bramę na jedynce ? naprawdę stromy, lecz krótki odcinek.
Zamek Rabsztyn to kolejny z otwartych zamków, a w zasadzie jego ruiny z jedną zachowaną częścią, w pomieszczeniach której można za drobne zobaczyć kilka eksponatów. Jest nadzieja, bo prace remontowe trwają, a lokalizacja obiektu ciekawa i okolica malownicza. Tu udało nam się podjechać prawie pod samą bramę (nie pamiętam tylko, czy znów jakiś przepis nie nagięliśmy ? ale co tam, szkód nie wyrządziliśmy). Ogólnie miłe jest to, że moto dotrze tam gdzie puszka nie wjedzie
W trakcie przejazdu przez miejscowość Chełmno zauważyliśmy zjazd na punkt widokowy Dąbrówka. Oczywiście podjechaliśmy jak tylko blisko się dało i przed nami ukazała się Pustynia Błędowska. Czy do końca wygląda jak pustynia, to mam wątpliwości, ale kawał terenu piaszczystego też dało się zauważyć. A w obecnie panujących warunkach atmosferycznych klimat pustynny dało się odczuć.
Podsumowaniem dnia okazał się Gród na Górze Birów koło Podzamcza. Współcześnie zrekonstruowany obiekt z drewnianych bali. Swoją drogą fajne miejsce na zlot motocyklowy, tylko z dojazdem gorzej by było... Padnięci i lekko przegrzani wylądowaliśmy w naszej kwaterze gdzie przewidując wcześniej bieg wydarzeń czekało na nas schłodzone w lodówce piwko. Mniam...
Piątek oznaczał dla nas kierunek północny na mapie szlaku, a w zasadzie północno-zachodni w kierunku Częstochowy. Pierwszy przystanek po małym błądzeniu leśnymi duktami to Zamek w Morsku. Kolejna atrakcja historyczna zamknięta dla zwiedzających i niestety nie rokująca w najbliższej przyszłości. Wokół komercyjny ośrodek wypoczynkowy, gastronomia czynna tylko w weekendy. W głowach utkwiły nam wszędobylskie czerwone mrówki i ławeczka do wykonania której użyto kilka par nart. Taki pomysł...
Dalej było już lepiej. Zamek w Mirowie ? częściowo ruiny, lecz robiący przyjemne wrażenie. Mała infrastruktura z parkingiem i zimnymi napojami, ładne widoki okolicy i coś tam w kwestii remontowej się działo więc był zamknięty. Niby nic wielkiego ale polecam odwiedzić.
Około 2 km dalej dotarliśmy do zamku w Bobolicach. To klasyczny przykład nowoczesnej historii. Po wojnie uwłaszczenie. Właściciel pola otrzymał taki oto prezent od państwa na środku swojej roli. Do roku 2000 myślał biedny co z tym fantem zrobić, aż przyszedł pan senator z dostępem do gotówki i pomysłem na dotacje i kupił od nieszczęśnika obiekt wraz z polem i jak się okazało pobliską wioską. Zamek wyremontował, udostępnił zwiedzającym wraz z kustoszem, obok wybudował restaurację i hotel (nocleg za jedyne 250,-/osobodoba) i tak to leci...
Kolejnym miejscem które chcieliśmy odwiedzić był Ostrężnik i Niegowa, ale nasz telefon z GPS-em osiągnął taką temperaturę, że w ruch poszły papierowe mapy. Niestety z zaplanowanych miejscowości wyszło coś innego ale też sympatycznego. Pstrągarnia niedaleko Złotego Potoku. Nie będę się pastwił nad czytającymi, bo może ktoś akurat głodny ale było nieziemsko pysznie. Chrupiąca skórka z delikatnym rybim tłuszczykiem spływającym na pachnące świeże, białe mięsko i... dobra tego miało nie być. POLECAM!!!
Dalej skierowaliśmy się na Olsztyn z planem odwiedzenia kilku przelotnie napotkanych atrakcji jak Brama Twardowskiego i Pustynia Siedlecka. Zamek w Olsztynie, choć w zasadzie to co z niego zostało robi wrażenie swojej wielkości. Pomimo panującego upału wspięliśmy się na ocalałą wieżę, z której przez lunetę obserwowaliśmy budynki w Częstochowie. To musiała być naprawdę imponująca budowla. Opłaty za zwiedzanie drobne, pod zamkiem punkty z pamiątkami i gastronomia. Można odpocząć w cieniu i zaplanować dalszą trasę.
Na finał dnia zostawiliśmy sobie ruiny Zamku Siewierz. Dotarliśmy do nich jadąc trasą nr ?1? i to była przerwa od błogiego odpoczynku. Korki, kierowcy aut wściekli na siebie nawzajem, nerwowo ? taki wyścig szczurów na drodze. My na szczęście w korkach stać nie musieliśmy (zaleta moto) ale nie wszystkim puszkarzom to się podobało. My asertywnie do przodu ? to ich problem nie nasz. Uśmiech i pierwsi pod sygnalizacją. Ruiny w Siewierzu zamknięte dla zwiedzających a prac remontowych nie widać. Zainwestowano w oświetlenie i monitoring i chyba kasa się na razie skończyła. Pozostaje trzymać kciuki. Naszymi ulubionymi, nie głównymi drogami typu ?jednocyfrowego?, dotarliśmy do Ogrodzieńca i pokoju w Kiełkowicach, by po zmroku jeszcze raz wsiąść na moto i udać się na nocne zwiedzanie pobliskiego zamku. Było i ?straszno i smieszno?.
Sobota to już dzień powrotu, ale żeby nie było tak prosto i szybko te 300 km które pozostały do domu podzieliliśmy na dwa etapy. Pierwszy zakończył się na zlocie motocyklowym w Bralinie koło
Kępna, gdzie spotkaliśmy Krzycha123 z żoną (pozdrowienia) i innych znajomych motocyklistów. Tu przeczekaliśmy burze, by przed 21:00 udać się ciemnymi leśnymi drogami w asyście błyskawic, ale co najważniejsze na sucho, w drogę do domu. O godzinie 23:00 moto stało już w garażu rozpakowane. W niedzielę zaliczyłem motopiknik w Kościanie na o22o z córką, ale to już taka jednostka chorobowa, której nie zamierzam leczyć...
Podsumowując naszą małą wyprawę zrobiliśmy na Jurę i z powrotem równo 1000 km (+/- 2 km). Moto spisuje się świetnie. Zrobiłem nim przez trochę ponad rok 13.000 km. Naprawdę niezawodny model, a jak kupowałem sprzedający mówił: ?...Zapłacisz pan i będziesz zadowolony...?. Moja dzielna 125-tka zawiozła mnie i mojego plecaczka z bagażem w kufrze, sakwach i torbie na kufrze wszędzie tam gdzie chciałem. Średnio jechaliśmy 80-90 km/h. Zdarzyło się przekroczyć momentami setkę ale oczywiście zdarzyło się wspinać 50-60 na 3-cim biegu. W końcu to jednak był teren górzysty. Moto spaliło średnio 3l/100 km. Wyprawę wspominam bardzo miło i już mam pomysły na kolejne. Moto nie zmieniam, bo nie widzę potrzeby. Życzę wszystkim zadowolenia ze swoich motocykli takiego jak mam ja. LwG!
Zdjęcia:
https://goo.gl/photos/V4Rw7b4ZdB76r66Y9
Mapy:
Środa
https://goo.gl/maps/txQeh
Czwartek
https://goo.gl/maps/LR3CW
https://goo.gl/maps/MbZGG
Piątek
https://goo.gl/maps/9QcDw
Sobota
https://goo.gl/maps/Rzkwy
Rezerwacji dokonaliśmy telefonicznie w Agroturystyce ?Orlik? ? Kiełkowice koło Ogrodzieńca. Polecam sympatycznych właścicieli i dobrą lokalizację na eksplorację Jury.
Wyjechaliśmy z domu w środę około 9:00. Niestety sprawdziły się prognozy i upały 35-38`C panowały przez większość trasy. Złamałem swoją żelazną zasadę i całą trasę do Kiełkowic przejechaliśmy w dżinsach i koszulkach z krótkim rękawem. Inaczej się po prostu nie dało walczyć z tym upałem. Po kilku postojach w klimatyzowanych stacjach benzynowych około 14:00 dotarliśmy do Orlika. Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie jakość dróg po których się poruszaliśmy. Na 300-stu kilometrowym odcinku może około 20-30 km to asfalt połatany i bardzo nierówny. Reszta naprawdę bardzo równa i czysta od niespodzianek.
Po rozpakowaniu moto jeszcze tego samego dnia ruszyliśmy zwiedzić Zamek Ogrodzieniec i Smoleń. Ten pierwszy po przejechaniu całej zaplanowanej trasy zasłużył w naszych oczach na miano centrum Szlaku Orlich Gniazd ze względu na atrakcyjność dla zwiedzających, gastronomię, liczne stoiska z pamiątkami, park miniatur oraz park techniki. Wszystko w jednym miejscu a zwiedzania na wiele godzin. Smoleń niestety okazał się być zamknięty dla zwiedzających ponieważ jego stan stwarza niebezpieczeństwo dla turystów. To niestety problem wielu obiektów na szlaku, które są obecnie niedostępne z dwóch powodów. Albo brak funduszy i ruiny się walą, albo napływ funduszy i trwają remonty uniemożliwiające zwiedzanie. Taka oto sytuacja...
Czwartek to pełny dzień na Jurze, więc z naszego sympatycznego noclegu udaliśmy się w kierunku krakowskiej części szlaku. Rozpoczęliśmy od Ojcowskiego Parku Narodowego mijając po drodze zamknięty Zamek Smoleń. Pierwszy przystanek to Zamek Pieskowa Skała. Niestety zamknięty z tego bardziej optymistycznego powodu. Praca wre na pociechę przyszłych zwiedzających. Pozostała radość z Maczugi Herkulesa i wspaniałych winkli na drodze 773. Piękne białe skały z lewej i prawej, równa droga z zakrętami ? czego chcieć więcej. Dalej skierowaliśmy się do Zamku Ojców ? otwartego dla zwiedzający. Za drobną opłatą kilku złotych można wejść i zobaczyć ruiny i piękne widoki okolicy. Zahaczyliśmy po drodze o Kapliczkę Na Wodzie, by naginając trochę przepisy ruchu drogowego i wjechać ostateczni pod Bramę Krakowską mijając po drodze Jaskinię Ciemną. Koło niej zrozumieliśmy swój błąd. Nie zabierając kurtek nie mamy co szukać w jaskini w której jest kilka stopni w plusie. No cóż, następnym razem... Okolice Ojcowa to perełka Szlaku Orlich Gniazd ? polecam gorąco. A propo gorąco, to był kolejny dzień z temperaturą dobijającą do 40`C.
Kolejny na naszej trasie był Zamek Korzkiew. Piękny, zadbany, odnowiony, w możliwością organizacji przyjęć i otwarty dla zwiedzających. Końcowy podjazd pod bramę na jedynce ? naprawdę stromy, lecz krótki odcinek.
Zamek Rabsztyn to kolejny z otwartych zamków, a w zasadzie jego ruiny z jedną zachowaną częścią, w pomieszczeniach której można za drobne zobaczyć kilka eksponatów. Jest nadzieja, bo prace remontowe trwają, a lokalizacja obiektu ciekawa i okolica malownicza. Tu udało nam się podjechać prawie pod samą bramę (nie pamiętam tylko, czy znów jakiś przepis nie nagięliśmy ? ale co tam, szkód nie wyrządziliśmy). Ogólnie miłe jest to, że moto dotrze tam gdzie puszka nie wjedzie
W trakcie przejazdu przez miejscowość Chełmno zauważyliśmy zjazd na punkt widokowy Dąbrówka. Oczywiście podjechaliśmy jak tylko blisko się dało i przed nami ukazała się Pustynia Błędowska. Czy do końca wygląda jak pustynia, to mam wątpliwości, ale kawał terenu piaszczystego też dało się zauważyć. A w obecnie panujących warunkach atmosferycznych klimat pustynny dało się odczuć.
Podsumowaniem dnia okazał się Gród na Górze Birów koło Podzamcza. Współcześnie zrekonstruowany obiekt z drewnianych bali. Swoją drogą fajne miejsce na zlot motocyklowy, tylko z dojazdem gorzej by było... Padnięci i lekko przegrzani wylądowaliśmy w naszej kwaterze gdzie przewidując wcześniej bieg wydarzeń czekało na nas schłodzone w lodówce piwko. Mniam...
Piątek oznaczał dla nas kierunek północny na mapie szlaku, a w zasadzie północno-zachodni w kierunku Częstochowy. Pierwszy przystanek po małym błądzeniu leśnymi duktami to Zamek w Morsku. Kolejna atrakcja historyczna zamknięta dla zwiedzających i niestety nie rokująca w najbliższej przyszłości. Wokół komercyjny ośrodek wypoczynkowy, gastronomia czynna tylko w weekendy. W głowach utkwiły nam wszędobylskie czerwone mrówki i ławeczka do wykonania której użyto kilka par nart. Taki pomysł...
Dalej było już lepiej. Zamek w Mirowie ? częściowo ruiny, lecz robiący przyjemne wrażenie. Mała infrastruktura z parkingiem i zimnymi napojami, ładne widoki okolicy i coś tam w kwestii remontowej się działo więc był zamknięty. Niby nic wielkiego ale polecam odwiedzić.
Około 2 km dalej dotarliśmy do zamku w Bobolicach. To klasyczny przykład nowoczesnej historii. Po wojnie uwłaszczenie. Właściciel pola otrzymał taki oto prezent od państwa na środku swojej roli. Do roku 2000 myślał biedny co z tym fantem zrobić, aż przyszedł pan senator z dostępem do gotówki i pomysłem na dotacje i kupił od nieszczęśnika obiekt wraz z polem i jak się okazało pobliską wioską. Zamek wyremontował, udostępnił zwiedzającym wraz z kustoszem, obok wybudował restaurację i hotel (nocleg za jedyne 250,-/osobodoba) i tak to leci...
Kolejnym miejscem które chcieliśmy odwiedzić był Ostrężnik i Niegowa, ale nasz telefon z GPS-em osiągnął taką temperaturę, że w ruch poszły papierowe mapy. Niestety z zaplanowanych miejscowości wyszło coś innego ale też sympatycznego. Pstrągarnia niedaleko Złotego Potoku. Nie będę się pastwił nad czytającymi, bo może ktoś akurat głodny ale było nieziemsko pysznie. Chrupiąca skórka z delikatnym rybim tłuszczykiem spływającym na pachnące świeże, białe mięsko i... dobra tego miało nie być. POLECAM!!!
Dalej skierowaliśmy się na Olsztyn z planem odwiedzenia kilku przelotnie napotkanych atrakcji jak Brama Twardowskiego i Pustynia Siedlecka. Zamek w Olsztynie, choć w zasadzie to co z niego zostało robi wrażenie swojej wielkości. Pomimo panującego upału wspięliśmy się na ocalałą wieżę, z której przez lunetę obserwowaliśmy budynki w Częstochowie. To musiała być naprawdę imponująca budowla. Opłaty za zwiedzanie drobne, pod zamkiem punkty z pamiątkami i gastronomia. Można odpocząć w cieniu i zaplanować dalszą trasę.
Na finał dnia zostawiliśmy sobie ruiny Zamku Siewierz. Dotarliśmy do nich jadąc trasą nr ?1? i to była przerwa od błogiego odpoczynku. Korki, kierowcy aut wściekli na siebie nawzajem, nerwowo ? taki wyścig szczurów na drodze. My na szczęście w korkach stać nie musieliśmy (zaleta moto) ale nie wszystkim puszkarzom to się podobało. My asertywnie do przodu ? to ich problem nie nasz. Uśmiech i pierwsi pod sygnalizacją. Ruiny w Siewierzu zamknięte dla zwiedzających a prac remontowych nie widać. Zainwestowano w oświetlenie i monitoring i chyba kasa się na razie skończyła. Pozostaje trzymać kciuki. Naszymi ulubionymi, nie głównymi drogami typu ?jednocyfrowego?, dotarliśmy do Ogrodzieńca i pokoju w Kiełkowicach, by po zmroku jeszcze raz wsiąść na moto i udać się na nocne zwiedzanie pobliskiego zamku. Było i ?straszno i smieszno?.
Sobota to już dzień powrotu, ale żeby nie było tak prosto i szybko te 300 km które pozostały do domu podzieliliśmy na dwa etapy. Pierwszy zakończył się na zlocie motocyklowym w Bralinie koło
Kępna, gdzie spotkaliśmy Krzycha123 z żoną (pozdrowienia) i innych znajomych motocyklistów. Tu przeczekaliśmy burze, by przed 21:00 udać się ciemnymi leśnymi drogami w asyście błyskawic, ale co najważniejsze na sucho, w drogę do domu. O godzinie 23:00 moto stało już w garażu rozpakowane. W niedzielę zaliczyłem motopiknik w Kościanie na o22o z córką, ale to już taka jednostka chorobowa, której nie zamierzam leczyć...
Podsumowując naszą małą wyprawę zrobiliśmy na Jurę i z powrotem równo 1000 km (+/- 2 km). Moto spisuje się świetnie. Zrobiłem nim przez trochę ponad rok 13.000 km. Naprawdę niezawodny model, a jak kupowałem sprzedający mówił: ?...Zapłacisz pan i będziesz zadowolony...?. Moja dzielna 125-tka zawiozła mnie i mojego plecaczka z bagażem w kufrze, sakwach i torbie na kufrze wszędzie tam gdzie chciałem. Średnio jechaliśmy 80-90 km/h. Zdarzyło się przekroczyć momentami setkę ale oczywiście zdarzyło się wspinać 50-60 na 3-cim biegu. W końcu to jednak był teren górzysty. Moto spaliło średnio 3l/100 km. Wyprawę wspominam bardzo miło i już mam pomysły na kolejne. Moto nie zmieniam, bo nie widzę potrzeby. Życzę wszystkim zadowolenia ze swoich motocykli takiego jak mam ja. LwG!
Zdjęcia:
https://goo.gl/photos/V4Rw7b4ZdB76r66Y9
Mapy:
Środa
https://goo.gl/maps/txQeh
Czwartek
https://goo.gl/maps/LR3CW
https://goo.gl/maps/MbZGG
Piątek
https://goo.gl/maps/9QcDw
Sobota
https://goo.gl/maps/Rzkwy