MINI JESIENNE KLETNO 2015 W RUMUNII
: 11 lutego 2016, 11:07
Chciałoby się powiedzieć ?Rumunia zaliczona po raz trzeci?, ale to byłoby za oczywiste i nie do końca prawdziwe, bo nie każdy z nas był w Rumunii po raz trzeci.
Więc zacznę nietypowo od zagadki: Gdzie najłatwiej się spotkać Grupie Łódź i Grupie Śląsk? Odpowiedź znajdziecie w relacji. Ale zanim ją przeczytacie zapoznajcie się z objaśnieniami zawartymi w tekście:
MY - mini Grupa Łódź w składzie : Hans4 i Emi, Maćko i Doti
ONI - mini Grupa Śląsk w składzie: Baca, Jepi i Janusz (dla wtajemniczonych Tata Zwierzaka)
TA ? Transalpina
TF ? Transfogarska
MY ? zaczęliśmy od północy czyli od Muramareszu i Bukowiny
ONI ? zaczęli od południa czyli od TA i TF
Skąd tytuł relacji? ? bo zarówno ONI jak i MY na kolejne zaliczanie Rumunii ruszyliśmy mniej więcej wtedy kiedy miało trwać Jesienne Kletno 2015
Co nas łączyło i łączy ? Motocykle, winkle, nieznane za zakrętem, przygoda ?
Co nas dzieliło ? Pogoda ? ONI mieli dwa dni w deszczu, MY mieliśmy dwa dni w słońcu
TuMarzena zrobiła dwie traski w sezonie, a MY mielibyśmy być gorsi? Nic z tego. To był żarcik oczywiście. Decyzja o wrześniowym wypadzie zapadła jeszcze w czerwcu. Początkowo padło na Alpy, ale ostatecznie postanowiliśmy, że Rumunia będzie świetnym krajem na zakończenie sezonu i zwieńczenie urlopu Emki.
Po czym poznaje się prawdziwego motocyklistę ? Nie po tym jak zaczyna ale jak kończy.
Z punktu startowego w Białce Tatrzańskiej do Sapanty wyjechaliśmy w deszczu. I w deszczu dotarliśmy na miejsce. Wprawdzie na Węgrzech na chwilę przestało padać, ale za to wiatr był taki, że nasze motory ledwo składały się w zakrętach. Dobrze chociaż, że w Sapancie mieliśmy znaną nam sprzed dwóch lat miejscówkę do spania, więc w ciemności nocy po leśnych winklach grzaliśmy ?w ciemno?. Trudy tego dnia wynagrodziło nam dopiero śniadanie przygotowane następnego ranka przez gospodynię.
Prawdę powiedziawszy każdy kolejny dzień można było rozpoczynać od słów ?znowu pada?. Nawet cmentarz w Sapancie zwiedzaliśmy w ulewnym deszczu, dobrze, że dwa lata wcześniej dość dokładnie go obejrzeliśmy. Najbardziej przydatnym ekwipunkiem podczas całej eskapady były ?przeciw deszczówki?, a telefony od Bacy i opowieści o ?krótkich rękawach? i 30 stopniach tylko potęgowały naszą zazdrość i frustrację. Dlatego też podjęliśmy decyzję, że spotkamy się ze śląską ekipą gdzieś na Bukowinie, podrzucimy im swoją pogodę, niepostrzeżenie zabierając im słońce.
Spotkaliśmy się kilka kilometrów za Kacyką. Szukaliśmy noclegu, kiedy usłyszeliśmy ?bulgoty? motocykli jadących z przeciwka. Tak się szczęśliwie zdarzyło, że do spotkania doszło przed bramą z napisem ?Coliba ??. Okazało się, że właścicielka ma polskie korzenie i doskonale mówi po polsku. Obiecała nam przygotować grilla i postawić coś szklanego na stole, do tego pyszne kiszone rumuńskie ogórki według polskiego przepisu babci naszej gospodyni. Nie daliśmy się długo przekonywać a ?góralu, czy Ci nie żal?? chyba do tej pory dźwięczy w wielu rumuńskich uszach.
Obudził nas ?tupot białych mew??, ale kawa postawiła wszystkich na nogi. Postanowiliśmy wspólnie pośmigać po Bukowinie i pokazać Grupie Śląsk polskie wsie. Na ?pierwszy ogień? poszedł Nowy Soloniec, później próbowaliśmy dojechać do Polany Mikuli, ale tylko Hansowi z Emką na ich niebieskim czołgu udało się dojechać. Zwiedziliśmy jeszcze kopalnie soli w Kaczyce i nasze drogi musiały się rozstać.
Po serdecznym pożegnaniu ruszyliśmy ?ku słońcu?, zacierając ręce z radości, że los się wreszcie odwróci.
O ironio losu, wieczorna prognoza pogody uświadomiła nam, że mamy tylko dwa dni z w miarę przyzwoitą pogodą o ile skierujemy się w kierunku TF i TA bo ta wredna małpa czyt. pogoda, postanowiła się przemieścić w kierunku z którego przyjechaliśmy i gdzie właśnie pojechali ONI!!!
Poprzez wąwóz Bikos dojechaliśmy na TF. Prawdę powiedziawszy na nas (Doti i mnie) nie zrobiła już takiego wrażenia jak 3 lata temu, natomiast Emka, jak sama powiedziała, była ?delikatnie spietrana?, tym bardziej, że pod koniec dnia zaczęło delikatnie padać. Na szczęście szybko znaleźliśmy nocleg w nota bene pensjonacie, w którym kilka lat wstecz stołowali się prowadzący TOP GEAR czyli James May, Richard Hammond i Jeremy Clarkson.
Ostatni dzień bez deszczu, który nam pozostał przeznaczony był na przejechanie TA. Hans już ją ?zaliczył? z nami, kiedy wracaliśmy z Grecji. Niestety nie zobaczył wtedy zbyt wiele, bo mgła była taka, że widoczność była na kilka metrów i przyjemności z jazdy żadnej. Tym razem było inaczej dlatego wszyscy byli w pełni usatysfakcjonowani : Emka, bo na swojej pierwszej zagranicznej eskapadzie ?zaliczyła? dwie legendy- TF i TA, Hans, bo ?zaliczył? TF i wreszcie zobaczył coś na TA oprócz mgły, my, bo byliśmy w miejscach, w których wcześniej nie byliśmy i dodatkowo mile spędziliśmy czas.
Droga powrotna to już nuda : lekki deszcz, dziury w drodze wielkości ?malucha?, większy deszcz, ściana deszczu, urwany kufer, wyciek oleju, znowu deszcz okraszony wiatrem i temp. 2*C.
Do Białki dojechaliśmy wyczerpani na maxa, mokrzy, zmarznięci i głodni a szczęśliwi tylko z tego powodu, że do domu zostało niewiele drogi. Dopiero kolejnego dnia, kiedy zjedliśmy porządne śniadanie a później sowity obiad, morale wzrosło na tyle, że zaczęliśmy planować wyjazdy na kolejny rok.
W sumie przez te kilka dni przejechaliśmy 3 200 kilometrów. Zwiedziliśmy naprawdę sporo, bo poza punktami obowiązkowymi, czyt. TA, TF, Bukowina (monastyry i polskie wsie), wąwóz Bikos zobaczyliśmy jeszcze dwie kopalnie soli (w Kaczyce i w Pride), poznaliśmy kolejne prawdziwe rumuńskie wsie, zaprzyjaźniliśmy się z rumuńskim deszczem. Ale miejscem, które zrobiło na nas największe wrażenie było muzeum komunizmu w Syhocie Marmaroskim. Muzeum ? więzienie, ponura pamiątka czasów reżimu. Zapadło nam w pamięć tak głęboko, że do dzisiaj zwiedzając różne miejsca warte zobaczenia, porównujemy je do rumuńskiego muzeum. Ale widoku i zapachu rumuńskich wsi i tak nic nie przebije.
To naprawdę była fantastyczna wyprawa.
Więc zacznę nietypowo od zagadki: Gdzie najłatwiej się spotkać Grupie Łódź i Grupie Śląsk? Odpowiedź znajdziecie w relacji. Ale zanim ją przeczytacie zapoznajcie się z objaśnieniami zawartymi w tekście:
MY - mini Grupa Łódź w składzie : Hans4 i Emi, Maćko i Doti
ONI - mini Grupa Śląsk w składzie: Baca, Jepi i Janusz (dla wtajemniczonych Tata Zwierzaka)
TA ? Transalpina
TF ? Transfogarska
MY ? zaczęliśmy od północy czyli od Muramareszu i Bukowiny
ONI ? zaczęli od południa czyli od TA i TF
Skąd tytuł relacji? ? bo zarówno ONI jak i MY na kolejne zaliczanie Rumunii ruszyliśmy mniej więcej wtedy kiedy miało trwać Jesienne Kletno 2015
Co nas łączyło i łączy ? Motocykle, winkle, nieznane za zakrętem, przygoda ?
Co nas dzieliło ? Pogoda ? ONI mieli dwa dni w deszczu, MY mieliśmy dwa dni w słońcu
TuMarzena zrobiła dwie traski w sezonie, a MY mielibyśmy być gorsi? Nic z tego. To był żarcik oczywiście. Decyzja o wrześniowym wypadzie zapadła jeszcze w czerwcu. Początkowo padło na Alpy, ale ostatecznie postanowiliśmy, że Rumunia będzie świetnym krajem na zakończenie sezonu i zwieńczenie urlopu Emki.
Po czym poznaje się prawdziwego motocyklistę ? Nie po tym jak zaczyna ale jak kończy.
Z punktu startowego w Białce Tatrzańskiej do Sapanty wyjechaliśmy w deszczu. I w deszczu dotarliśmy na miejsce. Wprawdzie na Węgrzech na chwilę przestało padać, ale za to wiatr był taki, że nasze motory ledwo składały się w zakrętach. Dobrze chociaż, że w Sapancie mieliśmy znaną nam sprzed dwóch lat miejscówkę do spania, więc w ciemności nocy po leśnych winklach grzaliśmy ?w ciemno?. Trudy tego dnia wynagrodziło nam dopiero śniadanie przygotowane następnego ranka przez gospodynię.
Prawdę powiedziawszy każdy kolejny dzień można było rozpoczynać od słów ?znowu pada?. Nawet cmentarz w Sapancie zwiedzaliśmy w ulewnym deszczu, dobrze, że dwa lata wcześniej dość dokładnie go obejrzeliśmy. Najbardziej przydatnym ekwipunkiem podczas całej eskapady były ?przeciw deszczówki?, a telefony od Bacy i opowieści o ?krótkich rękawach? i 30 stopniach tylko potęgowały naszą zazdrość i frustrację. Dlatego też podjęliśmy decyzję, że spotkamy się ze śląską ekipą gdzieś na Bukowinie, podrzucimy im swoją pogodę, niepostrzeżenie zabierając im słońce.
Spotkaliśmy się kilka kilometrów za Kacyką. Szukaliśmy noclegu, kiedy usłyszeliśmy ?bulgoty? motocykli jadących z przeciwka. Tak się szczęśliwie zdarzyło, że do spotkania doszło przed bramą z napisem ?Coliba ??. Okazało się, że właścicielka ma polskie korzenie i doskonale mówi po polsku. Obiecała nam przygotować grilla i postawić coś szklanego na stole, do tego pyszne kiszone rumuńskie ogórki według polskiego przepisu babci naszej gospodyni. Nie daliśmy się długo przekonywać a ?góralu, czy Ci nie żal?? chyba do tej pory dźwięczy w wielu rumuńskich uszach.
Obudził nas ?tupot białych mew??, ale kawa postawiła wszystkich na nogi. Postanowiliśmy wspólnie pośmigać po Bukowinie i pokazać Grupie Śląsk polskie wsie. Na ?pierwszy ogień? poszedł Nowy Soloniec, później próbowaliśmy dojechać do Polany Mikuli, ale tylko Hansowi z Emką na ich niebieskim czołgu udało się dojechać. Zwiedziliśmy jeszcze kopalnie soli w Kaczyce i nasze drogi musiały się rozstać.
Po serdecznym pożegnaniu ruszyliśmy ?ku słońcu?, zacierając ręce z radości, że los się wreszcie odwróci.
O ironio losu, wieczorna prognoza pogody uświadomiła nam, że mamy tylko dwa dni z w miarę przyzwoitą pogodą o ile skierujemy się w kierunku TF i TA bo ta wredna małpa czyt. pogoda, postanowiła się przemieścić w kierunku z którego przyjechaliśmy i gdzie właśnie pojechali ONI!!!
Poprzez wąwóz Bikos dojechaliśmy na TF. Prawdę powiedziawszy na nas (Doti i mnie) nie zrobiła już takiego wrażenia jak 3 lata temu, natomiast Emka, jak sama powiedziała, była ?delikatnie spietrana?, tym bardziej, że pod koniec dnia zaczęło delikatnie padać. Na szczęście szybko znaleźliśmy nocleg w nota bene pensjonacie, w którym kilka lat wstecz stołowali się prowadzący TOP GEAR czyli James May, Richard Hammond i Jeremy Clarkson.
Ostatni dzień bez deszczu, który nam pozostał przeznaczony był na przejechanie TA. Hans już ją ?zaliczył? z nami, kiedy wracaliśmy z Grecji. Niestety nie zobaczył wtedy zbyt wiele, bo mgła była taka, że widoczność była na kilka metrów i przyjemności z jazdy żadnej. Tym razem było inaczej dlatego wszyscy byli w pełni usatysfakcjonowani : Emka, bo na swojej pierwszej zagranicznej eskapadzie ?zaliczyła? dwie legendy- TF i TA, Hans, bo ?zaliczył? TF i wreszcie zobaczył coś na TA oprócz mgły, my, bo byliśmy w miejscach, w których wcześniej nie byliśmy i dodatkowo mile spędziliśmy czas.
Droga powrotna to już nuda : lekki deszcz, dziury w drodze wielkości ?malucha?, większy deszcz, ściana deszczu, urwany kufer, wyciek oleju, znowu deszcz okraszony wiatrem i temp. 2*C.
Do Białki dojechaliśmy wyczerpani na maxa, mokrzy, zmarznięci i głodni a szczęśliwi tylko z tego powodu, że do domu zostało niewiele drogi. Dopiero kolejnego dnia, kiedy zjedliśmy porządne śniadanie a później sowity obiad, morale wzrosło na tyle, że zaczęliśmy planować wyjazdy na kolejny rok.
W sumie przez te kilka dni przejechaliśmy 3 200 kilometrów. Zwiedziliśmy naprawdę sporo, bo poza punktami obowiązkowymi, czyt. TA, TF, Bukowina (monastyry i polskie wsie), wąwóz Bikos zobaczyliśmy jeszcze dwie kopalnie soli (w Kaczyce i w Pride), poznaliśmy kolejne prawdziwe rumuńskie wsie, zaprzyjaźniliśmy się z rumuńskim deszczem. Ale miejscem, które zrobiło na nas największe wrażenie było muzeum komunizmu w Syhocie Marmaroskim. Muzeum ? więzienie, ponura pamiątka czasów reżimu. Zapadło nam w pamięć tak głęboko, że do dzisiaj zwiedzając różne miejsca warte zobaczenia, porównujemy je do rumuńskiego muzeum. Ale widoku i zapachu rumuńskich wsi i tak nic nie przebije.
To naprawdę była fantastyczna wyprawa.